niedziela, 10 sierpnia 2008

Książki







Po przeczytaniu "Dobrego Stalina" W. Jerofiejewa zostałem chwilowo bez lektury "na bieżąco", wtedy wyszukałem w stercie książek na dole "nocnej" półeczki niepozorną i cienką książeczkę "OGRÓD, POPIÓŁ" autorstwa Danilo Kiśa. To zmarły w 1989 r. w wieku 54 lat prozaik i eseista serbski. W tej jego książce rzecz dzieje się w jakichś zagadkowych miasteczkach węgierskich, to znowu serbskich, jedno jest pewne - zawsze na terenie dawnej monarchii austro-węgierskiej. Pewne wcześniejsze wspomnienia sięgają czasów tej monarchii, zaś dalsze losy rodziny toczą się tuż przed II wojną światową i w jej czasie. Większość tekstu autor poświęca swojemu ojcu, który po odmowie wydania jego kuriozalnego "Rozkładu jazdy na liniach autobusowych, okrętowych, kolejowych i lotniczych" stopniowo popadał w obłęd, a właściwie w totalne dziwactwo.
Sporo pisze też o swoich przeżyciach, przemyśleniach i czasie dojrzewania. Miejscami można się doczytać delikatnych zaznaczeń o żydowskim pochodzeniu tej rodziny i jej koligacjach. W każdym razie książka jest interesująca i dobrze mi się ją czytało, tym bardziej, że widziałem między wierszami delikatne ołówkowe japońskie notki zrobione rączką Ayano. Gdy skończyłem czytanie "OGRODU, POPIOŁU", właśnie Ayano przypomniała mi, że kiedyś zostawiła w naszym płaszowskim domku książkę Kurta Vonneguta "Syreny z Tytana". Znalazłem ją w tej samej stercie w "nocnej" półce, ale jeszcze nie zacząłem, bo przy okazji natknąłem się na "Archipelag Gułag" Sołżenicyna, akurat zmarłego kilka dni temu dysydenckiego pisarza z czasów ZSRR.
Nie jest to niestety całość, lecz jakaś I część I tomu z przedmową itp., ale ciekawe jest pochodzenie tej cienkiej i zapisanej niezmiernie drobniutkim druczkiem książeczki. Wydana jest w 1973 roku w Institut Litteraire, oczywiście Maisons Laffitte, a więc u Giedroicia w Paryżu. U góry nad napisem IMPRIME EN FRANCE jest jeszcze nadruk "Niezależna Biblioteka Krakowska". Trzeba więc zdać sobie sprawę, jaką historię ma za sobą ten niepozorny tomik. Po wydrukowaniu w paryskiej drukarni trafił do rąk kogoś, kto podjął ryzyko przemycenia go do Polski. Następnie ktoś inny zajął się jego rozprowadzaniem potajemnym - przecież w tamtych czasach "Archipelagu..." słuchało się i ja słuchałem w odcinkach w "Radio Wolna Europa", oczywiście przy niemiłosiernych wyciach i szumach sowieckich zagłuszarek.
No i czytam teraz ten początek "Archipelagu...", męcząc oczy przy tym drobnym druczku i myśląc o tym, przez ile rąk przeszła i jak się u mnie znalazła ta nie tak dawno nielegalna i groźna dla posiadacza książeczka.

Brak komentarzy: