niedziela, 28 października 2012

Dwie niespodzianki

Pierwsza niespodzianka ukazała mi się, gdy odsunąłem zasłonę w oknie. O drugiej przekonałem się za chwilę, gdy niby o ósmej nie było w TV Puls dokumentu o wielkich drapieżnikach. Nie mogę zrozumieć, dlaczego mimo włączonego praktycznie non-stop telewizora lub radia i czytanych gazet, ani razu nie natrafiłem przez ostatnie dni na przypomnienie o zimowej zmianie czasu.

czwartek, 25 października 2012

Menu

Zrobiłem sos pomidorowy typu włoskiego, choć pachniał on ryzykiem.
To wariant ziemniaczany wykorzystania sosu.
Wariant półklasyczny, bo nie spaghetti, lecz makaron "wstążki" z sosem. Jednak to nie ten pikantny sos, ale sam makaron jest dla mnie kłopotem.
Usmażyłem trzy jajka, dwa z nich miały podwójne żółtka.

czwartek, 18 października 2012

Kolaboranci

Po kretyństwie z nieotwieralnym w czasie deszczu dachem Stadionu Narodowego czyli Basenu vel Bajora Narodowego, walnęła mnie w głowę następna afera. Ręce opadają! Niczego debilne urzędasy po wstydliwej aferze z Alesiem Bialackim się nie nauczyły. Nawet się nie wstydzili nasi prokuratorzy, że przez swoją głupotę wsadzili do więzienia na 4,5 roku znanego i szanowanego białoruskiego opozycjonistę. Dzisiaj kolejna odsłona bezgranicznego kretynizmu naszych urzędasów. Właśnie usłyszałem w TV, że rozliczenia finansowe z innymi opozycjonistami wysłali na Białoruś zwykłą pocztą, co narazi kolejnych ludzi na represje ze strony reżimu. Przecież te nasze debile zachowują się jak kolaboranci Łukaszenki! Ale jak zwykle nie ma winnych, nikt nie wyleci na zbity pysk.

Moje menu

Zupa wiejska na boczku z mrożonki, ale po zabieleniu i dodaniu ketchupu nabrała charakteru.
Kanapki na kolację: z utartym żółtym serem (niby niewskazanym), z chudą szynką (wskazaną) i salami. Ta ostatnia jest oryginalna, węgierska, mocno paprykowana i chyba naprawdę z osła. I naprawdę smaczna.
Pierogi z borówkami, nie mrożone, ale ze sklepu. Polane jogurtem i miodem nawet niezłe. Niestety zbyt grube ciasto, dobrze, że całkiem miękkie.

poniedziałek, 15 października 2012

Za torami

Witaj znowu długi tunelu! Zamontowali chyba mocniejsze żarówki.
To zaułek ulicy Prokocimskiej z budynkiem, na którym jest tablica upamiętniającą katastrofę kolejową pod Szczekocinami.

niedziela, 14 października 2012

300 worków z "paszą dla wielbłądów"

Pijąc poranną kawę chyba nikt nie zastanawia się, skąd ją wszyscy mamy. My, to znaczy cały niemuzułmański świat. Już kiedyś słyszałem tą historię, ale przy okazji czytania w "Gazecie Wyborczej" druzgoczącej recenzji włoskiego filmu "Bitwa pod Wiedniem" natrafiłem na towarzyszący jej felieton. I tamże było o niejakim Jerzym Franciszku Kulczyckim - szpiegu króla Jana III Sobieskiego. Był to szlachcic urodzony w Samborze, wyznania prawosławnego, choć mimo sprawdzania w Wikipedii - nie wiem jakiej narodowości, choć nazwisko czysto polskie. W każdym razie był obywatelem Rzeczypospolitej. Wychowywał się na terenach ukraińskojęzycznych i w młodości przystał do Kozaków zaporoskich. W każdym razie Trafił do niewoli tureckiej, gdzie poznał język i kulturę naszego południowego sąsiada. Wykupiony od Turków przez serbskiego handlowca został jego tłumaczem, by z biegiem czasu założyć własny interes. Najważniejszy epizod w jego życiu, to zakradnięcie się do obozu Kary Mustafy w tureckim przebraniu w czasie oblężenia Wiednia w 1683 roku, co dało mu jasny obraz sytuacji. Wszystkie zebrane dane przekazał królowi Sobieskiemu, co pozwoliło na odpowiednie zaplanowanie i strategię odsieczy i pobicie wojsk sułtana. Wiedeńczycy uznali Kulczyckiego za bohatera, otrzymał znaczną sumę pieniędzy, dom w Wiedniu i propozycję wybrania sobie czegoś z bitewnych łupów. Ku zdziwieniu Austriaków wybrał on 300 worków z dziwnym ziarnem, które wszyscy brali za paszę dla wielbłądów. Była to nieznana wówczas w Europie kawa, o której walorach wiedział jednak Kulczycki. Niebawem otworzył on pierwszą w Wiedniu i Europie kawiarnię. I tak się zaczęła światowa kariera ożywczego napoju. Moim zdaniem to właśnie jest świetnym tematem na znakomity film. Czyli biografia Kulczyckiego i historia kawy.

piątek, 12 października 2012

Pamięć

Poranne jesienne mgły stały się codziennością.
3 marca tego roku w Chałupkach k. Szczekocin wydarzyła się straszna katastrofa kolejowa. Zginęło w niej 16 osób, w tym 3 kolejarzy. Na kolejowym budynku mieszczącym biura i pomieszczenia socjalne obok dworca Kraków-Płaszów ulokowano tablicę upamiętniającą tą tragedię. Miejsce jest samo w sobie smutne, mało uczęszczane i z koślawym chodnikiem. No cóż, uczczenie pamięci skromnych ludzi w skromnym miejscu. Wczoraj aresztowano drugą osobę, jako odpowiedzialną za spowodowanie katastrofy - pracownicę ruchu kolejowego. Nie przyznaje się do winy i odmawia składania zeznań. Pierwszego zatrzymano dróżnika lub zawiadowcę, który trafił od razu do szpitala psychiatrycznego z powodu ogromnego szoku.

sobota, 6 października 2012

Weekendowy obiad kombinowany

Awaryjny obiad na poczekaniu - jajecznica na cebuli, ziemniaczki i marchewka z groszkiem (ze słoika, ale zasmażona).

czwartek, 4 października 2012

"Tak sobie myślę"

Z tym oszczędnym czytaniem książki Stuhra, to nie taka prosta sprawa. Autora znam od wielu lat, ale tylko z ekranu. Jego role w takich filmach jak "Amator", "Wodzirej", "Seksmisja" i wielu innych ugruntowały we mnie uznanie dla niego jako aktora. Potem przyszły jego filmy autorskie, w których pokazał swoje spojrzenie na życie. W tej książce dowiaduję się, jakie ma myśli i co czuje obserwując dzisiejszą rzeczywistość (polską). Także o tym, jakie ma podejście do pracy aktorskiej i do sztuki w ogóle. Czytając jego komentarze i wspomnienia pisane w zeszycie otrzymanym od córki, można się wiele nauczyć, nawet w moim wieku. Jestem zdumiony, jak zbieżne są jego i moje poglądy na wiele tematów. Ta lektura tak mnie wciągnęła, że nic do szpitala z niej nie zostanie.

środa, 3 października 2012

Jesień

Jesień jest coraz wyraźniejsza. Nocny deszcz położył onętki w ogródku.
Pora na czytanie. Zacząłem wreszcie "Tak sobie myślę" Jerzego Stuhra. Bardzo ciekawa rzecz, wiele bliskich mi spostrzeżeń. Nie będę spieszył się z tym czytaniem, chcę zostawić sobie część lektury na szpitalny czas; w przyszły czwartek będziemy z lekarzem ustalać termin kolejnej operacji.
Autor ofiarował nam autograf 16 czerwca, kiedy byłem w szpitalu 5 dni po tamtej operacji. Ayano poszła na spotkanie autorskie i jestem jej za to wdzięczny.

wtorek, 2 października 2012

P.S.

Zawsze mnie irytuje przymusowa zmiana interfejsu w blogu, bo zawsze są z tym kłopoty. Taka "innowacja" nie wnosi nic nowego, to tylko wynik nudzenia się paru idiotów. Tym razem "miła niespodzianka" polega na tym, że gdy wrzucałem fotki po dawnemu, czyli od końca, żeby kolejność wyszła prawidłowo, zdjęcia rzeczywiście wyszły od końca. Sorry.

Powrót do dawnych deserów

W tutejszym sklepie oczywiście nie ma takiego fajnego porcjowanego schabu, ale dostałem opakowanie od siostry. Po wypłukaniu - bez bicia tłuczkiem - wystarczyło natrzeć czosnkiem, posolić i posypać pieprzem, a następnie udusić w rondelku z mieszaniną tłuszczu i wody. Dusiłem krótko, więc mięsko acz smaczne, jest troszkę twardawe. Jutro pozostałe 3 porcje "doduszę" z dodatkiem cebuli. Ćwikła z chrzanem zgrała się ze schabem. Na deser cieniutko pokrajane talarki banana zalane naturalnym jogurtem i trzema kopiatymi łyżeczkami miodu wielokwiatowego.