czwartek, 25 czerwca 2009

Pizza własnej roboty











Przed wyjściem na zakupy we wtorek padło pytanie: co dzisiaj gotujemy na obiad? Ayano wymyśliła pizzę, ale bez kupnego ciasta i sosu w proszku. Wszystko samodzielnie zrobimy od ciasta po wszystkie dodatki. Ayano sporządziła świetne ciasto z mąki i wody z dodatkiem oliwy, proszku do pieczenia, soli i cukru. Następnie podczas gdy ja myłem i kroiłem pieczarki, ona zrobiła sos pizzowy, którym posmarowała ciasto uformowane w prodiżu. Na to układaliśmy kolejno pieczarki, młodą cebulę, paprykowane salami, świeże pomidory i na koniec plastry dobrego "dziurawego" sera. Po ok. 40-minutowym zapiekaniu zjedliśmy przepyszną pizzę całkowicie własnego wyrobu. Na zdjęciach poszczególne etapy "produkcji".

czwartek, 18 czerwca 2009

Spacery



We wtorek byliśmy z Ayano na wernisażu Zbigniewa Warpechowskiego w budynku po starej elektrowni na ulicy Nadwiślańskiej. Wystawa poświęcona była całemu dorobkowi tego prekursora performance'u w Polsce i nie tylko. Przedsięwzięcie to udało się zrealizować (i ocalić mnóstwo materiału z taśm VHS, przenosząc na nośniki cyfrowe) dzięki ogromnej pracy pani Barbary Maroń i jej męża Artura Tajbera, oraz pracownicy powstającego Muzeum Tadeusza Kantora, której nazwiska (przyznaję ze wstydem) nie zapamiętałem. Dzień wcześniej pojechaliśmy do Otwartej Pracowni na wykład Zbigniewa Warpechowskiego pt. "Wolność" i tam dowiedzieliśmy się o wtorkowym wernisażu.
W środę pojechaliśmy na Salwator, żeby na tamtejszym cmentarzu zapalić lampki na grobach Stanisława Lema, Wiesława Dymnego i przyjaciółki Ayano - Joasi S. Na cmentarzu obserwowaliśmy ciemnobrązową wiewiórkę, która została sportretowana, tak jak i kot koło dawnego sadu. Ayano w szpalerze drzew ulicy Waszyngtona nagrała śpiewające kosy, a potem dwa kłócące się poirytowane kosy z akompaniamentem stukającego młotka i szczekającego psa. Po zejściu z Salwatora była jeszcze okazja nagrania dzwonów kościoła Norbertanek, ale przedtem zjedliśmy po ciachu i wypiliśmy kawę (Ayano) i piwo (ja) w uroczej kawiarence "Zwierzyniec" ( w ubiegłym roku "Cztery Pory Roku"). Potem zaszliśmy do znanej nam z felietonów kulinarnych Wojciecha Nowickiego amerykańskiej kawiarni-cukierni "More Than A Cookie" przy ulicy Syrokomli. Nie mieliśmy już w brzuchach miejsca na nastepne ciacha i napoje, ale kupiliśmy "na spróbunek" do domu dwa ciastka typu "brownie". Jedno na bazie masła orzechowego, drugie czekoladowe. Oba intensywnie słodkie, a to "masłoorzechowe" niesamowicie skondensowane w smaku, dla mnie do zjedzenia na raty. Na ciasto marchewkowe nie daliśmy się Amerykaninowi namówić, choć bardzo się starał.
Natomiast dzisiaj (czwartek) przed południem poszliśmy kawałek drogi do sklepu ogrodniczego, gdzie "nabyliśmy w drodze kupna" krzew piwonii i preparat zakwaszający ziemię dla naszych hortensji. Ayano zasadziła piwonię i zakwasiła glebę, a po południu (i obiedzie) poszliśmy na kiermasz-wielką wyprzedaż porcelany stołowej, gdzie również "nabyliśmy w drodze kupna" garnuszek z uszkiem na herbatę, kawę, tudzież zupę typu "gorący kubek", oraz dwa talerzyki deserowe (na zdjęciach u góry). Potem spacerowaliśmy po okolicy, czyli na tyłach ulicy Wielickiej.
Musieliśmy trochę wcześniej wrócić do domu z powodu uwierającego mnie letniego obuwia, a jutro dam ngom odpocząć z powodu sobotniego wyjazdu do warszawy, gdzie trzeba będzie trochę się pieszo powłóczyć.

sobota, 13 czerwca 2009

Kiełbasa robocza

W Boże Ciało byliśmy z Ayano "na grillu" u sąsiada na działeczce koło mojego (i jego też) garażu. Jedząc pyszną białą grillową kiełbaskę przypomniało mi się, jak 37 lat temu, po drugiej stronie tej ulicy w firmie PRM-HW, gdzie wówczas pracowałem, jedliśmy kiełbasę na II śniadanie. Były dwa sposoby: jeden banalny - po prostu gotowało się kawałek kiełbasy np. w zupie ogonowej z torebki i całość była dość pożywnym posiłkiem, a drugi sposób był już bardziej pomysłowy i zbliżony do grillowania. Wybierało się ze sterty żelastwa leżącego koło spawalni odpowiedni kawałek rury, tzn. długą na tyle, żeby się nie poparzyć i ze średnicą trochę większą od grubości kiełbasy. Następnie moczyło się sporą ilość papieru śniadaniowego i owijało się tym kawałek kiełbasy. Po włożeniu jej do rury ogrzewało się z wyczuciem (płomieniem odpowiedniej wielkości i temperatury) spawalniczym palnikiem acetylenowo-tlenowym. Po chwili z rury wydobywał się kopcący dym, ale również i smakowity zapach pieczonej wędliny. Po paru minutach wyciągało się częściowo zwęglony papierowy pakunek, a wśrodku była ociekająca tłuszczem i pachnąca, gorąca kiełbaska gotowa do zjedzenia.

piątek, 12 czerwca 2009

Kolejne kretyństwo państwowe

Pewien 30-latek chciał sprzedać przedwojenne pianino za 300 zł w internecie na stronie allegro. Zamiast klienta u jego drzwi pojawili się policjanci z zarzutem podejrzenia o nielegalny handel kością słoniową. Od 2000 roku obowiązuje bowiem ustawowy zakaz handlu tym materiałem. Rzecz w tym, że klawisze tego pianina obłożone były warstwą (2 mm) kości słoniowej, jak zresztą klawisze wszystkich starych pianin i fortepianów. Po wycenie okazało się, że wartość kości na klawiszach wynosi 20 zł (słownie dwadzieścia złotych!). Prokurator zażądała dla niedoszłego sprzedawcy pianina kary 3 miesięcy więzienia, grzywny i konfiskaty rozlatującego się instrumentu (na rzecz Wyższej Szkoły Muzycznej, ha ha). Po roku sądowych przepychanek kolejna instancja umorzyła postępowanie ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu i zwróciła pianino wraz z klawiszami. Właściciel wypchał je na jakąś łączkę i spalił, co zostało uwiecznione na filmie. Natomiast koszt rocznego dochodzenia, spraw sądowych itd. wyniósł kilkanaście tysięcy złotych. Na pytanie dziennikarza, komu była potrzebna ta cała heca, pani prokurator nie znalazła odpowiedzi, wbiła wzrok w swoje biurko, zacisnęła usta i milczała. Tacy jak ona kompromitują polski wymiar sprawiedliwości, ale powinno się jednak sprecyzować bardziej ustawę i inne przepisy, żeby podobne oszołomy nie mogły "wykazywać" się podobną "czujnością". Równie dobrze mogliby mnie przy sprzedaży samochodu oskarżyć o nielegalny handel paliwem ( na co trzeba mieć koncesję), bo w zbiorniku auta było 10 litrów benzyny.