sobota, 30 lipca 2011

Raport Millera. Jadowity naród.

Wczoraj opublikowano wreszcie raport komisji Jerzego Millera w sprawie katastrofy smoleńskiej, który według mnie jest bardzo wnikliwy i rozważny. Oprócz przewinień strony rosyjskiej wyszczególniono cały szereg nieprawidłowości w funkcjonowaniu 36. Pułku Lotniczego, wożącego najważniejsze osoby w naszym państwie. I znowu okazało się, jak skłóconym i dosłownie głupim jesteśmy narodem. Widać to i słychać było przy zadawaniu pytań Jerzemu Millerowi (i członkom komisji) na konferencji prasowej. Padały pytania rzeczowe (również od dziennikarzy rosyjskich), ale również takie, które sugerowały wręcz "zdradę" narodową. Znowu budzą się demony kretyństwa polskiego, jak wtedy, gdy "walczono" o krzyż pod pałacem Prezydenckim, gdy snuto niezliczone teorie spiskowe na temat rosyjskiej winy, nawet zamachu w Smoleńsku.
Daleko nam do Norwegów, którzy w obliczu niedawnej tragedii pokazali prawdziwą klasę. Ta tragedia naprawdę ich jednoczy i cementuje. Nikt tam jej nie wykorzystuje w celach politycznych, chociaż zamachowiec wymordował młodzież "polityczną", zgrupowaną na pikniku programowym młodzieżówki partyjnej, często - dzieci polityków partii rządzącej. Nikt tam nie opluwa się jadem, jak w Polsce. Zastanawiam się, skąd tyle tej toksycznej śliny w naszym narodzie. Socjologowie i badacze dziejów mówią, że zbierała się ona od kilkuset lat naszej historii. Moim zdaniem dochodzi do tego jeszcze siedzący nam w genach narodowy charakterek.
Czas jeszcze uczyć się od innych narodów kultury i opanowania.

piątek, 29 lipca 2011

Analogie

Prawie tydzień temu w Chinach wydarzyła się tragedia, która nie miała prawa się wydarzyć. W katastrofie szybkiej kolei w prowincji Zheijang zginęło 39 osób, a 190 zostało rannych, bo na uszkodzony i stojący na torze pociąg wpadł pędzący następny skład chińskiej TGV. Jak to możliwe? Przecież na zdrowy rozum w XXI wieku muszą być jakieś zabezpieczenia, przecież to są bardzo proste sprawy. Ale widocznie nie w Chinach. Teraz wiadomo, że takie zabezpieczenia oczywiście były, ale nie zadziałały. Wiadomo, że zamiast czerwonego światła, maszynista tego drugiego składu miał cały czas zielone. No więc doszło do katastrofy, stało się. Ale dlaczego zamiast zabrać pociąg do badania przyczyn tragedii, zakopano go w całości w błocie? Tak jakby chciano coś ukryć...
Jednak nawet w Chinach wreszcie tak media, jak i zwykli ludzie (w tym rodziny ofiar) nie chciały tym razem milczeć. Zrobił się szum i całą sprawę zaczęto sumiennie badać - z udziałem najwyższych władz. Myślę zresztą, że nie tyle chodziło tu o ukrywanie czegoś, ile o obawę tzw. utraty twarzy, co w Państwie Środka ma duże znaczenie kulturowe.
To trochę mentalność PRL-u lat 70. Przypomina mi to zdarzenie, kiedy w roku 1980 wysłano mnie wraz z samochodem KAMAZ w delegację na budowę huty Katowice. Na miejscu wielokrotnie słyszałem opowieści, jak to kilka lat wcześniej przed zapowiadaną wizytą (i rocznicą 22 Lipca) I sekretarza Edwarda Gierka, zakopywano wiele ciężkiego sprzętu w błocie, żeby wyrównać teren, czy jakieś tam wielkie fundamenty zalać betonem - żeby wszystko było GOTOWE - a maszyn wyciągać nie było czasu. Też chodziło o to, żeby nie "stracić twarzy" przed towarzyszem Gierkiem. I stanowisk.

środa, 13 lipca 2011

Ostatni wspólny dzień


Przed południem wybraliśmy się do Muzeum Inżynierii Miejskiej. Wystawione są tam urządzenia obrazujące prawa fizyki, atrakcyjne dla dzieciaków i dostępne w praktyce. Oczywiście w starej zajezdni stoją zabytkowe tramwaje, w sąsiedniej hali stare polskie samochody, motocykle i motorowery. Mogłem czule pogłaskać mój pierwszy samochód - warszawę "garbuskę" i zobaczyć motorower "Komar", na jakim kiedyś jeździłem do pracy w Nowej Hucie. Obejrzeliśmy mnóstwo fotografii i eksponatów związanych z historią Polskiego Radia, a także stare maszyny drukarskie i akcesoria. Na pierwszym zdjęciu Ayano testuje jazdę na kwadratowych "kołach", na drugim łazik-chodzik na pedały z poręczami.
Pod wieczór pójdziemy na ostatni spacer nad jeziorko. O godzinie 4:40 rano pociąg z Płaszowa do Warszawy.

wtorek, 12 lipca 2011

Wyprawa do ZOO













Dzisiaj nasz przedostatni wspólny dzień przed wyjazdem Ayano do Tokio. Wybraliśmy się do ZOO, gdzie Ayano nawiązała bezpośredni kontakt z kucykiem i mniej bliski z osłem - ten gość ma swój charakter. Starałem się fotografować zwierzaki bez widoku krat, ale nie zawsze było to możliwe. Na zdjęciu baranów z prawej strony widać rękę Ayano z mikrofonikiem, bo nagrywała chóralne i ciągłe beeeeeee! Czarny jaguar był bardzo blisko kraty, ale na widok aparatu najeżony odszedł pod przeciwległą ścianę.
Czujną surykatkę dało się sfotografować bez widoku ogrodzenia, ale wspólna kolonia ibisów i warzęch (są tam gniazda z młodymi) na jednym drzewie widoczna jest jedynie przez siatkę woliery. Aguti widać odrobinę niewyraźnie, bo przez pleksiglasową ściankę. Flamingi robią wszystko grupowo: gdy jeden zacznie "gęgać", zaraz jest chór pozostałych, kiedy jeden wsuwa głowę pod skrzydło i ucina drzemkę, po chwili ma dookoła drzemiących na jednej nodze towarzyszy. To samo z rozkładaniem wspaniałych skrzydeł. Zastanawia mnie, co powoduje, że nie próbują przeskoczyć symbolicznego metalowego ogrodzenia z półmetrowym żywopłotem i wybrać się na spacer. Trzymają się razem w swojej gromadce i na swoim terenie, czując się tam bezpiecznie. Pelikany natomiast są chyba buntownikami, ponieważ są solidniej odgrodzone od wolności. Przy wyjściu z ogrodu zawsze zachwycają mnie surrealistyczne metalowo-kamienne rzeźby zwierząt. Dzisiaj uwieczniłem ślimaka, bo niczym samarytanin dźwiga na swej muszli stadko małych podróżników.

czwartek, 7 lipca 2011

Sprawy ogródkowe








Hortensje biała i czerwona leniwie, acz sukcesywnie dążą do pełnego rozkwitu. Bób po tych wszystkich deszczach i pod ciężarem strąków kładzie się na boki, ale Ayano właśnie teraz kończy jego zbiór. Zjedliśmy jak na razie trzy pomidorki koktailowe własnego chowu (przepyszne!), ale dojrzewają wreszcie w słońcu następne, rosną też te innego gatunku.
Podoba mi się fioletowy powojnik na płocie sąsiadów,a także ich bluszcz na murze domu. Zasadziliśmy taki sam bluszcz po naszej stronie domu, ale jest on jeszcze w wieku niemowlęcym. (Przepraszam za niewyraźne zdjęcie).

środa, 6 lipca 2011

Stale coś nie gra

30 czerwca chcieliśmy zmontować ogrodowe taczki dostarczone w częściach przez sklep OBI. Męczyliśmy się w 4 osoby przez godzinę, podważając śruby i waląc w nie młotkiem, żeby trafiły w otwory. W końcu było wiadome, że stelaż taczek nie pasuje do pudła, ponieważ jest od większego modelu (koło również), co podejrzewałem od początku. Wściekły zadzwoniłem do OBI, na co kierownik działu obiecał, iż osobiście zmontuje właściwe taczki i przyśle je nazajutrz. Owszem, taczki dostarczono, ale w częściach. Na szczęście tym razem wszystko pasowało - we dwójkę z Ayano złożyliśmy je w 15 minut.

piątek, 1 lipca 2011

Paluszniczki, palcostopki?

Oto specyfika niektórych japońskich rzeczy: niby po prostu skarpetki, ale nadałem im już nazwę - "paluszniczki". Ta na lewo widoczna od strony podeszwy. Ayano posiada również "normalne" skarpetki. A ja na co dzień latem chodzę w dżinsowym stroju samue, czyli kimonowatym komplecie zawiązywanej bluzy i spodni ze ściągaczami u kostek nóg.

Kolejna odsłona w kalendarzu


Następny drzeworyt prezentowany w moim kalendarzu, to studium kobiecego wizerunku, jedno z serii dziesięciu pod określeniem "Typów kobiecej urody". Tu anonimowa kobieta bawi się tradycyjnym przyrządzikiem o nazwie poppin, wydającym akustyczne efekty.
Autor - Kitagawa Utamaro.

Strata naturalna?


Na naszym jeziorku co roku gniazduje ta sama łabędzia para, wydając na świat zawsze kilka "brzydkich kaczątek". I zawsze z początkowej gromadki 6 - 7 piskląt z czasem ubywa ich trochę. W przyrodzie to naturalne, że część młodych stworzeń nie dożywa dorosłości, ale tutaj kiedyś zauważyłem grupę gówniarzy, którzy zwabili łabędzią rodzinę chlebem, żeby za chwilę obrzucić ją kamieniami. Pogoniłem wtedy gnojków, ale i zdałem sobie sprawę z tego, że tutejsze łabędzie i inne stworzenia narażone są na śmierć z rąk młodocianych bandziorów i bandytów.
Tych młodych "łabądków" ze zdjęcia na początku było sześć, po 2 dniach widzimy już tylko pięć. Mam nadzieję, że tym razem z przyczyn naturalnych.