poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Zamiast 1-majowego pochodu


Majowe koty w japońskim kalendarzu.


Wśród suchej starej trzciny widać już wyraźnie świeżą zieleń nowych pędów.


Pan kaczor zabiegał o względy kaczuszki.



Jak zwykle podpłynął do mnie łabędź i z barku poczęstunku spokojnie zajął się wodorostami.



Wspólny ogród na tyłach naszego domu. To miejsce sąsiedzkich imprez przy ognisku. Tak było też ze świętowaniem narodzin synka sąsiadów.


Tu latem na ławeczce lub w wiklinowym fotelu lubię czasem posiedzieć z poranną gazetą i papieroskiem.

Fajna nazwa



Piwonia, po japońsku botan. Podoba mi się ta nazwa, łatwo ją zapamiętać, bo jest bardzo "botaniczna". Druga japońska nazwa, która wywołuje uśmiech na mojej twarzy, to "piiman", odnosząca się do strąka papryki.

niedziela, 29 kwietnia 2012

Poranny rekonesans


Bez komentarza.


Tym razem łabędź podpłynął tylko na tyle, żeby zobaczyć że mam tylko aparat. Jego partner (partnerka) zapewne siedzi w gnieździe na jajach.


Niewdająca się w awantury łyska spokojnie żerowała na płyciźnie.


Najlepszy śpiewak po słowiku (moim skromnym zdaniem) czekał na mnie, gdy nadchodziłem znad stawu. Pamiętam czasy, gdy kosy odlatywały na zimę. Teraz chyba większość w Polsce zimuje. Kilka lat temu, gdy w styczniu zrobiło się nienormalnie ciepło, zrobione w konia przez przyrodę kosy śpiewały, niczym w maju. Dzisiaj miałem przyjemność słuchać tego wyrazistego, dźwięcznego śpiewu.

sobota, 28 kwietnia 2012

Robocza wizyta w ogródku



Piwonia rośnie i zielenieje.




Poziomki też rosną.

Wokół chcianych roślin wychynęło z ziemi mnóstwo niepożądanych gości. Na razie są za małe, żeby skutecznie je powyrywać. Poza tym niektóre z nich mogą być onętkami, Których część będzie przesadzona w inne rejony ogródka. Też jak podrosną.

piątek, 27 kwietnia 2012

Powtórka wycieczki



Zawsze pusta alejka wzdłuż ulicy Supniewskiego. Ten odcinek jest fajny, ale trochę dalej trzeba patrzyć pod nogi, żeby ich nie połamać na pokrzywionych i wyłamanych chodnikowych płytkach. Tam wolę iść po jezdni z gładkim asfaltem.



Cicha i spokojna rzeczka z jednym brzegiem bardziej zielonym i z dzikimi kaczkami, których na zdjęciu nie widać.



Jak widać po śladach ławkowej libacji, wieczorami tak cicho i spokojnie tu nie jest.




Przy kilku mieszkalnych blokach jest bardzo zadbany skwerek i nie dziwi mnie taka tabliczka. Mieszkańcy nie chcą mieć zafajdanych trawników, gdy wiadomo, że w Polsce większość miłośników psów nie sprząta po nich.

P.S. Co jakiś czas popatrywałem w niebo i nie zawiodłem się. Nad tamtejszym osiedlem ujrzałem kilka jerzyków. Przyleciały.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Wyprawa do odległej apteki


Bezpośrednio za niebieską budką widać solidne ogrodzenie wielkich zakładów farmaceutycznych TEVA. Parę lat temu była to PLIVA, a za komuny i zanim przejął ją obcy kapitał, była to polska POLFA. Ta niebieska budka była kiedyś altanką i stała zapewne na tutejszej ogrodowej działce. Widać ekspansywny koncern farmaceutyczny potrzebował więcej terenu i zagarnął tą działkę. Został tylko wąski pas trawnika i rozpadająca się budka.

Topole jeszcze łyse, ale żywopłot jest już jak zielony mur.


Coraz wyższa piwonia na tle pasiastego cienia od płotu.

środa, 25 kwietnia 2012

Najdziwniejsza ulica w Krakowie

Tu, przy ulicy Wielickiej zaczyna się ulica Wodna. Ten odcinek kończy się przy nasypie kolejowym i jest nam zupełnie nieznany. To całkiem inny rejon Płaszowa, odizolowany od nas torowiskami i nasypami. Patrząc z naszej perspektywy, "tam" za torowiskiem jest inny świat. Z wieloma sklepami, knajpkami, nawet z porządną restauracją, która do niedawna była zwykłą pizzerią, a jeszcze wcześniej wcale jej nie było. Ten inny świat, to ulica Dworcowa, a także przestrzeń po drugiej stronie ul. Wielickiej z kilkoma sklepami, punktami usługowymi, no i wielkim marketem LIDL-a.
To też Wodna, już po naszej stronie torowisk i nasypów kolejowych. Ta nasza odnoga łączy się z ulicą Gromadzką.
Ten paskudny tunel też jest ulicą Wodną. Za jego wylotem widać zielonkawą ścianę kolejnego nasypu. Z bliska widoczne są ślady zasypanego i zapchanego gałęziami starego tunelu łączącemu się z tamtą ulicą Wodną od strony Wielickiej. Kto i kiedy go zasypał, nie wiadomo, ale dlatego że on kiedyś istniał, dwie obecnie różne ulice zachowały jedną nazwę i kolejność numeracji. Jednak żeby z naszej Wodnej dojechać samochodem na tamtą Wodną, trzeba zrobić wielkie kilkukilometrowe koło z wieloma skrzyżowaniami. Pieszo też jest nielekko i skomplikowanie.





Najprzyjemniejsze fragmenty Wodnej z widokiem na tętniący życiem staw, ale zimą czasem nie do przejścia.
Tu się Wodna kończy, dochodząc do ulicy Krzywda.

Nie wiem dlaczego taki idiotyczny układ trwa tyle lat. Spotykanie ogłupiałych kierowców i pieszych, pytających o numery tej ulicy, ale których tu nie ma, jest na porządku dziennym.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Zielone Planty




Planty, godz. 8:15. Już są zielone.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

niedziela, 22 kwietnia 2012

Zaczyna się bagrowe życie






Dzisiaj poszedłem nad wodę o godzinę później. Było z daleka widać i słychać (zbyt daleko dla mojego kodaka) łyski (fot.3), które swoim zwyczajem urządzały sobie gonitwy z głośnym trzepotaniem i chlupotem, a także łabędzią parę. Widziałem też kilka czernic (fot.4). Nie było natomiast pięknych głowienek (fot.5), które goszczą tutaj w drodze na dalsze siedliska. Pewnie już odpoczęły i poleciały, bo w poprzednich latach widywałem je pod koniec marca.

piątek, 20 kwietnia 2012

Wczesnym rankiem...








Staw Płaszowski (Małe Bagry), godzina 6:15. Łabędź ujrzawszy mnie z daleka, podpływa do brzegu, mając nadzieję na poczęstunek. Szkoda, że nie pomyślałem o kawałku chleba.
W ogródku wyrósł dziko jakiś prymulkowaty kwiatek. A z podziemnych kłączy wyrastają coraz potężniejsze czerwone łodygi piwonii. W miarę wzrostu będą ciemnieć aż do przejścia w soczystą zieleń.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Polskie (skandaliczne) oszczędności

Od paru dni słyszę w mediach alarmistyczne wieści o braku najpotrzebniejszych leków (terminowych!) onkologicznych. I widzę w TV płaczących ludzi, którzy nie wiedzą dlaczego skazuje się ich na śmierć. Od wczoraj minister zdrowia zapewnia, że leki są już w drodze (z Austrii). To kolejny przykład polskiej oszczędności idiotów.
Mianowicie ministerstwo zdrowia chcąc zaoszczędzić, zaproponowało niższe ceny zagranicznej firmie produkującej u nas takie leki. Skutek był taki, że firma ta wycofała się w ogóle z interesów z naszym krajem i zostaliśmy z ręką w nocniku i z tysiącami chorych bez ratunku. Teraz w trybie awaryjnym, to znaczy w drodze "importu docelowego" na gwałt sprowadza się potrzebne specyfiki z Austrii, co kosztuje kilkakroć drożej, niż dotychczasowa dystrybucja. I taka to jest polska oszczędność. Po drugie, wczoraj naczelny onkolog krajowy stwierdził, że to co "jest w drodze", to śmieszna ilość, kropla w morzu potrzeb, bo zaledwie kilkadziesiąt tysięcy tabletek, podczas gdy w skali kraju potrzebne są miliony sztuk.
Ta "oszczędność" podobna jest do tej, kiedy to nasz przemądry rząd kombinował, jakby tu tanio zbudować autostradę A-2. No i "specjaliści" wydumali, że najtaniej zrobią to Chińczycy. Efekt jest taki, że chińska firma nie wywiązała się z umowy, wyjechała z Polski (wyrzucona), zostawiając rozgrzebaną robotę. Na mistrzostwa piłkarskie Euro 2012 nie będzie więc zaplanowanej autostrady, a porządkowanie po Chińczykach bałaganu, dokończenie budowy i opóźnienia kosztują teraz podatnika wielokrotnie więcej, niż gdyby od początku powierzyć tę robotę firmom polskim, lub europejskim. Znowu świetnie zaoszczędziliśmy dzięki naszym "fahofcom" od planowania.

Żenujący dowcip radnego

Radny miejski Wojciech Kasprzyk (PO) z Bolesławca zamieścił na swoim profilu rasistowski żart:
"Co ma Murzyn białego?
- Słuchać!"
Po krytyce ze strony nawet partyjnych kolegów usunął ten "dowcip" z profilu, ale jego skan zdążył opublikować portal "300Polityka".
Kasprzyk ma 27 lat, studiował w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Legnicy. Jest działaczem bolesławieckiej PO. W 2010 r. z listy wyborczej swojej partii zdobył mandat radnego miejskiego. Wcześniej pracował w starostwie, był też kandydatem PO w wyborach do Parlamentu Europejskiego. [To dane z "Gazety Wyborczej"]
To sztandarowy przykład kariery politycznej gówniarza z prowincji, gdzie nawet nieukończone (bo nie ma ani słowa o dyplomie) studia stawiają kogoś ponad przeciętność. W takim miasteczku, gdzie absolwentów wyższych uczelni można policzyć na palcach (rąk i nóg), taki ktoś już jest "kimś". Oczywiście bolesławian z dyplomem jest więcej, ale wyjechali do wielkich miast. A taki niedokończony "magister" musiał zostać, ale na tym nie stracił - zaczął robić po trupach karierę polityczną. Teraz wiem, jak do Sejmu i rządu, a także, co gorsza do Europarlamentu trafiają oszołomy, kretyni, ksenofoby i inni idioci z małych miasteczek. Po publikacji tego żenującego "żartu" jego kariera nie jest zagrożona, na pewno nadal będzie pełnił funkcję radnego i pobierał wynagrodzenie z naszych podatków. Może będzie chwila zahamowania tej kariery, ale niewykluczone, że ten bucuś wyląduje w końcu w parlamencie polskim, albo europejskim. W normalnym kraju byłby już skreślony z życia politycznego.

Pociecha dla oka

Gdy wokół (oprócz poziomek) łysa ziemia, cieszy oko szybko rosnąca piwonia. Dzisiaj naliczyłem już 12 widocznych pędów. Niektóre są naprawdę potężne.

środa, 18 kwietnia 2012

"Ocieplenie" klimatu


Pędy piwonii coraz większe i liczniejsze. Spodziewałem się siedmiu, a jest na razie dziewięć widocznych. Na dole zdjęcia widać białawą plamę; to niechcący uszkodzony przeze mnie pęd, przy spulchnianiu ziemi. Reszta roślin tkwi w uśpieniu (w nasionach), bo stale zimno i zimno. Wczoraj rano zaledwie 2 stopnie "ciepła", dzisiaj "aż" 3. Do diabła z takim "ociepleniem" klimatu.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Moje ohanami


Dwa tygodnie po zakwitnięciu wiśni w Japonii, zakwitły też dwie rosnące przy moim garażu śliwy mirabelki. Ta większa ma rozdwojony pień i wygląda jak dwa zrośnięte z sobą drzewa, a może są to właśnie dwie śliwy? Miałem dzisiaj swoje małe ohanami (japońska tradycja podziwiania kwitnących wiśni, śliw zresztą też). Z ich owoców, małych żółtych śliweczek można robić fajny kompot. Myślę, że ciasto śliwkowe też byłoby niezłe.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Dopieszczanie ogródka



Rano pojechałem na Stary Kleparz i kupiłem 10 krzaczków poziomek,a po krótkim namyśle także nasiona pełnej cynii. Przez ostatnie sezony ogródkowe nie chciała rosnąć, choć zaraz po inauguracji ogródka udawała się wspaniale. Tak więc poziomki zostały zasadzone od razu, a z cynią może poczekam na naprawdę ciepłe dni.