środa, 31 sierpnia 2011

Śmieciowe miejsce

Gdy rok temu do "legalnego" tunelu wstawiono dwa betonowe kosze na śmieci, skończyło się to ich zniszczeniem przez nocnych wandali. Teraz jeden stoi przy wylocie tunelu, nikt go już nie demoluje, ale i nikt się nim nie interesuje. Wygląda na to, że zarządcom terenu zależy tylko na tym, żeby śmieci wyrzucane były mniej więcej w jednym miejscu i że przechodnie to rozumieją.

Czarne chmury nad garażem



Oto mój garaż, który w lipcu postanowiłem otynkować. Wynajęty pracownik zakupił materiały, za które zapłaciłem i nawet rozpoczął robotę, którą przerwały jego osobiste kłopoty. Równocześnie okazało się, że właściciele gruntu, na którym stoi garaż (i działka z garażem sąsiada), wygrywają sprawę z planem budowy kilku domów mieszkalnych. Walczyliśmy z tym i walczymy nadal, bo wiąże się to z zamiarem wyburzenia naszych garaży oraz ogrodowej działki sąsiada. Pracownik jest gotowy do działania, więc mimo widocznych przygotowań inwestora do budowy (wykarczowany teren i szykowane ogrodzenie) postanowiłem dokończyć tynkowanie. Po pierwsze nie chcę zmarnować zakupionych materiałów, po drugie - gdy ewentualnie będę walczyć o odszkodowanie za murowany przecież garaż, lepiej ta walka będzie wyglądała o lepiej wyglądający budyneczek.

Niebieski, niebieski!






Uparty bluszcz nie chce się przyczepić do muru mimo przyciśnięcia drewnianym prętem. Usunąłem więc kijaszek, bluszcz zwinął się niczym wypoczywający wąż. Jedno z odgałęzień pozostawiłem oparte o ścianę, co dalej - się zobaczy.
Choć mizernej wielkości, to jednak doczekałem się zupełnie niebieskiej kuli kwiatowej u różowej hortensji. Natomiast u białej kwiaty są w trzech tonacjach: zaraz po rozwinięciu są zielonkawe, potem białe, żeby przejść w różowawy, a ostatnio fioletowawy.
Na piątym zdjęciu widać przykład ekspansywnej natury nasturcji. Wyciąga macki pędów i wędruje poza swoje poletko w różne okolice ogródka. Ta tutaj panoszy się w miejscu, które należało do bobu.
Pod krzewem piwonii pojawiły się chwasty, które jednak mają wygląd ozdobnych krzaczków. Niech sobie rosną.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Deser po szpinaku


Zostałem obdarowany woreczkiem gruszek, pochodzących zapewne z działki. Nie są tak wielkie i soczyste, jak te które czasem z Ayano kupujemy, ale i na to znalazła się rada. O ile polanie miodem cząstek tamtych wielkich gruszek byłoby nieporozumieniem, o tyle takie rozwiązanie w przypadku tych gruszeczek okazało się genialne. Umaaaaaai!

Ogródek prawie jesienny



Zieleń z ogródka coraz bardziej wylega na chodniczek, ale jej czas niezadługo się skończy, więc nie przeszkadzam.
Na tle tej coraz bardziej wyblakłej zieleni kolory onętków intensywnieją.
Japoński powój ma jednak więcej niż 4 kwiaty.
Na tle tej coraz bardziej wyblakłej zieleni kolory onętków intensywnieją.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Powój

Japoński powój ma już 4 kwiaty (w otoczeniu pozapłotowych chwastów).

niedziela, 28 sierpnia 2011

Właściwa porcja


Talerz z kanapkami z małej bułki razowej prezentuje się o wiele skromniej, niż z bułki typu "ślimak". I takie własnie 2 porcje zazwyczaj spożywam między obiadem, a nocnym spoczynkiem.

sobota, 27 sierpnia 2011

Spojrzenie przez płot




Samotny onętek zza płota rozrasta się w pięknym kolorze, podobnie jak ten drągal na środku ogródka - ma już ze 2,5 metra wysokości. Japoński powój też pnie się do góry, tylko bluszcz jest krnąbrny; pomimo widocznego wzrostu, uparcie nie chce przyczepić się do ściany budynku.

To już minęło

Na takie widoki musimy poczekać do przyszłego roku.
[Zdjęcie z reklamy dewelopera]

Nie taka straszna dieta



Taki talerz pełen kanapek może wyglądać obficie, ale każdorazowo jest to jedna mała razowa bułka pokrojona na małe kromeczki. Na pierwszym zdjęciu kanapki z tartym żółtym serem i pomidorem (piętki z serem typu feta), na drugim - z szynką "Bobrownik" i pomidorem (piętki też z fetą). Pierwszy zestaw zjadam ok. 19:30, drugi ok. 22:30 i na tym koniec. Chodzę spać ok. 2:30, więc czasem gdy mnie przed snem mocno ssie w żołądku, aplikuję sobie parę łyżek jogurtu z dużymi kawałkami owoców. Ostatnio się rozbestwiłem i przegryzam croisanta "7 days" z nadzieniem kakaowym lub waniliowym, ale to chwilowy kaprys. Muszę przypomnieć, że przed 26 stycznia zjadałem przed spaniem takich bułek 5 - 6 i ważyłem 90 kg. Mój obecny rekord z 27 lipca, to 72 kg wagi i dlatego czasem pozwalam sobie na brewerie.
P.S. Akurat na tych zdjęciach to nie są bułki razowe. Wyjątkowo z braku takowych (zakupy wieczorem) tu są pokrojone bułki "ślimaki" - nieco większe od razowych.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Kolejne kretyństwo paragrafowe

Niestety nie zapisałem ani nazwy pensjonatu, ani nazwiska jego właścicieli, choć wszystko było w "Interwencjach" podane. Piszę więc, że państwo X, właściciele kupionego może dwa lata temu pensjonatu, potraktowani zostali przez państwowych urzędasów jak pospolici kombinatorzy czy złodzieje. To kolejny przypadek, kiedy głupole zza biurka decydują według jeszcze głupszych paragrafów o czyjejś przyszłości, o czyimś być czy nie być.
Poprzedni właściciel budynku wkopał do ziemi 7-metrowej długości zbiornik na olej opałowy do pieca centralnego ogrzewania. Nowi właściciele korzystali z niego przez rok, dopóki nie zorientowali się, że oleju ubywa zbyt szybko. Odkopali zbiornik i wtedy okazało się, że ma on dziurę powodującą wyciek oleju do ziemi. Sprzedali stary zbiornik i zaczęli eksploatować piec w inny sposób. Za jakiś czas pojawiła się kontrola z Urzędu Celnego, bo jak wiadomo olej opałowy jest o wiele tańszy od oleju napędowego do pojazdów mechanicznych, choć oba niewiele się od siebie różnią. Kontrola wykazała, że państwo X kupili w danym roku ponad 100 tys. litrów oleju, a nie mogli zużyć na ogrzewanie budynku więcej, niż ok. 30 tys. litrów. Urzędasy szybko wysnuli wniosek, że państwo X musieli coś kombinować z olejem, czyli może sprzedali go jako napędowy, więc równie szybko wyliczyli karę ponad 150 tys, złotych. Nie pomogły tłumaczenia o wycieku paliwa, ani nawet wskazanie nabywcy dziurawego zbiornika,będącego nadal w jego posiadaniu. Dlaczego? Ano dlatego, że przepisy Urzędu Celnego nie przewidują ani możliwości wycieku paliwa, ani jego kradzieży ze zbiornika. Przewiduje się tylko kombinowanie podatników, czyli z góry traktuje się obywateli jak potencjalnych złodziei.
Jest takie stare powiedzenie, które akurat przychodzi mi na myśl: "Każdy sądzi według siebie". Czyli ci, którzy wymyślali te przepisy, sami mają złodziejską naturę, skoro żadna inna mozliwość nie przyszła im do głowy. A wysokość kary wzrosła o odsetki już do 200 tys. złotych, bo państwo X jeszcze nie zapłacili - jeszcze próbują walczyć o prawdę i swoje pieniądze.

środa, 24 sierpnia 2011

Obserwacja


Na środku prowizorycznej doniczki było za duże zagęszczenie, więc rozsadziłem awaryjnie domniemane palemki. Na miejscu pozostawiłem dwie najokazalsze, po bokach wsadziłem do ziemi rezerwowe. Gdy zaistnieją ku temu warunki, wszystko poprzesadzam do prawdziwych doniczek z dobrą ziemią i piaskiem na samym dnie (palmy tak lubią). Nadal jednak nie jestem przekonany co do ich palmowości. Na razie z ciekawością obserwuję ich rozwój.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Kolejny eksperyment








Dawno temu, gdy krakowski bazar Tandeta mieścił się przy ul. Kobierzyńskiej i działał tylko we wtorki i piątki, zgłodniały kupiłem od chodzącej z wiaderkiem pełnym gołąbków jednego takiego za 5 ówczesnych złotych. Był jeszcze ciepły i przyrządzony z pęczaku, nie z ryżu. Chociaż diabli wiedzą, jakie tam zmielone było mięso, smakował mi niesamowicie. Oczywiście te domowe, wyrobu mojej mamy zawsze były najlepsze, ale mama nie stosowała pęczaku, zawsze ryż. Ta odmiana i to moje wygłodzenie spowodowały, że pęczak jawił mi się w głowie, jako coś pysznego, z wyjątkiem kiedy pływał w krupniku, którego organicznie do dzisiaj nie znoszę.
Dwa lata temu w sklepie na Dworcowej zauważyłem na półce pęczak i postanowiłem go za parę dni kupić. Niestety za te parę dni go nie było i nie widziałem go aż do minionego czwartku (2 lata!). Dzisiaj nie mogłem robić gołąbków, więc postanowiłem spróbować samej kaszy z sosem pomidorowym. Mój piecyk, a właściwie japoński elektryczny kociołek do gotowania ryżu chyba się nie obraził, że załadowałem do niego pęczak wg procedury ryżowej, bo kasza ugotowała się znakomicie. Procedurę naruszyłem tylko w przypadku posolenia zawartości przed gotowaniem - ryżu się nie soli. Pęczak z sosem pomidorowym zaprawionym czosnkiem smakował wyśmienicie, tyle tylko, że z powodu problemów trawiennych nie mogę go zjeść wiele, bo puchnie wraz z żołądkiem. Za jakiś czas spróbuję zrobić gołąbki.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Czkawka po donosie. Refleksje

Pisałem niedawno o białoruskim opozycjoniście Alesiu Bialackim, który trafił do więzienia na skutek donosu polskiej prokuratury o stanie jego konta w polskim banku. Białoruska prokuratura po tym donosie oskarżyła go o ukrywanie prywatnych dochodów, wiadomo zaś, że były to pieniądze organizacji Wiasna przeznaczone na pomoc osobom represjonowanym.
Po tej skandalicznej aferze szef Biura Kontaktów Międzynarodowych Prokuratury Generalnej i jego zastępczyni, która podpisała ów donos, wylecieli już ze stanowisk, ale wstyd pozostał. Prokuratorzy tłumaczą się, że przecież działali zgodnie z prawem i umową o współpracy (tzw. pomocy prawnej) podpisaną z Białorusią. Teraz po wyrzuceniu bezpośrednich sprawców moim zdaniem powinno się zbadać kwestię, co za kretyn taką umowę z reżimem Łukaszenki podpisał i jego (ich) też wywalić na zbity pysk, nawet jeśli był to sam minister spraw zagranicznych, czy sprawiedliwości. Najpewniej tego kogoś nie ma już na tym stanowisku, ale wypadało by go ujawnić i potępić jego idiotyzm. Bo przecież jeśli chce się być porządnym człowiekiem, a nie zaślepionym urzędasem, nie można żyć tylko paragrafami.
Dawny opozycjonista działający zza granicy - Seweryn Blumsztajn zachowania polskich prokuratorów nazywa (podobnie jak ja) "prawniczym kretynizmem". W "Gazecie Wyborczej" opisuje, jak całe lata 80. przekazywał z Paryża pieniądze dla polskiego podziemia od francuskich i amerykańskich związkowców, od George'a Sorosa i najróżniejszych organizacji. Wszystko w gotówce, wszystko nielegalnie i nieopodatkowane. Łamali prawo francuskie, nie mówiąc już o polskim. Nikt jednak wtedy nie zastanawiał się nad prawnym aspektem sprawy, tak jak nikt nie traktował PRL-u jak normalnego państwa. Dlatego też dzisiaj nie powinniśmy Białorusi uważać za państwo normalne.
P.S. Premier i rząd RP przeprosił Białorusinów za ten skandal.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Muzykalna "ryba"

Lubię i często oglądam program Galileo. Jest to niemiecki serial dokumentalny, zaadaptowany dla polskich telewidzów, stąd polscy prowadzący i np. przykładowe przeliczanie jakichś sum, kosztów od razu na złotówki. Zawsze można w nim znaleźć coś interesującego, kulisy produkcji komputerów, japońskich nożyczek, szwajcarskiej czekolady, czy warzenia piwa. Niedawno jednak, nie wiem dokładnie kto, producenci programu, tłumacz, lektor czy TV-4 (zapewne wszyscy po trosze) przegiął, ale w pewnym momencie poczułem się, jakbym oglądał (słyszał) kabaretową scenkę. Otóż najpierw polski lektor zapowiedział fascynujący widok tańczącego wieloryba białuchy ( i tu był w zgodzie z prawdą) - faktycznie piękny okaz białuchy kilka metrów pod wodą w takt muzyki wykonywał taneczne ruchy, co widać było przez szklaną ścianę wielkiego akwarium - a potem na koniec stwierdził, że coś wspaniałego - taka muzykalna RYBA (!). Ręce opadają!
Nawet jeśli wśród niemieckich realizatorów znalazł się ignorant, to co miał w głowie tłumacz, potem polski lektor i polscy realizatorzy w TV-4? Czy wy sami siebie nie słyszycie, jakie bzdury wygadujecie?

sobota, 20 sierpnia 2011

Sobota



Ten największy satelitarny talerz jest mój, ale od lat wisi bezużytecznie. Zamocowany pod nim mniejszy należy do sąsiadów i jest podobno za mały na odbieranie tego, co oni by chcieli, więc na ich prośbę zgodziłem się, żeby zainstalowali na moim swój konwerter i kabel. Ponoć jeśli zdecyduję się na zakup jakiegoś dekodera, nie będę miał problemów z odbiorem swojego programu. Się zobaczy.
Z pojedynczego wyrośniętego onętka zrobiła się cała grupka, a drugi poza ogrodzeniem okazał się nie biały, tylko "lila-róż" i też będzie miał towarzystwo.

piątek, 19 sierpnia 2011

Ekspansja, zmiana barw





Nasturcje bezczelnie zajęły już pokaźną część chodniczka wiodącego do drzwi naszego budynku (fot.1). Temperatura na zewnątrz znowu jest jak na lato przystało (we wtorek ma być 32 st. C), więc zadatki na palmy daktylowe wyniosłem na słońce (fot.2). Niektóre kule kwiatowe różowej hortensji przechodzą nawet z fioletu w kolor niebieski - co cieszy moje oko, a białej prześwitują delikatnym różem (fot.3 i 4). Zakwitł też wreszcie powój japoński na razie w liczbie 2 kwiatów.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Obrazek gotowy


Urodzinowy obrazek już gotowy, jutro będzie wysłany do Japonii. A przy okazji przykład przekłamywania kolorów przez kamerkę internetową (fot.1). Za to mój Kodak, choć to najtańszy model, oddał barwy w identycznej tonacji (fot.2).

Niespodzianka

Grzałem lampką kiełek roślinki, grzałem, aż zniechęcony brakiem rezultatów odstawiłem prowizoryczną doniczkę na parapet. Nie myślałem o niej przez kilka dni, aż wczoraj wyglądając przez okno spojrzałem i na nią. Ku swemu zdumieniu zobaczyłem 4 młodziutkie pędy, 2 zdrowe i 2 jakby nadpalone słabą przecież lampką. Widocznie mimo tropikalnego pochodzenia daktyle w fazie kiełkowania nie lubią nagrzewania. Wcześniej w internecie naczytałem się, jak to żeby w domu wzeszła ta roślina, trzeba mieć wyselekcjonowane nasiona, następnie przed włożeniem do ziemi należy je oszlifować papierem ściernym, a potem moczyć w wodzie przez dwa dni itd. A tymczasem okazało się, że z nasion z suszonych daktyli bezpośrednio po ich zjedzeniu wrzuconych do ziemi wyrosły zadatki na palmy. Jeszcze zbytnio się nie cieszę, bo nie wiadomo jak to dalej będzie.
P.S. Pisałem wcześniej, że wsadziłem dwa nasiona, ale widocznie były cztery. A może to nie one wykiełkowały?

Wóda, piwo, tanie wina

W stojącym vis-a-vis dworca Płaszów pawiloniku do niedawna z prawej strony był sklep spożywczy, w którym kupowałem świetną paczkowaną białą kiełbasę. Jakieś trzy lata temu zmienił się w całodobowy sklep wyłącznie alkoholowy. Po lewej stronie budyneczku jeszcze rok temu funkcjonował mini-bar z fasolką, flaczkami itp. Teraz to również sklep alkoholowy. Zdaje się, że po rozbudowie sąsiedniej pizzerii w dość porządną restaurację bar nie wytrzymał konkurencji. Jak jednak widać w branży alkoholowej nawet bardzo bliska konkurencja nie sprawia problemu, zwłaszcza w tej okolicy.

Intruz


Nie wiem jakim cudem nasturcje wkręciły się daleko w krzewy hortensji.