wtorek, 31 marca 2009

Następne kretyństwo

Jakiś tydzień temu na wojskowym lotnisku w Powidzu wylądował pierwszy z pięciu podarowanych Polsce przez USA Herculesów C-130 E. Jest to najbardziej znany na świecie wojskowy samolot transportowy i chociaż produkuje się go od jakichś 50 lat, jego konstrukcja i osiągi są na tyle dobre, że ciągle lata w armiach 70 krajów świata. Hercules w Powidzu wylądował, ale jak na razie nie może wystartować. Dlaczego? Ano dlatego, że liczy sobie 40 lat, więc jest zabytkiem i bez papierka z pieczątką Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków nie może opuścić miejsca "pobytu". Nieważne że samolot przeszedł gruntowne remonty i modernizacje, nieważne że dopiero co przyleciał z Rammstein, że ma super elektronikę itd., ważne są niesprecyzowane przepisy o ochronie zabytków i nawyk urzędasów do wymuszania czci dla wszelkiej maści papierów i pieczątek.

Sezon ogrodowy



Nocne zdjęcie trójkwiatowego już storczyka łagodzi moją frustrację codziennymi uciążliwościami płaszowskimi. Np. zbliża się sezon otwartego okna, a to łączy się z wysłuchiwaniem głośnego i częstego ujadania czworonożnego bydlęcia w ogrodzie sąsiadów.
Miałem od rana pracować w ogródku, ale musiałem też wnieść wszelkie miesięczne opłaty. Punkt opłat czynny jest dopiero od 10-tej, potem zakupy, kąpiel i smarowanie maściami. Zrobiła się 11:30, więc zrezygnowałem z ogródka i zabrałem się do obierania ziemniaków na obiad. Po obiedzie siedziałem godzinę przy komputerze, ale na widok rozwoju pięknej pogody złamałem swoje zasady robienia wszystkiego tylko przed południem. Włożyłem fajansiarskie spodnie od dresu i poszedłem jednak do ogródka. Popracowałem pół godziny, czyli dopóki kręgosłup pozwolił i w efekcie mam przekopany prawy narożnik ogródka (patrząc z okna) z najlepszą ziemią i połowę środkowego pasa ziemi. Jutro dokończę kopanie i rozsypię czekające w garażu dwa worki ziemi ogrodniczej. Chcę jak najszybciej posadzić w słońcu rachityczne cynie. Dalie w jednym pudełku zaczynają się wyłaniać z ziemi, a koperek strajkuje - nie widać go wcale.

poniedziałek, 30 marca 2009

Mały sukcesik i duża irytacja


Trzeci kwiat storczyka pięknie się rozwija, natomiast małe cynie nie cieszą tak bardzo. Z braku światła są blade, cieniutkie i za długie na swojej anemicznej łodyżce. Powinienem już przekopywać ogródek i jak najszybciej przesadzić je do gruntu, ale oczywiście wg prawa Murphy'ego od wczoraj leje deszcz. Z tego też powodu nie poszedłem za tory, by uiścić wszystkie miesięczne opłaty. Przyjrzałem się za to bliżej tabliczce na słupie przystanku tele-busa, a ściślej - widniejącej tam mapce przejazdów. I co się okazuje? Otóż nadal mowy nie ma o jeździe do centrum miasta. Proponuje się za to nam, mieszkańcom tej półwsi jazdę na jeszcze dalsze zadupie, czyli na Rybitwy i okolice. Jest to teren olbrzymi i bliżej położony jest Rynek Główny, ale nam łaskawie umożliwia się podróże na Terra Incognita, diabli wiedzą w jakim celu. Ktoś może ma tam wuja, ciocię lub nawet przedwojennego dziadka, ale przecież zdecydowana większość mieszkańców zainteresowana jest łącznością z miastem. Tam pracujemy, uczymy się i załatwiamy najróżniejsze sprawy. A ja tam, w dawnym miejscu zamieszkania mam najbliższą krakowską rodzinę.
Zadzwoniłem pod numer podany na tabliczce i rzuciłem w słuchawkę te wszystkie argumenty, a w odpowiedzi uzyskałem inny numer (tym razem płatny), pod którym mogę się wyżalić. Na razie tego nie zrobiłem, bo jeśli chodzi o Płaszów, to wszelkie interwencje są bezskuteczne. To przedpiekle skazane na swój los.

niedziela, 29 marca 2009

Odwracanie

Rano zauważyłem, że małe cynie są silnie wygięte w kierunku światła, odwróciłem więc pudełka o 180 stopni. Gdy po kilku godzinach spojrzałem w ich kierunku, roślinki były już skierowane z powrotem ku oknu.

sobota, 28 marca 2009

Początek. Odległa przyszłość

Cynia wypuściła już pierwsze kiełki, wcześniej niż się spodziewałem.

Oglądam czasem powtórkę popularno-naukowo-fikcyjnego angielskiego serialu w TV. Jest bardzo interesujący, bo pokazuje nieznane teraz, a spłodzone w wyobraźni naukowców biologów i zoologów gatunki zwierząt mogących występować na Ziemi za np. 200 milionów lat (każdy odcinek zajmuje się innym odstępem czasowym). Oczywiście omawiane są od razu przyczyny wyginięcia ryb czy innego rzędu stworzeń. Fikcyjne stwory stworzone komputerowo pokazane są w atrakcyjny sposób. Wszystko to bardzo fajne, ale co znamienne, w żadnym odcinku nie ma ani jednej wzmianki o człowieku. Więc co z nami za 100, 200 lub 300 milionów lat?

piątek, 27 marca 2009

Domowa plantacja. Zdradliwe piątki

Tymczasowo kawałek stołu pełni rolę plantacji domowej. Trochę koperku też zasiałem do pudełka, chociaż na opakowaniu była informacja "wysiew do gruntu".

Specjalnie czekałem rano na godz. 10-tą, bo wtedy otwierają okienko agencji przyjmującej opłaty za media, raty kredytu itp. w zastępstwie poczty. Poszedłem spory kawałek drogi po to, żeby zastać ten interes zamknięty i przeczytać zawiadomienie "W dniu 27 marca agencja będzie nieczynna". W Polsce nie należy planować żadnych załatwień na piątek, bo można nic nie załatwić. Tu dla mnie sprawa jest jasna: pani prowadzącej agencję zachciało się mieć długi weekend i nikt jej tego nie zabroni. Może jakieś wesele w rodzinie, może inna okazja lub zachcianka. To powszechne w sprywatyzowanych małych interesach, ale kilka lat temu spotkałem się z bezczelnością pracowników bardzo poważnej i państwowej instytucji, a mianowicie sądu. Miałem wtedy jakieś sądowe przepychanki i pismo procesowe do złożenia na dziennik podawczy sądu. Zastanawiałem się nad treścią i sensem pisma mając na to 2 tygodnie. Termin upływał 3 maja w sobotę(Święto Konstytucji), więc poszedłem tam 2 maja w piątek. Okazało się, że sąd pozamykany jest na 4 spusty, niczym sklepik z kapustą, a był to przecież ustawowy dzień pracy. Takie urzędy jak sąd są zobowiązane do normalnej pracy, ale sędziom, prokuratorom, sekretarkom, protokolantkom i sprzątaczkom widać bardzo się chciało długiego weekendu. Potem oczywiście miałem kłopoty ze strony sądu z powodu nieterminowego złożenia mojego pisma, ale gdy oświadczyłem że uniemożliwiono mi złożenia go w terminie w piątek, bo bezprawnie zamknięto sobie sąd jak sklepik, wtedy już jakoś nie mieli zastrzeżeń terminowych.

czwartek, 26 marca 2009

Kolejne kretyństwa płaszowskie i inne

Przedwczoraj w drodze do sklepu widziałem na ul. Gromadzkiej ( tuż za rogiem naszej Wodnej i dalej, pod tunelem) ludzi wiercących ogromnym ręcznym świdrem dziury w ziemi, a wracając ujrzałem - jak mi się wydawało - słupy przystanków autobusowych. Bardzo się ucieszyłem i pomyślałem, że wreszcie będziemy mieli tuż pod domem dostęp do jakiegoś autobusu, być może nawet kursującego gdzieś w miasto. Dzisiaj przeczytałem tabliczkę informacyjną, z której wynika że to przystanek "telebusu". Żeby gdzieś pojechać (podobno w każde wybrane miejsce), należy najpierw zadzwonić pod podany numer, umówić się na jakąś godzinę, a potem czekać na danym przystanku. Pod spodem zaproszenie mieszkańców na spotkanie informacyjne do szkoły na ul. Myśliwskiej. Wszystko fajnie, ale ta szkoła odległa od nas jest o 4 km. Telebus uruchomiono dla naszej wygody, a dla zdrowia zapewne aplikuje się nam 4-kilometrowy marsz inauguracyjny. Chyba że przewoźnik chce przetestować działanie nowej linii i mamy w celu informacyjnym zamówić telebusik i zapłacić. Ale ile? Takiej informacji już niestety na tabliczce próżno szukać.

Następna irytująca mnie sprawa, to stosowane w naszym sklepie bodaj od 2 lat (ponoć wg zaleceń Unii Europejskiej) paczkowanie bułek po kilka sztuk do worków nylonowych. Ma to zapobiec maćkaniu pieczywa przez klientów. Problem w tym, że pakowane są te bułki po 4 i po 5 sztuk. Bardzo rzadko można trafić na 3. I co robimy, gdy chcemy kupić 2, albo 7 bułek? Za zachętą ze strony pań sklepowych rozrywamy woreczek i gmerając paluchami wydobywamy pożądaną ilość bułeczek. Gdzie tu sens i logika?

Innym przykładem, tym razem ogólnopolskiego kretyństwa, ale dużo droższego, jest sprawa ogrodzenia kawału lasu gdzieś w kraju. Teren ten jest poniekąd rezerwatem, gdzie uczęszczają złodzieje i niszczyciele przyrody. Postanowiono więc obszar ten ogrodzić i zabrano się do roboty. Wybudowano kilkunastokilometrowe solidne ogrodzenie, z tym że co 100 metrów wyjęty jest jeden jego segment i zieje tam kilkumetrowa dziura, w sam raz dla złodziei. Tłumaczenie jest i owszem logiczne: muszą być przejścia dla migrujących zwierząt. LUDZIE! Przecież w takiej sytuacji to (na pewno kosztowne) ogrodzenie jest bez sensu! Wydajecie mnóstwo publicznych pieniędzy na idiotyzmy, zamiast dać ludziom pracę i zatrudnić strażników leśnych.

środa, 25 marca 2009

I zasiali górale...


Na razie zapoczątkowałem życie (mam nadzieję) 18 krzaczków cynii i 6 dalii.

Przygotowania do sezonu




Już zimą zacząłem odkładać puste pudełka po "krówce" z myślą o domowym wysiewie kwiatów. Dzisiaj w każdym z nich zrobiłem 2 dziurki dla odpływu nadmiaru wody. Przy napełnianiu ziemią ogrodniczą pierwszego pudełka oniemiałem ujrzawszy żywą dżdżownicę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ta resztka ziemi leżała w worku nylonowym chyba 3 lata. Po sfotografowaniu robal powrócił do ziemi w pudełku. Na razie mam napełnione 4 pudełka, ale na kredensie leżą jeszcze 3 większe pojemniki po lodach i jeden po "manuelu".
Rano trochę się zdenerwowałem, gdy po odsunięciu zasłony zobaczyłem przez okno zasypany śniegiem ogródek. Jednak szykuję sadzonki, bo cieplej ma być od piątku.

wtorek, 24 marca 2009

Debilne tło dźwiękowe

W niedzielę obejrzałem niezły czeski film "Jazda", zapowiadany jako komedia, ale wg mnie komedią on tak bardzo nie był, zwłaszcza że kończy się tragiczną śmiercią jednej z trojga bohaterów opowieści. Jak wspomniałem, film dość dobry, ale realizatorzy zawsze muszą coś zepsuć. W tym przypadku, jakże często popełniany przez filmowców błąd: w celu uwydatnienia idyllicznej wiejskiej i letniej atmosfery w tle dźwiękowym słychać kukułkę. A rzecz cała dzieje się w sierpniu, co widać po pustych już po zebranym zbożu polach. Panowie filmowcy! Kukułki kukają tylko w maju! Prawdziwy filmowiec jest dobrym obserwatorem, także przyrody. Puszczając nam kukułkę w sierpniu, wprowadzacie w swój film element fałszu. Co irytuje.
W takich sytuacjach zaraz przypomina mi się jeden z grzechów powszechnie popełnianych stale przez polskich filmowców. Jest to "nieśmiertelne" tło dźwiękowe - "nocne szczekanie psa z niosącym się echem", od lat jedno i to samo wykorzystywane i eksploatowane do znudzenia w wielu polskich filmach. Nie wiem jak inni, bo nikt ze znajomych nic nie mówi, prawdopodobnie mało kto zwraca na to uwagę, ale moje wyczulone ucho natychmiast wyłapuje w każdym filmie ten znajomy "szczek psa nocą nad jeziorem pod lasem". I rozpoznaję go co najmniej w kilkunastu polskich filmach, co również mnie irytuje. Obrazuje bowiem lenistwo, niewiedzę i lekceważenie przyszłego widza w czasie grzebania filmowców w archiwum efektów dźwiękowych, jak też może niewiedzę o dźwiękach w filmach poprzedników. I tak z tym "filmowym szczekaniem" sytuacja wygląda od 30 lub czterdziestu lat. NAGRAJCIE JAKIEGOŚ NOWEGO PSA W NOCY NAD WODĄ!!!

niedziela, 22 marca 2009

Marzanna i Nagashibina

Pisałem o dacie 21 marca, jako pierwszym dniu wiosny i równocześnie "Dniu Wagarowicza", ale nie wspomniałem, jak wyglądał on za moich szkolnych lat w PRL. Nie było najgorzej. Choć nie mogliśmy sobie pozwolić na półoficjalne wagary, to jednak jeśli nauczycielka przejawiała taką inicjatywę, szliśmy całą klasą nad Wisłę, gdzie celebrowaliśmy tradycję ludową, czyli Topienie Marzanny. Marzanna była była kukłą z papieru i słomy, symbolizującą odchodzącą zimę. Podpalaliśmy ją i wrzucali do Wisły z brzegu (pod Wawelem), a innym razem z mostu Dębnickiego. Po konsultacji z Ayano dopatrujemy się mocnego podobieństwa z japońską tradycją nagashibina. W Japonii na wiosnę również do wody wrzucało się papierową lalkę. Obecnie te lalki są bardziej eleganckie, drogie i raczej nie przeznaczone do topienia.
P.S. Poprawka: w Japonii nie wrzuca się, lecz puszcza na wodę lalki-maski w tratewkach-wiankach, splecionych z wiosennych gałązek.

Wiosna domowa





Storczyk rozwinął się bardziej w nocy, co uznałem za powód do nadania mu przydomku "nocny". Na "uszach" kaktusa uszatego pojawiły się narośle, niczym pędzelki na uszach wiewiórki. A kaktus "grubszy" wyraźnie zaczął rosnąć, co widać po jaśniejszej zieleni czubków bocznych odgałęzień. Wiosna domowa w pełni, tylko za oknem jeszcze paskudnie.

sobota, 21 marca 2009

Weekendowy obiad


Ziemniaki i jajka na twardo z sosem pomidorowym. To już było, ale sos był tylko z koncentratu, zasmażany i na śmietanie. Dzisiejszy zrobiłem z konserwowych krojonych pomidorów na przyrumienionej cebuli. Dla wzmocnienia dodałem najmniejszą puszeczkę koncentratu, a dla smaku 2 ząbki czosnku. Bardzo dobre.

Ślamazarność Sejmu

W USA dało się w Kongresie szybko przeprowadzić odpowiednią ustawę, żeby darmozjady nie cieszyły się zbytnio z kuriozalnych nagród. W Polsce takiej ustawy w ogóle przeprowadzić się nie da,
a inne to miesiące, albo i lata przepychanek i kłótni w Sejmie. Np. projekt ustawy, z której się cieszę i o której pisałem, tj. zakaz puszczania w TV reklam głośniej, niż reszta programu. O projekcie już się mówi, ale ustawy jeszcze nie ma. Ma wejść w życie, robią nadzieję że dopiero latem MOŻE będą reklamy na normalnym poziomie głośności. Do cholery! Skoro od dawna wiadomo, że puszczanie ludziom w ich domach "na żywca" ryczących reklam jest bezprawiem, to dlaczego już teraz nie zabroni się tego bezczelnym stacjom TV? Ano dlatego, żeby dać im czas na wymyślenie kolejnego sposobu omijania prawa w celu "umilania" nam życia we własnym domu.

Sukces tuż tuż

Drugi już pąk storczyka rozwija się pięknie, widać że i trzeci chce być kwiatem. Byłby to mój sukces hodowlany, bowiem tylko przy kupnie w kwiaciarni ta roślina miała 4 kwiaty równocześnie na łodydze. Jak do tej pory w domu udało mi się dwukrotnie doprowadzić do kwitnienia 2 kwiatów równocześnie. Jeśli będą 3 kwiaty, to sukces, a 4 - ewenement i dodatni wynik eksperymentu, świadczący o nieszkodliwości dymu z moich papierosów dla storczyka.

piątek, 20 marca 2009

Niestosowna ( skandaliczna) hojność

Miliony Amerykanów oburza to, co wyprawia AIG. To bankowe konsorcjum, współsprawca katastrofy kryzysowej w USA otrzymało od rządu 180 miliardów (!) dolarów zastrzyku, mającego uratować finansowego potentata od upadku. I co zrobił zarząd AIG wkrótce po rządowej dotacji? Zamiast oczyścić sumienie, wziąć się do roboty i zacząć naprawiać szkody, ten zaczął od rozdawania nagród (za co???) swoim prezesom i urzędasom, na co przeznaczył 56 mln $. Społeczeństwo, czyli podatnicy burzy się na myśl, że finansuje napychanie kieszeni finansowym nieudacznikom w ciężkich czasach. Ja też się burzę, ale na panią prezydent Warszawy, która w dobie kryzysu również zajęła się milionowym rozdawnictwem nagród. Swoim pierdzącym w stołki urzędasom rozdaje granty na łączną sumę 58 mln zł (chyba za psie gówna na ulicach Warszawy!). Przecież miliony Polaków marzy o choć połowie takich zarobków, jakie mają te darmozjady, ale im wiecznie mało! Jak bezczelni i bezwstydni są ci świetnie zarabiający ludzie, żeby bez mrugnięcia okiem brać dodatkowe pieniądze za nic w czasie, kiedy tysiące rodaków tracą pracę i popadają w biedę? Kuriozalnym wręcz przykładem nagradzania NICZEGO jest przyznanie nagrody przez panią prezydent Gronkiewicz-Waltz prezesowi spółki "Trasa Świętokrzyska" w wysokości 20 tys. złotych, podczas gdy cały roczny dochód tej spółki wyniósł 21,8 tys. W sam raz na pokrycie kosztów nagrody.

P.S. Godzinę po napisaniu tego tekściku dowiedziałem się z internetu, że Kongres USA uchwalił ustawę, na mocy której te wszystkie nagrody dla urzędasów z AIG zostaną obłożone podatkiem w wysokości 90 %. Brawo! Przydałoby się coś takiego dla urzędasów warszawskich, ale w Polsce to niemożliwe.

środa, 18 marca 2009

Aneks

Po sprawdzeniu okazało się, że cholerny budzik owszem dzwoni (jak demonstrował sprzedawca), ale półtora godziny później, niż był ustawiony. Trzeba więc kombinować: jeśli chcę wstać o godz. 6:30
rano, to muszę go nastawić na 5:00. Jeśli chcę wstać za godzinę, wtedy nie ma innej rady, jak wymyślić sobie, że jest inna pora doby i przesunąć wskazówki co najmniej o godzinę wstecz.
Za komuny nie było tylu bubli w handlu, co teraz. Wszystkiego w sklepach było mało, ale pędzel do golenia nie rozlatywał się przy pierwszym goleniu, parasol nie psuł się przy piątym użyciu, kiełbasa nie była napompowana wodą i kolagenem itd., itp.

Zakupy i rozczarowanie, a nawet wściekłość


Pojechałem rano odebrać czekającą na mnie receptę w przychodni, a potem poszedłem na Stary dobry Kleparz. Kupiłem tam nasiona koperku, dobrą kiełbaskę i tani budzik. Kosztował tylko 5 zł + 1 zł za alkaliczną baterię, ale głośno pika, a o to chodziło. Tamten tani budzik służył wiernie ok. 10 lat, niech ten działa dobrze choć przez rok.
Natomiast realizując receptę w aptece mocno się rozczarowałem, a nawet wściekłem. Okazuje się, że po zaprzestaniu produkcji skutecznych maści, przyszła kolej na bardzo skuteczny majamil. Wygląda na to, że wstrzymano produkcję tabletek 100 mg i choć recepta opiewała na 3 opakowania po 20 "setek" to nie dostałem 6 pudełek "pięćdziesiątek", jak logika wskazuje, ale 3, a po chwili na otarcie łez dorzucono czwarte. Podobnie było z contixem i innymi lekami. Wychodzi na to, że na nic moje dzwonienie do przychodni, jeżdżenie tam i łażenie, na nic wiedza lekarki, bo urzędasy w ministerstwie wiedzą lepiej, jak mnie leczyć i z apteki wyszedłem z połową tego, co miałem mieć, w dodatku z częścią leków za słabych dla mnie i nieskutecznych.
Jak ja mam kochać ten kraj?

wtorek, 17 marca 2009

P.S.

Przed chwilą w radiu słyszałem drugi numer Kamila Nosela. Tym razem nabrał kobitkę, która wybiera się gdzieś daleko (przesiadka we Frankfurcie), ale bez bagażu. Wmówił kobiecie, że przez jej brak bagażu samolot będzie "niedociążony", co może spowodować niebezpieczeństwo (niestabilność lotu itp.). Zaproponował jej, żeby wzięła byle jaką walizę, ale ważącą 20 kg. Ona na to, że ma w domu stare buty, ale to za lekkie. Na to Kamil poinformował ją, że lotnisko dysponuje awaryjnymi walizami z cegłami. Ona: - ale pewnie za to trzeba płacić? Kamil: - zapewne tak, ale jest wyjście: po prostu umieścimy panią zamiast walizki w luku bagażowym i wtedy brak wagowy się wyrówna. W końcu kobieta zwierzyła się, że nie pierwszy raz podróżuje samolotem (!), ale jeszcze jej taki problem nie dotknął i wydaje jej się to nieco idiotyczne.

Rozkwit w pełni. Głuptyś


Storczyk jest w pełni rozkwitu, ale na razie tylko jednym kwiatem. Wiadomo że zakwitnie drugi, ale może nastanie cud i będą na raz trzy, albo i cztery kwiaty (?).

Rano uśmiałem się (sam do siebie) z głuptysia, sądząc po głosie dość dojrzałego wiekowo, którego w "Radiu Złote Przeboje" wkręcił Kamil Nosel. Tym razem chodziło o faceta, który za parę dni wybiera się z dwiema jeszcze osobami na wycieczkę do Egiptu. Kamil udając przez telefon pracownika biura podróży, wmówił gościowi, że z powodu dysponowania krótszym (!) samolotem niż zwykle,
mają dla niego i towarzyszących mu osób 3 bilety, ale tylko jeden na miejsce siedzące. W czasie lotu więc 2 osoby będą stały, ale mają się zmieniać co pół godziny. Trzeba było słyszeć, jak facio się pieklił, że nie płacił za lot na stojaka itd, itd. Naprawdę niektórzy nasi rodacy są ...
Nie dokończę, ale przecież nie trzeba być wytrawnym i obytym w świecie podróżnikiem, żeby wiedzieć, że miejsc stojących w samolocie nie ma.

poniedziałek, 16 marca 2009

Obrzydliwość

Jakiś czas temu pisałem o fajnej margarynce do chleba - "Krówce masłówce". Podobało mi się pudełko z krówką na obrazku, konsystencja i "smarowalność" tego smarowidła. Ale niedawno wylano mi kubeł zimnej wody na głowę. Otóż w "Dużym Formacie" przeczytałem wywiad ze specjalistą od żywności, szefem laboratorium i zespołu kontrolerów jakości tego, co produkują fabryki jedzenia i kupujemy w sklepach. Po raz pierwszy w polskiej wolnej prasie miałem możność przeczytania pełnej nazwy producentów-oszustów, wciskających nam paskudne przetwory pod piękną nazwą (i ceną). Dopiero niedawno instytucje kontrolne dostały do ręki instrument pozwalający wprost imiennie demaskować nieuczciwych producentów żywności, czyli odpowiednią ustawę. Aż się dziwię, dlaczego takie dane objęte były tajemnicą: przecież to nasze zdrowie! Pewnie za zasadzie źle pojętej ochrony danych osobowych. To się już skończyło i dlatego dowiedziałem się m.in., że "fajna" Krówka masłówka nie ma nic wspólnego z masłem. Wręcz przeciwnie; jest to zlepek najgorszej jakości olejów roślinnych i ... zwierzęcego łoju okołojelitowego(!)(fuuuuuuuuuj!!!). Zamieszczam jeszcze raz widok wieczka pudełka "krówki", tym razem dla ostrzeżenia nieświadomych smakoszy.

Storczyk. Skłonności narodowe

Pierwszy kwiat nowej łodygi storczyka rozwinął się całkowicie, jest on jednak bardziej żółty, niż to pokazała przekłamująca kolor kamerka. Sterczący zaś ze środka "języczek" jest bardziej pomarańczowy, niż brązowy.

21 marca jest pierwszym dniem kalendarzowej wiosny, który od kilkunastu lat młodzież wykorzystuje na półlegalne wagary. Żadne władze edukacyjne nie uznały oficjalnie tego dnia za wolny od nauki, ale co roku młodzież masowo idzie poza szkołę. W Krakowie łażą po Rynku i rozrabiają, idą nad Wisłę, do parków i popijają piwko-winko. Niektóre szkoły, bądź pojedynczo wychowawcy klas, by częściowo zaradzić niepisanym w prawie wagarom, rezygnują w tym dniu z nauczania i proponują swoim uczniom zorganizowane wyjście do kina lub na wycieczkę za miasto.
W tym roku "Dzień Wagarowicza" (tak już go media i uczniowie nazwali) wypada w sobotę, a więc w dniu wolnym od szkoły. Cóż za zawód! Nici z wagarów! Jak znam życie i mentalność polską, nasi uczniowie za nic nie zrezygnują z wagarowania i pójdą poza szkołę już w piątek.

niedziela, 15 marca 2009

Obiad

I gotowe. I smaczne!

Procedura




Żeby bigos był bigosem, należy go długo gotować, ale ważna jest podstawa, czyli kapusta. najlepszy moim zdaniem jest bigos z kapusty mieszanej, czyli i kiszonej i surowej, białej.
Kiszona dłużej się gotuje, trzeba zatem zagotować ją w pierwszej kolejności i odlać zeń pierwszą wodę, co pozbawi ją goryczy. Podgotowałem ją więc w nocy z dodatkiem kminku, liści laurowych i ziela angielskiego, a także trzech łyżeczek przecieru pomidorowego. Potem również nocą poszatkowałem białą kapustę i także podgotowałem soląc ją trochę, a następnie zmieszałem obie części i dusiłem nadal. W tak zwanym międzyczasie pokroiłem kiełbasę i cebulę, oraz podsmażyłem je razem na patelni, wrzucając w końcu do gara z kapustą. Bulgotała powoli ta mieszanina jeszcze ponad godzinę, aż poszedłem spać w świetle dnia.
Teraz w południe grzeję bigos ponownie, trzeba go bowiem zasmażyć lekką zasmażką, doprawić pieprzem i ... zjeść.

Rozkwit



Już w nocy napuchnięty pąk zaczął rozkwitać i do rana przeistoczył się w kwiat. Następny też szykuje się do gali.

piątek, 13 marca 2009

Aneks do dnia 8 marca



Ten placek brzoskwiniowo-jabłkowy mógłby być poczytany przez mojego gościa - sąsiadkę za gest uczczenia Dnia Kobiet, ale nic z tego. Upiekłem go z okazji odzyskania przez Ayano dostępu do internetu i powrotu naszej strony do cyberprzestrzeni i zaprosiłem na degustację miłą sąsiadkę.
Przy okazji opowiedziałem jej, z czym kojarzy mi się Dzień Kobiet i jak był celebrowany w moim dawnym zakładzie pracy i w wielu innych w Polsce. Oczywiście że Dzień Kobiet nie został wymyślony przez komunistów, ale został przez nich zawłaszczony i sprowadzony do roli szablonowej socjalistycznej celebry. Wiele z epizodów tej komedii można by wykorzystać w kabaretowych scenkach.

Wiosna domowa i fasolka



Storczyk lada chwila otworzy pąki, które są już jak napuchnięte. Miałem nadzieję, że zakwitnie na urodziny Ayano, ale dobrze że w ogóle chce kwitnąć.
Ugotowałem przepyszną fasolkę po bretońsku (samochwała w kącie stała), ale w ferworze produkcji zapomniałem ją dokumentować. Obiecuję to zrobić przy następnej okazji. Postaram się też o dokumentację fotograficzną z przyrządzania bigosu.

sobota, 7 marca 2009

Prawo M. działa. Komórkowe szaleństwo

Rano szedłem pustą i suchą drogą (chociaż lekko mżyło) i przez 10 minut nie przejechał ani samochód, ani rower, nie spotkałem żywej duszy. Ale gdy zbliżałem się do wlotu tunelu, z sąsiedniej firmy prosto na mnie wyjechała ciężarówka, tak że musiałem uciekać w kałuże. Prawo Murphy'ego działa bezlitośnie.

Z badań wynika, że ogólnie w świecie przeciętny człowiek rozmawia przez telefon 15 minut dziennie. Ale w niektórych miejscach na Ziemi wcale nie ma telefonów, a gdzie indziej ma go prawie każdy. Tak więc telefomania na poszczególne nacje rozkłada się inaczej. W Europie przodują Niemcy (27 minut dziennie), ale wszelkie rekordy wiszenia na słuchawce biją Amerykanie. Przeciętny i szczęśliwy posiadacz telefonu w USA gada dziennie aż 69 minut(!!!). Nie wiem, czy to czasem nie pomyłka w druku, bo się wierzyć nie chce. Ayano i ja nie mamy komórek i nie chcemy ich mieć. Tymczasem z innych badań wynika, że przeciętny polski nastolatek nie wyobraża sobie życia bez "komóry". Ich rodzice przyznają, że największą karą za jakieś przewinienie jest czasowe odebranie im komórki.
Nic dziwnego więc, że czasem młode jełopy nie potrafią nawet pisać. Do czytania książek też czasem trzeba gówniarzy batem zaganiać, a i to nie pomaga. Szokuje mnie nieraz niewyobrażalna ignorancja młodzieży, wynikająca z nieczytania książek i prasy. A sztuka pisania listów jest w głębokim zaniku. Oczywiście że spora część młodych ludzi wykorzystuje komputer do pogłębiania wiedzy, ale wciąż niestety ta większa część pisze tylko e-maile, siedzi na "gadu-gadu", umawia się na randki i nałogowo wyżywa się w grach komputerowych.

Zbulwersowały mnie wyniki także innych badań. Wyszło na jaw, że najchętniej i najczęściej uprawiają seks Grecy - 3 razy w tygodniu. Niestety na szarym końcu tego rankingu uplasowali się Japończycy - 4 razy w miesiącu.

piątek, 6 marca 2009

Prawo serii i prawo Murphy'ego

Dzisiaj od rana zadziałało prawo serii w przypadku telefonu. Znowu po miesiącach milczenia najpierw obudziła mnie jakaś baba z urzędu skarbowego na Krowodrzy, która miała sprawę do jakiegoś pana Iksińskiego. Już nie było mowy o spaniu. Zrobiłem wcześniej zakupy, obiecując sobie odespanie tej pobudki po obiedzie. Przy śniadaniu znowu odezwał się telefon, ale nikt się nie odzywał. Po godzinie terkot telefonu; znów jakaś pani chce tym razem rozmawiać z jakąś panią Krysią. To było prawo serii. A później zadziałało Prawo Murphy'ego, które określa złośliwość rzeczy martwych i złośliwe zbiegi okoliczności. Prawo to w moim przypadku działa szczególnie często i w wielu dziedzinach. O kolejkach przy kasie tworzących się w pustym sklepie zawsze wtedy, gdy ja chcę płacić już pisałem. Następnym z przejawów działania tego prawa jest to, że zawsze gdy idę pustą ulicą i nic nie jedzie przez 10 minut, natychmiast gdy chcę przejść na drugą stronę ulicy, pojawia się samochód, albo sznur samochodów dokładnie w miejscu mojego przechodzenia. Inny znany przejaw tego prawa, to spadanie kromki chleba na podłogę zawsze posmarowaną stroną do spodu. Dzisiaj Prawo Murphy'ego podziałało na mnie szczególnie wrednie. Otóż po obiedzie trochę znużony postanowiłem odbyć obiecaną sobie drzemkę. Przykładając głowę do poduszki pomyslałem sobie, że to jakiś cud: kundel sąsiadów nie wyje, nikt nie wrzeszczy ani nie tupie, nie trzaska drzwiami. Coś za dobrze jest. I w tym samym momencie rozległo się za ścianą stukanie młotka. Najpierw nieśmiało, niezbyt glośno, ale uporczywie uniemożliwiające zaśnięcie. Potem coraz głośniej i z towarzyszeniem wiertarki udarowej. I tak do tej pory już drugą godzinę.
NO NAPRAWDĘ MOŻE CZŁOWIEKA SZLAG TRAFIĆ!!!!

czwartek, 5 marca 2009

Budziki. Bat na reklamiarzy


Stary tani budzik zepsuł się po długich latach nienagannej służby. Mam też drugi, z funkcjami, ale jego głos jest tak anemiczny, że bałbym się na nim polegać w przypadku ważnej sprawy. Ten czerwony zepsuty jest od 3 dni, a więc wczoraj przy wczesnym wstawaniu do urzędu pracy nie mogłem nań liczyć. Nie spałem całą noc, ale nie z powodu braku zaufania do budzików; po prostu zasiedziałem się przy komputerze do 3:30 w nocy, nawet położyłem się do pościeli, ale nie mogłem zasnąć. Wstałem więc i włączyłem komputer, bo wiedziałem, że do 6 rano czas szybko zleci. Natomiast będąc na Kleparzu popełniłem gapiostwo, bo oprócz nasion, ziemi i trzepaczki do jajek, mogłem kupić od razu budzik u handlujących tam kaukaskich straganiarzy.

Nareszcie coś się ruszyło w sprawie zbyt głośnych reklam w TV, o czym już pisałem (i narzekałem). W portalu Onet.pl ukazała się ankieta z jednym pytaniem: "Czy przeszkadzają ci zbyt głośne reklamy w TV?". 98% ankietowanych odpowiedziało twierdząco, a tylko 2 procentom nie przeszkadzał ten ryk. A więc tylko 2% oszołomów. Nie mających zdania nie było wcale. Pod ankietą była informacja, że KRRiT (Krajowa Rada Radia i Telewizji) chce się tym zająć na serio i bez pardonu. Jakaś komisja sejmowa uznała, że puszczanie reklam głośniej niż pozostałe programy, jest ingerencją w prywatność odbiorców. A przecież zawsze to powtarzałem.
Okazuje się, że KRRiT od paru lat chciała tę sprawę uregulować, ale zawsze okazywało się, że wszystkie stacje mają wymówkę: oni nie dają głośniej, tylko podnoszą częstotliwość. No i nic nie można im było zrobić. Teraz KRRiT ma instrument pozwalający na udowodnienie tym szmaciarzom wykroczenie przeciw naszej prywatności. A mianowicie wymyślono urządzenie do pomiaru rzeczywistego poziomu głośności i to będzie bat na cholernych reklamiarzy. Podobno już latem mają być zmiany: nie będzie kretyńskiego ryku reklam, przerywającego normalny ton programu.

środa, 4 marca 2009

Urząd, kwiaty i trzepaczka






W Urzędzie Pracy było zgodnie z normą, czyli "nic dla pana nie mamy". Wracając pojechałem na plac targowy Kleparz, żeby kupić nasiona kwiatów i ziemię na wstępne wysianie w domu. Przy okazji kupiłem śmieszną ubijaczkę do jajek, a ściślej do białek na pianę. Konstrukcja ta pamięta czasy króla Ćwieczka, moja Mama miała taką, Babcia też, zapewne prababcia również. Tu nie ma się co psuć, w przeciwieństwie do ustrojstwa na korbkę, które kupiliśmy kiedyś z Ayano - też na Kleparzu. Dziadowskie to plastikowe urządzenie zaczęło szwankować przy pierwszym użyciu, a mam w planie znowu upiec momoringowca. Okazją będzie odzyskanie przez Ayano internetu i powrotu naszej strony do cyberprzestrzeni. W moim przypadku nie ma wielkiego sensu kupować kuchennego robota, bo leżałby tylko w kredensie. Ciasto z pianką piekę raz na parę miesięcy i nic poza tym nie robię takiego, co wymaga roboty robota.

P.S. Dla mnie, jako zarejestrowanego od dawna było "zgodnie z normą", ale dla tłumów młodych ludzi, którzy wrócili i nadal wracają z Wysp Brytyjskich (pracowało tam ponad 1 mln. Polaków, nie licząc Irlandii) na pewno był to koszmar. Takiej gigantycznej kolejki do rejestracji jeszcze tam nie widziałem. Trudno było przejść korytarzem, a za załomem dalszy ciąg kolejki w drugim korytarzu.

wtorek, 3 marca 2009

Dzień potęgi?



Dzisiejsza data (03.03.09) jest jakby żywcem z tabliczki mnożenia: 3 x 3 = 9, czyli potęgowaniem: 3 do drugiej potęgi. Nie spodziewam się jednak dzisiaj jakiejś wyjątkowości.
Nawet storczyk nie zakwitnie, chociaż widać że szykują się do tego co najmniej 2 pączki. Żałuję tylko, że nie zakwitł wczoraj, w dzień urodzin BKO*, swojej właścicielki.
Jutro muszę pojechać do Urzędu Pracy i wcale nie jestem z tego zadowolony, bo właśnie jutro ma zacząć padać deszcz od rana. Gdyby te wyjazdy do urzędu wiązały się z konkretnym działaniem pracujących tam urzędniczek, witałbym jutrzejszy dzień z nadzieją. Ale nie spodziewam się niczego dobrego, chociaż będę się domagał uwagi. Na pocieszenie mam na obiad pyszne curry z kurczaka + ziemniaczki polane tym sosem.

* BKO - Bardzo Kochana Osoba.