niedziela, 31 października 2010

Nieznany Jurry



Jerzy Ryszard "Jurry" Zieliński urodził się w 1943 roku. Dyplom na warszawskiej ASP uzyskał w 1968 r. w pracowni cenionego malarza Jana Cybisa. Był artystą chuliganem znanym z zakłócania oficjalnych wernisaży i uroczystości. Krakowska galeria Zderzak po raz pierwszy pokazuje polityczne obrazy Jurry'ego odnalezione po jego samobójczej śmierci w 1980 r. Tu odczuwam pewien dysonans, ponieważ autorka publikacji w "GW" równocześnie pisze, że ciało artysty zostało na bruku pod oknem jego warszawskiej pracowni i prawdopodobnie spadł z 4 piętra, gdy po gzymsie próbował wydostać się z pomieszczenia z zatrzaśniętymi przez kolegów drzwiami. Gdzie tu więc samobójstwo? To wypadek. Miał tylko 37 lat.
W Zderzaku znalazły się najbardziej polityczne prace Jurry'ego. Odnaleziony po wypadku w pracowni niedokończony cykl "Portretów helsińskich" to "gadające głowy" światowych przywódców uczestniczących w 1975 r. w konferencji bezpieczeństwa i współpracy w Helsinkach, utrzymane w odcieniach błękitu i śnieżenia jak obraz w starym telewizorze. Na fot.3 głowa Edwarda Gierka, I sekretarza PZPR w PRL w dziesięcioleciu 1970-80. Z komunistycznej ideologii kpił poprzez mimikrę; jego obrazy przypominają propagandowe plakaty. Namalował serię płócien z motywem wielkich czerwonych ust zamkniętych klamrą lub zasuniętych na zamek błyskawiczny. Najsłynniejsze z serii są usta zasznurowane trzema znakami X (fot.2. Namalowany z okazji trzydziestolecia PRL-u obraz został natychmiast zdjęty przez cenzurę mimo wyjaśnień artysty. Tłumaczył on, że XXX to przecież rzymskie trzydzieści, a czytane po rosyjsku iksy oznacza "ha, ha, ha" wyrażające radość z jubileuszu. Rzecz jasna nic nie pomogło.
Na pierwszym zdjęciu Jerzy "Jurry" Zieliński (1943 - 1980).

sobota, 30 października 2010

Deserowy obiad

Z dwóch ostatnich "pustych" naleśników po posmarowaniu ich dżemem wiśniowym i podsmażeniu miałem dzisiaj skromny, ale deserowy obiadek. Po upływie 2,5 godziny musiałem zrobić sobie jajecznicę z 2 jajek na cebulce.

piątek, 29 października 2010

Naukowe skarby w bursztynie

W zachodnich Indiach znaleziono kawałek bursztynu sprzed 50 mln lat. Naukowcy wydobyli z niego ponad 700 świetnie zachowanych stawonogów: owadów, pajęczaków i skorupiaków, a także wiele szczątków roślin i grzybów. Dzięki nim mogli prześledzić ewolucję gatunków żyjących dziś na subkontynencie. Uważa się, że około 160 mln lat temu obecne Indie oderwały się od Afryki i podryfowały przez ocean (20 cm rocznie) na wschód. 50 mln lat temu zderzyły się z Azją, powodując m.in. spiętrzenie Himalajów. Do tej pory panowała opinia, że podczas tej trwającej ponad 100 mln lat drogi przez ocean Indie były całkowicie odizolowane od innych lądów. Tak długi czas powinien wystarczyć, by pojawiła się tam wyjątkowa flora i fauna. Bliższe oględziny wydobytych z bursztynu okazów ujawniły, że mają one wiele wspólnego ze współczesnymi gatunkami z Europy, Azji i Australii, a nawet z dawnymi gatunkami z Ameryki Środkowej. To dowód na to, że zanim bursztyn powstał (żywica pochodziła z drzewa z rodziny Dipterocarpaceae, którą spotyka się dziś m.in. w Afryce, Indiach, Indochinach, Indonezji i Malezji), pomiędzy dryfującymi Indiami a innymi częściami świata odbywała się intensywna wymiana gatunków. Mogła ona zachodzić za pośrednictwem łańcucha wysp wulkanicznych istniejących wtedy na styku płyt kontynentalnych.

(Za "Gazetą Wyborczą")

Pieczarśniaczek

Swego czasu 3 razy kupiłem podobne do tego "ciacho", tyle że z nadzieniem z kapusty, czyli kapuśniaczek. Więcej nie kupowałem, bo po trzecim mdliło mnie cały dzień. Niekoniecznie zaszkodził mi właśnie kapuśniaczek, ale nabrałem uprzedzenia. Dzisiaj skusiłem się widokiem krokieta z farszem pieczarkowym, nazwanego ciastem "półfrancuskim z pieczarkami" (1,60 zł).
Spytałem blond ekspedientkę, czy przypadkiem skosztowała tego specjału. Odparła - "Tak, zjadłam, zjadłam, dobre, naprawdę dobre!". Spytałem, czy aby mnie nie buja, ale zapewniła - "Nie kłamię, naprawdę!", więc dokonałem zakupu. I smakował mi ten "pieczarśniak", tyle że moim zdaniem powinien być bardziej wypełniony farszem.

czwartek, 28 października 2010

Odkryte podobieństwo poglądów



We wczesnych latach 70 ubiegłego wieku chodziłem do wielu studenckich klubów na dyskoteki, między innymi do klubu "Pod Budą". Mieścił się tam kabaret "Pod Budą" i powstał potem zespół "Pod Budą". Jego liderem był i jest krakowianin Andrzej Sikorowski, którego często widywałem na ulicach Krakowa i dzisiaj też można go tu spotkać. Lubię jego nastrojowe piosenki z fajnymi tekstami, znam go z widzenia, ale nie wiedziałem że ma żonę Greczynkę o imieniu Chariklia (dla bliskich Franka). Wiedziałem, że ma córkę Maję, z którą czasem śpiewa w duecie. Nie wiedziałem, że mamy tyle wspólnego, czyli podobne poglądy i dosłownie takie samo zdanie na wiele tematów. Dowiedziałem się tego czytając jego wypowiedzi w "GW". Zacytuję więc po prostu te, pod którymi mogę się oburącz podpisać.
"Z polskiego folkloru toleruję wyłącznie góralski - reszta mierzi mnie w nieprawdopodobny sposób"- z tym że ja góralski folklor bardzo lubię.
"Życie bowiem traktuję jak niezwykły, kolorowy film przygodowy, bez gwarancji wielu lat jego trwania".
"Chrystusową (...) filozofię miłości bliźniego uważam za najpiękniejszą ideologię, jaką wyprodukowała ludzkość. I taką filozofią staram się posługiwać w życiu. Natomiast doklejona do niej metafizyka, na której interes od stuleci robi Kościół, nie interesuje mnie zupełnie. Potępienia się nie lękam, bo skoro żyję przyzwoicie, to Stwórca nie ukaże mnie jedynie za to, że w niego nie wierzę, No, chyba że jest kompletnym kabotynem". - Ja też się staram, ale z tą miłością bliźniego u mnie bywa trudno, skoro otacza mnie takie niewymierne chamstwo.
Sikorowski nie znosi określenia "kraina łagodności", które w związku z jego twórczością "wymyślił jakiś dziennikarzyna" -
"Nikt nie zapisywał do krainy łagodności Marka Grechuty, gdy ten wygrywał festiwal opolski piosenką trwającą 11 minut. Dziś "Korowód", bo o nim mowa, wytrzymałby na antenie góra trzy minuty, a potem usłyszelibyśmy reklamę środka na wzdęcia".
" ... Ale to także żal za młodością. I paradoksalny żal za komuną, która karciła za pomocą cenzury, szykanowała brakiem paszportu i kontaktu ze światem, ale przecież pozwalała pisać takim tuzom podkasanej muzy, jak (...) [Agnieszka (B.Z.)] Osiecka, [Wojciech (B.Z.)] Młynarski, [Jeremi (B.Z.)] Przybora, [Jonasz (B.Z.)] Kofta, rozśmieszać takim kabaretom jak Dudek, Owca, Tey, Elita, tworzyć Wajdzie, Kieślowskiemu, Kantorowi czy Teatrowi Ósmego Dnia. Dlaczego z uzyskaną wolnością tak strasznie zgłupieliśmy? Żal".
"Jestem zodiakalną Wagą. Urodziłem się 10 października, dzień wcześniej światło dnia ujrzała Magda Umer. Do "wyważonych" należą: Rysiek Rynkowski, Grzegorz Markowski [Perfect (B.Z.)], Marcin Daniec [znakomity satyryk (B.Z.)], o Lennonie i Stingu nie wspominając - jakiś wysyp artystów wszelkiej maści. No i jeszcze Agnieszka Osiecka". Ja też jestem Waga.
Dowiedziałem się też, że Andrzej Sikorowski pisze muzykę do piosenek Maryli Rodowicz i pisał ją do tekstów nieżyjącej już niestety Agnieszki Osieckiej.

Fot.1 - Andrzej Sikorowski z córką Mają.
Fot.2 - Grupa Pod Budą w 1978 roku w Rynku Głównym. Drugi od prawej A. Sikorowski.

środa, 27 października 2010

Aneks do wpisu z 25 października

Pisałem o kiczowatym wykonaniu fajnego projektu krakowskiej fontanny w Rynku. Dodaję drugie zdjęcie; nocą mankamenty są mniej widoczne.

Jedzenie pogołąbkowe





Gołąbki jadłem przez trzy dni, toteż 4 strąki papryki z gołąbkowym farszem wczoraj schowałem do zamrażalnika na później. Zająłem się liśćmi kapusty, które pozostały jako nienadające się na gołąbki. W nocy je podgotowałem, a rano wycisnąłem, posiekałem i zrobiłem z nich farsz na rumianej cebulce. Usmażyłem pyszne naleśniki z kapustą. Na fot.5 zbliżenie, bo z daleka kamerka ukazuje je jako coś czarnego na talerzu. Tymczasem są one smakowicie rumiane.

wtorek, 26 października 2010

Pomnik Szalonego Konia






Budowa ogromnego pomnika wodza Indian Dakota Oglala, który ma 195 m długości i 172 m wysokości, a sama głowa 25 m, trwa już 62 lata. Rozpoczął ją w Górach Czarnych (Black Hills) w 1948 roku Polak z pochodzenia Korczak Ziółkowski na zaproszenie krewnego Szalonego Konia - Henry'ego Standing Beara (Siedzącego Niedźwiedzia). Dziś pracę kontynuują synowie polskiego rzeźbiarza. Wykuwają pomnik w skale góry Thunderhead z pomocą dynamitu i ciężkiego sprzętu i oczywiście rzeźbiarskich narzędzi. Dla porównania słynne głowy 4 prezydentów znajdujące się 15 km na północny wschód mają 18 m wysokości, a Korczak Ziółkowski był ich współautorem. Rozpoczynając pracę przy pomniku Szalonego Konia (Tasunka Witko) z założenia odrzucił wszelką pomoc finansową od państwa (USA), chcąc zachować niezależność projektu. Z inicjatywy zmarłego w 1982 r. rzeźbiarza - Ruth, powstała Crazy Horse Memorial Foundation. Fundacja jest organizacją non profit i finansuje budowę pomnika z datków na ten cel. Szalony Koń wsławił się w bitwie nad Little Bighorn w 1876 r., a wkrótce potem został zdradziecko zamordowany. Unikał on konaktów z białymi i nie jest znana żadna stuprocetowo jego fotografia. Najbardziej znane zdjęcie "Crazy Horse" przedstawia innego wojownika Siuksów. Jego słowa "My land is wheremy dead lie buried" (Moje ziemie są tam, gdzie leżą pochowani moi ludzie) zachwyciły kiedyś Ziółkowskiego seniora, a teraz są mottem fundacji i tzw. Crazy Horse Memorial Center. Do 2007 roku projekt kosztował 17 milionów dolarów.

Tak ma wyglądać pomnik po ukończeniu (fot.2).
Wcześniejsza "grubsza" robota Korczaka Ziółkowskiego (fot.1).

[Po obejrzeniu filmu dokumentalnego w TV na ten temat korzystałem z materiałów w internecie]

poniedziałek, 25 października 2010

Co polskie, to polskie

Wreszcie kupiłem w kiosku porządny polski pędzel do golenia z prawdziwego borsuczego włosia. Ten stary nie jest wcale taki stary. Kupiłem go w najbliższym i nielubianym już sklepie. Najpierw przyniosłem do domu pierwszy pędzel, który przy namydlaniu twarzy od razu się rozleciał. Popaprany mydłem i wściekły pobiegłem z powrotem do sklepu żądając wymiany żałosnego przyrządu. Z wielką łaską wymieniono mi "to" na trochę inny, ale w tej samej cenie - też chiński wyrób. Wróciłem do domu, ogoliłem się normalnie, ale pędzel rozleciał się w dniu następnym. Całe sklejone włosie wyleciało z uchwytu. Nie miałem ochoty wykłócać się znowu w sklepie, więc przykleiłem to marne włosie klejem błyskawicznym i tak już zostało na parę lat. Aż do dzisiaj.

Discofontanna


Od dawna czekaliśmy w Krakowie na zakończenie prac przy nowej fontannie w Rynku Głównym. Zapowiadana niemal jako ósmy cud świata okazała się taka sobie. Jeden z jej projektantów, architekt Wiesław Michałek odcina się od sposobu jej wykonania. Oczywiście zgodnie z projektem z wody wystaje kształt "kryształu" mającego prześwit do podziemi Muzeum Historycznego m. Krakowa, ale w żaden sposób nie można tam zajrzeć, chyba że podwinąwszy nogawki weszłoby się do wody. Obramowanie całości wykonane jest ze zwykłego granitu, a sam "kryształ" na spojeniach ma paskudne aluminiowe ramki. Wieczorem fontanna jest kolorowo podświetlana, co bardziej pasuje do lunaparku, niż do sąsiedztwa szacownych zabytków. Projektanci przed rozpoczęciem prac apelowali do władz miasta, aby przy realizacji projektu nie szukano oszczędności. Przypuszczam, że to co jest granitowe, w zamyśle twórców projektu miało być marmurowe, a szklana piramidka też inaczej miała wyglądać. Już ten obiekt "GW" ochrzciła mianem "discofontanny", która teraz kandyduje do plebiscytu Archi-Szopy (na najbrzydsze budowle Krakowa).

niedziela, 24 października 2010

Nieśmiertelny pies

Z sentymentem patrzę jednym okiem na kultowy polski serial sprzed lat - "Stawka większa niż życie". I słyszę odwieczne "szczekanie psa nocą z pogłosem". To ten sam nieśmiertelny pies, który szczeka do dzisiaj w wielu polskich filmach. Czy w archiwum tła dźwiękowego dla filmów nikomu nie chce się odświeżyć asortymentu? Przecież "Stawkę..." zrealizowano w latach 1967-68, szczekający nocą pies ma "dorosły" głos i może nagrano go parę lat przed tym serialem, więc ma on z 50 lat! Ciekawy jestem w ilu jeszcze filmach go usłyszę.

sobota, 23 października 2010

Gołąbki na obiad


Do gołąbków zrobiłem swój pyszny sos z pomidorów w puszce i byłoby wszystko dobrze, gdyby nie moja obawa przed rozgotowaniem gołąbków. Przedwczoraj liście z jednej kapusty wydawały mi się prawie surowe, więc je w nocy jeszcze podgotowałem. Wczoraj przy formowaniu gołąbków uznałem je za zbyt miękkie, więc dzisiaj nie dusiłem ich długo. Za krótko, dlatego pomimo dobrego smaku, całość psuła trochę za twarda kapusta. Nic to, jutro będę dusił do miękkości.

Znowu sensacyjne znalezisko w Polsce

Niedawno pisałem o znalezieniu śladów najstarszego protodinozaura (tzw.kotozaura) na świecie w Górach Świętokrzyskich. Teraz następne znalezisko rozpaliło umysły uczonych. Do tej pory sądzono, że pierwsi ludzie na ziemiach polskich pojawili się w okolicy Wrocławia 400 tys. lat temu, bo tam odkryto ich ślady z tego okresu. Obecnie naukowcy z Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego ogłosili odkrycie kamiennych narzędzi wykonanych przez Homo erectusa 800 tys. lat temu. Dowiodły tego badania wieku owych narzędzi, z angielska zwanych chopperami. Służyły ówczesnym myśliwym do one do dobrania się do mózgu i szpiku kostnego upolowanych zwierząt. Był to najwartościowszy dla nich pokarm.
Odkrycie potwierdza tezę, że Homo erectus przekroczył granicę Pirenejów, Alp i Karpat wcześniej niż sądzono. Co ciekawe, pojawił się w południowej Polsce w okresie stosunkowo chłodnym i najprawdopodobniej przywędrował z cieplejszych okolic Brna, gdzie wcześniej znaleziono jego ślady. Paleograf Jan Maciej Waga twierdzi, że na terenie Polski praczłowiek wówczas nie osiedlił się, ale zapuszczał się tu na polowania, czy po surowce do wyrobu narzędzi.

[Za "Gazetą Wyborczą"]

piątek, 22 października 2010

Gołąbki - kapuściana katastrofa












Od lat marzyło mi się ugotowanie dwóch potężnych garów gołąbków, wszak te moje "potężne" gary w stosunku do wielkich głów polskiej kapusty przez te lata uważałem za zbyt małe, jak i moją skromną dwugrzejnikową kuchenkę elektryczną. Jednak tej jesieni moja determinacja spowodowała, że postanowiłem polować na małe główki kapusty i zrobić małe zgrabne gołąbeczki. Zwierzyłem się z tego mojej siostrze, która natychmiast podarowała mi taką niewielką kapustkę. Drugą dokupiłem w LIDL-u i wczoraj zabrałem się za gotowanie tych główek w dwóch garnkach (fot1). Niestety w trakcie ściągania liści w czasie gotowania (fot.2) okazało się, że większość z nich jest postrzępiona (fot.7) i nie nadaje się na gołąbki. Jako tako dobrych liści było zaledwie kilka, zatem paprykę, którą miałem zamiar wkroić do farszu, również nadziałem tymże farszem (fot.10).
Liście kapusty po zdjęciu z gorącej główki należy pozbawić zgrubień ostrym nożem (fot.5). Ugotować ryż. Przyrumienić cebulę na margarynie, następnie wrzucić na nią mielone mięso, najlepiej wołowo-wieprzowe. Podsmażyć razem, dobrze mieszając, można od razu trochę posypać solą i pieprzem. Dołożyć do tego ugotowany ryż i bardzo dobrze wymieszać na małym ogniu. Doprawić całość solą i pieprzem, zgasić grzejnik i farsz gotowy (fot.6). Można teraz łyżką nakładać odpowiednie porcje farszu na pozbawione zgrubień liście i zawijać ciasno, po pierwszym obrocie zakładając boki liścia do środka, dalej już zwijać do końca (fot.8 i 9). Na dno garnka położyć kilka "niedobrych" liści, żeby gołąbki nie przypalały się w trakcie duszenia (fot.11). Układać je ciasno (fot.12), wtedy w trakcie tego duszenia nie będą się rozwijały i zachowają swój kształt jako gotowa potrawa.

czwartek, 21 października 2010

Pierogi greckie z serem feta, a polskie "ruskie"

Dzisiaj przyszła kolej na greckie pierogi z serem feta. Są dobre, ale według mnie lepsze w smaku są pierogi ruskie z naszego sklepu. Natomiast ruskie gotowane kiedyś przez moją ś.p. Mamę były po prostu aż niebezpieczne. Niebezpieczne dlatego, że z powodu niebiańskiego smaku można było nie wiadomo kiedy zjeść cały ich wielki garnek, zapominając o zagrożeniu pęknięciem brzucha.

wtorek, 19 października 2010

Greckie pierogi




W niedzielę w TV lub w radiu usłyszałem, że od poniedziałku w sieci supermarketów LIDL od poniedziałku będzie można kupić greckie pierogi z nadzieniem. Z jakim, nie powiedziano. Dzisiaj więc wracając z miasta z tramwaju poszedłem prosto do LIDL-a. Znalazłem pierogi ze szpinakiem i z serem feta. Nie przeczytałem na miejscu sposobu przyrządzania na opakowaniu, chociaż miałem przy sobie okulary. W domu okazało się, że są głęboko mrożone i należy je przypiekać w piekarniku, którego nie mam. Ale od czego jest prodiż! Wg przepisu pierogi powinny się piec 15 do 20 minut. Wrzuciłem je (dzisiaj te ze szpinakiem) do prodiża i polałem oliwą z oliwek. Na opakowaniu jest wizerunek gotowych pierogów w kolorze brązowawym. U mnie w prodiżu tkwiły ponad 40 minut i niezbyt zbrązowiały. Niektóre troszkę się zarumieniły, inne były białe i miękkie. Może dałem za dużo oliwy, może trzeba było je jeszcze dłużej podpiekać. Nie zmienia to faktu, że te greckie szpinakowe pierogasy są naprawdę smaczne.

Kitano-san i yakuza

Przeczytałem wywiad dziennikarza "GW" Pawła T. Felisa z moim ulubionym japońskim reżyserem Takeshim Kitano. Przyjechał on do Polski na Warszawski Festiwal Filmowy, bo wyświetlany jest tam jego ostatni film "Wściekłość", traktujący o mafijnych wojnach yakuzy. Kitano-san opowiada, jak w młodzieńczych latach przebywał wśród kolegów, z których większość kradła pieniądze, albo włamywała się do samochodów i wielu z nich trafiło do yakuzy. Na szczęście miał cudowną, wykształconą mamę, która bardzo go pilnowała. Teraz wielu tych kolegów nie żyje, lub siedzi w więzieniu. Takeshi Kitano zna więc temat i lubi robić filmy o yakuzie, zawsze go to "kręci" i intryguje. Śmiać mi się chciało przy czytaniu słów Kitano-sana o tym, że " - w żadnym kraju poza Japonią gangsterzy nie wywieszają przed swoimi biurami oficjalnych szyldów, że są gangsterami". Przy realizacji filmu opartego na biografii znanego bossa Yakuzy przez inną ekipę, gdy zatrudniono "nieodpowiedniego" aktora, członek klanu bossa zadzwonił do producentów i wściekle zapytał: "Kto obsadził tego dupka w roli mojego szefa? Trochę szacunku!" Kidy indziej jeden z bossów yakuzy obejrzał film Takeshego Kiatano "Brat" i zachwycił się Susumu Terajimą, który grał prawą rękę Yamomoto. Parę lat później przy realizacji innego filmu producenci odebrali telefon i usłyszeli: "Albo zagra mnie Terajima, albo nikt".
Japońskim gangsterom nie przeszkadza to, że robi się o nich filmy, czy pisze książki. Pomaga to w budowaniu wokół yakuzy mitu i dzięki mitowi przetrwała tyle lat. Oczywiście w ostatnich latach bardzo się zmieniła wraz ze stosowaniem nowych metod z pomocą najnowszych wynalazków.

czwartek, 14 października 2010

Finał

Przed smażeniem zadzwoniłem do siostry, żeby skonsultować z nią tą prozaiczną czynność. Chodziło o to, że za każdym poprzednim razem moje kotlety były smaczne, ale twarde. Dlatego pisałem o 4 kresce na pokrętle kuchenki. Moja siostra instruowała mnie cały czas mając na myśli gazowy palnik, musiałem przypomnieć jej, że u mnie wszelkie urządzenia są elektryczne, łącznie z kuchenką i bojlerem w łazience. Mieszkanie w zimie też ogrzewa specjalny piec akumulacyjny. Gazu w tej płaszowskiej enklawie po prostu nie ma.
Po wolniejszym smażeniu kotlet był miękki i pyszny. Ćwikła też okazała się smaczna i pasująca do całości.

Obiad spoza Płaszowa







Na tej ziemi wyklętej, czyli w Płaszowie nie uświadczysz w żadnym sklepie kotletów bez kości. Mięsa mnóstwo, schabu pełno, ale zawsze z kością. Ja kotletów z kością jeść nie lubię, ani wykrawać kości z surowego schabu. Wobec tego często gdy jestem "na wyjeździe", kupuję przy okazji ładne czyste bezkostne kotleciki.
Trzeba je najpierw wypłukać i oczywiście cienko tłuczkiem rozklepać. Następnie posypuję je solą i pieprzem, a także nacieram rozgniecionym z solą czosnkiem. Potem kolejno traktuję je mąką, jajkiem i tartą bułką, czyli panieruję. Za chwilę będę je smażył na średnim ogniu, czyli na 4-5 kresce (w skali do 6) pokrętła kuchenki elektrycznej. Zamiast męczyć się z gotowaniem zasmażanej kapusty, kupiłem ćwikłę z chrzanem. Może do kotleta nie bardzo pasuje, ale bardzo ją lubię.