wtorek, 9 września 2008

Pamięć

Wczoraj wieczorem TVP-1 nadała koncert ku pamięci Jana Himilsbacha i Zdzisława Maklakiewicza.
Dobrze się stało, bo należało oddać cześć najwspanialszym naturszczykom naszego kina. W obecnych czasach naturszczyków już właściwie nie ma, pozostał jeszcze Zbyszek Buczkowski. Jeśli któremuś reżyserowi potrzebny jest aktor niezawodowy, to angażuje się go do epizodu i na tym jego rola się kończy. Wyjątkiem jest bohater filmu "Edi" - M. Gołębiewski, bo po świetnych recenzjach tego filmu pozostał w kręgu zainteresowania mediów i reżyserów.
Zawsze z przyjemnością oglądam archiwalne filmy z udziałem Himilsbacha i "Maklaka". Są nie do zapomnienia. A już na pewno nie zapomnę chyba najlepszej roli, a właściwie epizodu, w jakim wystąpił Z. Maklakiewicz. Była to rola spolszczonego Francuza, nauczyciela tańca w okupowanej Warszawie, w jednym z odcinków serialu "Polskie drogi".
Jan Himilsbach oprócz aktorstwa, działał również na niwie literackiej. Przeczytałem i mam w domu jego dwie książki, "Zatopione skały i inne monidła", a drugiej tytuł w tej chwili uleciał mi z pamięci.
Może nie są napisane w najlepszym stylu, ale tchną autentyzmem. Wiadomo skądinąd, że Himilsbach miał skłonność do koloryzowania rzeczywistości i przeinaczania faktów, jednak czuje się, że opisywany przez niego świat, jego świat, jest prawdziwy. Natomiast on sam nie był lubiany w Związku Literatów Polskich. Niektórym pisarzom trudno było znieść myśl, że "nieuczony aktorzyna" i pijak, kamieniarz z zawodu może, ba!- śmie pisać lepiej od nich.
"Maklak" i "Jasio" przyjaźnili się na ekranie i w życiu prywatnym. Rozumieli się doskonale i dobrze im się razem piło wódeczkę. No i całe życie byli sobą. Zero pozerstwa.

Brak komentarzy: