niedziela, 14 września 2008

Krótko o filmie


Wczoraj w południe oglądałem jednym okiem western prod. USA z r. 1954 "Ostatnia walka Apacza". Jest to opowieść o szlachetnym Indianinie, który po słynnym Geronimo podjął walkę z białymi, a potem ku ich zdumieniu założył poletko uprawne - symbol chęci do pokojowego życia. Wszystko fajnie, Amerykanie snują poprawny politycznie wątek, ale rolę Indianina gra Burt Lancaster, a jego żonę też jakaś ufarbowana biała aktorka. Toż to rasizm w czystej postaci. W tamtych latach hollywódzkim decydentom (i publiczności też) nie mieściło się w głowie, żeby główną rolę mógł zagrać autentyczny Indianin, że w ogóle byłby do tego zdolny, że publiczność chciałaby go oglądać. A mnie pusty śmiech i politowanie ogarniały, gdy patrzyłem na parę farbowanych Indian z niebieskimi oczkami. Ta hipokryzja Hollywoodu już się (chyba) skończyła.

P.S. Po zakupach idąc przez "nielegalny" tunel zauważyłem w błocie jakiś dziwny ślad. Chciałem go sfotografować, ale nie miałem przy sobie aparatu. Gdy z nim wróciłem, niestety ślad był już rozjechany przez ciężarówkę ze śmieciami. Naszkicowałem go tylko koślawo z pamięci, ale już nie jestem pewien, czy właśnie taki był.

Brak komentarzy: