piątek, 8 maja 2009

Wspomnienie

Znany działacz opozycji w latach 1970-80-tych (jeszcze bardziej znany po pobiciu przez milicję) Jan Rulewski wspomina lata pracy w ROMECIE. Był to wtedy potężny i bogaty zakład pracy, produkujący w Bydgoszczy bardzo ważne wówczas dla gospodarki rowery. Przy wielkim zatrudnieniu kobiet nie można było znaleźć "badylarza" (prywatnego ogrodnika), który byłby w stanie zapewnić tak dużą dostawę goździków na Dzień Kobiet. Wobec tego fabryka wybudowała w tym celu własną szklarnię. Jednak do marca kwiaty nie zakwitły, bo palacz chlał wódę. Następnej zimy fabryka zatrudniła strażnika, który pilnował palacza, który pilnował goździków. Ale wtedy zepsuł się szklarniowy piec i kwiatki znowu nie zakwitły. Wtedy dyrekcja kazała załatwić (piszę "załatwić", bo wtedy się załatwiało, nie kupowało) zamiast kwiatów pończochy (później były rajstopy). Kiedy zaopatrzeniowiec je przywiózł, po rozpakowaniu okazało się, że w środku są dziecięce rajtuzki. Tysiące rajtuzek.

Rzeczywistość w tamtych czasach nieraz przerastała kabaret. Kiedyś opisywałem Dzień Kobiet w peerelowskich zakładach pracy i zilustrowałem to komputerowym rysunkiem. Chciałem ten rysunek teraz pokazać, ale nie udało się wskutek jakiegoś błędu w przekazie. Można go zobaczyć na naszej stronie www. geocities.jp/nagamimi_2/ w "galerii Bogdana".
Umieściłem na nim komplet prezentów od dyrekcji zakładu dla pracownicy na Dzień Kobiet. Przeważnie była to paczka kawy 100 g, rajstopy i goździk, lub tylko jedna z tych rzeczy. Czasem dochodziła rolka papieru toaletowego, towaru bardzo poszukiwanego.
Kobiety musiały na specjalnej liście pokwitować podpisem odbiór prezentu, a po uroczystości wracały do pracy, ale były zwalniane w tym dniu o 2 godziny wcześniej.

Brak komentarzy: