środa, 6 maja 2009

Cudowny lek i film




Po wczorajszej poobiedniej drzemce zjadłem bułkę z sałatką jarzynową i serem. Po pół godzinie rozbolała mnie głowa i zaczęło mnie lekko mdlić, czyli nastąpiły objawy podtrucia. Nie wiem do tej pory, co mi zaszkodziło: obiadowa biała kiełbasa na cebulce, czy owa kanapka z sałatką. W każdym razie ból głowy potęgował się coraz bardziej i nie pomogły krople żołądkowe. Nie miałem ani jednej tabletki Etopiryny (na ból głowy). Przypomniałem sobie, że w zamrażarce leży resztka wiśniówki z ostatniej imprezy i w desperacji postanowiłem zrobić sobie drinka, ale słabego. W lodówce była też puszka z syropem po brzoskwiniach użytych do wypieku ciasta. Wymieszałem więc wiśniówkę pół na pół z tym syropem w kieliszku 50 g i wypiłem. I stał się cud: po upływie 15 minut ból zaczął ustępować, ale nie do końca. "Zażyłem" więc drugą dawkę lekarstwa i ból zelżał jeszcze bardziej, a po trzecim kieliszku ustąpił całkowicie. Wróciła mi chęć do życia, a nawet do jedzenia i na tym poprzestałem. Mogłem sobie w spokoju obejrzeć bardzo ciekawy film holendersko-angielsko-francusko-luksemburski "Bliźniaczki". Była to historia niemieckich bliźniaczych sióstr rozdzielonych po śmierci rodziców w 1925 roku. Trafiają do zupełnie różnych środowisk. Jedna do Holandii, adoptowana przez dość zamożne małżeństwo, druga do prymitywnego wuja na niemiecką wieś. Ta w Holandii wychowywana jest w duchu tolerancji i dobrze wykształcona. Druga nie miała takiej szansy, ciężko pracuje w gospodarstwie, jest nawet bita i nie szans na solidną edukację. Gdy spotykają się po latach, okazuje się że "Holenderka" ma narzeczonego Żyda, a mieszkająca w Niemczech ma poglądy faszystowskie. Historia oczywiście dalej się toczy i sięga starości obu sióstr. Można wyciągnąć wiele wniosków.
P.S. Film wyreżyserował Ben Sombogaart.

Brak komentarzy: