poniedziałek, 11 maja 2009

Nie wszystko złoto, co się świeci

Publicysta "Gazety Wyborczej"Jerzy Skoczylas opisał, jak mogą się między sobą różnić dwa warsztaty naprawy rowerów. Jeden - wypisz, wymaluj, jak z czasów Gomułki, drugi - jasny, błyszczący i nowoczesny. Ten pierwszy mieści się w piwnicy małego domu, jest zagracony, brudny i pracują tam umorusani jak kominiarze fachowcy. Jest tam też brudny kibelek: gorsze klozety autor widział tylko w Zakładach Tytoniowych i w Hucie im. Lenina w czasach komuny. Redaktor Skoczylas 30 kwietnia musiał szybko wymienić napęd i łańcuch w swoim rowerze, pojechał więc do tego nowego i ładnego warsztatu. Tam najpierw musiał odczekać, aż sprzedawca skończy pogawędkę ze znajomymi (panowała już majówkowa atmosfera), a potem na pytanie o wymianę rzeczonych części w bieżącym dniu usłyszał natychmiast odmowną odpowiedź. Nawet nie dano mu dokończyć pytania. Pojechał więc do "brzydkiego" warsztaciku, gdzie natychmiast troskliwie zajęto się jego rowerem, nie wciskano mu ani tandety, ani zbyt drogich części. Wszystko zrobiono szybko i fachowo, rozmawiano z nim nie jak z uciążliwym intruzem, lecz jak z KLIENTEM, a także poinformowano, co w najbliższym czasie trzeba jeszcze naprawić, żeby wszystko grało. Po tej wymianie w majowy weekend redaktor przejechał 400 kilometrów bez najmniejszej usterki i na pewno będzie stałym klientem niepozornego warsztaciku. Doradziłby tylko właścicielowi trochę tam posprzątać.

Brak komentarzy: