wtorek, 27 stycznia 2009

Jak Stanisław Lem i Władysław Bartoszewski ukradli ananasa

Jak zwykle po czasie czytam zaległą prasę i w "Gazecie na Nowy Rok" znalazłem świetny materiał: wywiad z prof. Władysławem Bartoszewskim o jego przyjaźni ze Stanisławem Lemem, a więc temat właściwie nieznany. I mnóstwo zupełnie nieznanych rzeczy się dowiedziałem. Najbardziej śmieszna historia wydarzyła się w latach bodaj 80-tych, kiedy obaj z rodzinami przebywali w Wiedniu i Berlinie Zachodnim. Pewnego razu przypadkiem znaleźli się w jednym hotelu z gośćmi konferencji organizowanej przez Aspen Institute (organizacja lewicowa). Zeszli w południe do restauracji, a tam szykują stoły na bankiet dla tych gości. A więc góry jedzenia, a na szczycie jednej z piramid ananas. "Patrz" - mówi Bartoszewski - "lewacy, a się będą ananasami objadać". - "Będą albo nie będą" - burczy Lem i mruga, szybko otwierając drzwi. Pan Władysław równie szybko porwał ananasa, wsadził go pod płaszcz i obaj uciekli do mercedesa Lema.

Zacytowałem tutaj śmieszną historyjkę, ale w tym materiale jest mnóstwo innych interesujących informacji o książkach, ich pisaniu i wydawaniu za granicą. A także o prawdziwej przyjaźni. Tylko taki człowiek jak profesor Bartoszewski potrafi tak ujmująco, a jednocześnie prosto wspomnieć nieżyjącego przyjaciela.
Na zdjęciu z owiniętą szalem głową Władysław Bartoszewski, obok Stanisław Lem. Prawdopodobnie po paru szklaneczkach, może kiedy opijali śmierć Breżniewa (też była o tym mowa).

P.S. Na podstawie opisanego tu wydarzenia i historii pewnego obrazka mogę wysnuć wniosek, że mądre i dobre osoby czasem lubią ukraść ananasa.

1 komentarz:

kaśka pisze...

cudowna historyjka!!
uczmy sie kochać ludzi póki jeszcze są z nami bo za szybko ucieka czas ciągnąc nas na zapomniane ścieżki..
dzięki za takie fajne chwile z czyjegoś życia. Dzis będzie radosny poranek :)!
pozdrawiam kaśka