poniedziałek, 26 stycznia 2009

Domokrążcy

Są domokrążcy legalni i niezbyt legalni, są też uciążliwi. Do najbardziej legalnych domokrążców należy rzecz jasna listonosz. Często z utęsknieniem jest wyczekiwany, czasami jednak z obawą; a to wtedy, gdy mamy coś na sumieniu i drżymy przed jakimś wezwaniem, lub grzywną. Również chyba legalni są akwizytorzy usiłujący nam sprzedać nie chciane i dziwne czasem przedmioty. Dalej w tej swoistej hierarchii idą chyba przedstawiciele innych niż katolickie wyznań, przede wszystkim Świadkowie Jehowy, czyli Badacze Pisma Świętego. Tym ludziom wystarczy jednak powiedzieć, że nie jesteśmy zainteresowani itd., i odstąpią od naszego progu. Na końcu tego łańcucha są różnego rodzaju oszuści, złodzieje i wyłudzacze.
Przez ostatnie cztery (oprócz niedzieli) dni miałem istny nalot domokrążców, zważywszy na to że przez kilka miesięcy pies z kulawą nogą do mnie nie zagląda. Prawie zawsze pukanie do moich drzwi rozlegało się dokładnie wtedy, gdy mieszałem w garnku i pilnowałem jakiejś obiadowej potrawy. W czwartek przyszedł przedstawiciel firmy ubezpieczeniowej w celu sprawdzenia mojego stanu majątkowego. W zasadzie wszystko się zgadzało, oprócz tego że żywię się u mojej siostry, gość jednak przyjął to wyjaśnienie, mimo bulgoczącego garnka na kuchence.
Następnego dnia o tej samej porze z gotującym się obiadem zapukał listonosz. Osoba ta jednak była mile przeze mnie widziana i wpuszczona do środka, ponieważ przyniosła pieniążki.
W sobotę wieczorem przylazła z awanturą pijana sąsiadka, więc zamknąłem jej drzwi przed nosem. Tylko przez chwilę jeszcze słychać było jej wrzaski na korytarzu. A przed chwilą znowu podczas mojego kucharzenia (mieszałem zasmażkę do curry) ktoś zapukał. Przybyszem okazała się dziwna pani w pomarańczowej kamizelce (jak przy robotach drogowych), która chciała wiedzieć, jak dostać się do moich sąsiadów. Gdyby to była inna chwila, wytłumaczyłbym jej, ale nie chciałem spalić zasmażki, więc pożegnałem ją szybko i niezbyt uprzejmie.
U mnie tak właśnie jest: przez prawie rok nikt się nie pojawia, żeby potem była jedna wizyta za drugą; niezapowiedziana i w najmniej odpowiednim momencie (nieraz wtedy gdy biorę prysznic, lub siedzę "na tronie").
Zgodnie z prawem serii, jeszcze wieczorem, w najważniejszym momencie oglądanego przeze mnie filmu ktoś zapuka, albo zadzwoni telefon. Mój milczący zwykle aparat dzisiaj już dwa razy zadzwonił, ale tylko zadzwonił. Ciekawe, że telefon odzywa się zawsze w czasie akcji filmowej, a nigdy nie podczas bloku reklamowego. Cały boży dzień siedzę w domu i ludzie o tym wiedzą, ale dzwonią zawsze w czasie filmu. Tylko telefony reklamowe z różnych firm wykonywane są w ciągu dnia, również w porze obiadowej.

Brak komentarzy: