czwartek, 1 maja 2008

Sprostowanie

Ten dokument nie był o urodzinach Wielkiego Wodza, ale o 40-leciu KRL-D. Zresztą czasem gubiłem się, czy mówią o Kim Ir Senie, czy też o jego synu Kim Dzong Ilu. Po jakimś czasie zorientowałem się, że obowiązuje nomenklatura: Wielki Wódz to ojciec, a Ukochany Przywódca to
syn. Na tę niebywale pompatyczną imprezę zaproszono dziennikarzy ze świata (zwłaszcza socjalistycznego) i stąd ten dokument. Andrzej Fidyk filmował oficjalnie, ale jego ujęcia doskonale
i wymownie ilustrują przerażający system. Wiedziałem od zawsze co się tam dzieje, ale pierwszy raz
zobaczyłem tak długi i szczegółowy materiał. Od 1988 roku chyba wiele się tam nie zmieniło.
Pokazuje Fidyk przedszkole, założone podobno przez Wielkiego Wodza, a tam jego dyrektorka informuje (pompatycznie), że młodsze dzieci 4-letnie mają za przedmiot nauki "dzieciństwo Wielkiego Wodza", "bajki Wielkiego Wodza" itp., a starsze 5-letnie - "życie Wielkiego Wodza", "wiersze wielkiego Wodza". A gdzie zabawa? Chyba że bawią się w dzieciństwo Wielkiego Wodza.
Natomiast młodzież zabierana jest np. na wycieczkę w Góry Diamentowe, gdzie w wojskowym szyku i z patriotyczno-patetycznym śpiewem maszerują od skały do skały z wyrytymi napisami ku czci Wielkiego Wodza. Całe te rzeczywiście piękne góry są upstrzone takimi pamiątkami.
W stolicy jest olbrzymie muzeum poświęcone samym podarunkom zza granicy dla Wodza. Jest tam 43 tysiące takich eksponatów, widziałem m.in karabin od Bolesława Bieruta i jakąś wazę od załogi spółdzielni ceramicznej w Psiej Wólce. To dość komiczne, bo obok samochodów ZiS od Stalina wystawione są jakieś kapcie od cesarza Haile Selassie, czy ohydny pluszowy misiek diabli wiedzą od kogo.
Przykro było patrzeć, jak mnich (może przebrany patyjny towarzysz) z dumą opowiada aż o dwóch świątyniach buddyjskich istniejących w Phenianie, ocalonych z bombardowania imperialistycznego i odbudowanych przez Wielkiego Wodza i aż o 300 wiernych, którzy przychodzą do tych świątyń.
To tylko fragmenty, które za pamiętałem w szczegółach. W każdym razie myślę, że ani Stalin, ani tym bardziej Hitler nie miał tak rozbuchanego kultu jednostki, jak Kim Ir Sen i jego syn. Może tylko podobnie miał Mao w Chinach, a i to nie z taką oprawą.

Brak komentarzy: