środa, 7 maja 2008

kopniak

Niech mi nikt nie mówi, że mam obsesję na temat swojego pecha. Oprócz dwóch, trzech szczęśliwych zdarzeń w moim życiu, bez końca dostaję drobne kopniaki (i mocniejsze też) od losu.
Dzisiaj chciałem powyrywać chwasty i od razu mi się odechciało, gdy tylko wszedłem do ogródka.
Zaraz zauważyłem, że w miejscu gdzie rosły dwie jedyne cynie, wyrósł kreci kopiec. Po cyniach ani śladu. Na całym jałowym terenie s...syn musiał wybrać właśnie ten punkt do kopania. Tak mam ze wszystkim, np. zawsze gdy wchodzę do sklepu, przy kasie jest pusto. Po paru minutach, gdy z koszykiem idę do kasy, już jest kolejka, bo wszystkie te snujące się po sklepie osoby akurat wtedy
gremialnie kończą zakupy i walą do kasy. A z reguły przede mną ze dwie baby z koszami wyładowanymi towarem jak na tydzień z góry. Przekonała się o tym Ayano podczas wspólnych zakupów, a potem gdy poszła sama. Zmieniałem porę zakupów kilkakrotnie, zawsze mam to samo.

U lekarza natomiast gdy odsiedzę swoje w poczekalni, gdy już już mam wchodzić do gabinetu, zawsze pojawia się np. zakonnica lub jakaś baba (niekoniecznie w ciąży) i mówi że ona tylko na sekundkę, żeby o coś zapytać. Oczywiście siedzi pół godziny, a mnie szlag trafia. Kiedyś w czasie
takiego siedzenia w poczekalni powiedziałem współoczekującym, że zapewne tuż przede mną pojawi się ktoś chętny do bezczelnego wciśnięcia się do gabinetu. I rzeczywiście tak było, a mnie przezwano jasnowidzem. To nie jasnowidztwo, ale świadomość własnego fatum, tak jak wiem, że
gdy przelatujący nad ulicą ptak wypuści swoją bombkę, to ta kupa spadnie wśród całego tłumu właśnie na moją głowę, niczyją inną.

Brak komentarzy: