środa, 2 września 2009

Klimaty

Trzy dni temu oglądałem w TV dokument o Tajlandii, gdzie m.in. pokazywano targ rzeczny w Bangkoku. Po południu rozłożyłem gazetę, z tam akurat ten sam temat. Z chęcią przeczytałem ten reportaż, bo uwielbiam takie właśnie klimaty, taką naturalną atmosferę, jak w południowo-wschodniej Azji. Nieważne, że nieopodal stoją wieżowce ze szkła i stali, a w biurowcach przy komputerach siedzą ludzie z dyplomami najlepszych uczelni. Bo obok toczy się prawdziwe życie Tajów, jak od setek i może tysięcy lat. W Japonii też urzekały mnie takie zjawiska, jak prastara świątynia w sercu Tokio, wśród betonowej dżungli, nienaruszona, zadbana i funkcjonująca. I te liczne festyny-matsuri z rozmaitych okazji, przy świątyniach i poza nimi, hanabi i ohanami, dożynkowe wozy itd, itp. A ja doskonale wiedziałem, że to wszystko jest robione z potrzeby serca, dla tradycji, a nie dla turystów, których tam nie było. Bo na tych wszystkich imprezach bywałem w dzielnicach nieuczęszczanych przez turystów, którzy gromadzą się raczej w okolicy Pałacu Cesarskiego, w Asa-kusa, Shibuya, ewentualnie Shinjuku i Harajuku. A ja wolałem targowy kompleks w Kichi-joji, albo np. festyn folkloru z Okinawy w parku Shakuji-koen i lokalne festyny przyświątynne z kramikami i rybkami do łapania w papierowe sitko.

Brak komentarzy: