
środa, 31 grudnia 2008
P.S.

Ostatni dzień

Uciąłem kilka dni temu resztę starego pędu storczyka, a nowy szybko rośnie. Wyraźnie powiększają się jego pączki kwiatowe. Może coś z tego będzie?
Kończy się dzisiaj 2008 rok. Coraz modniejsze masowe sylwestrowe imprezy na wolnym powietrzu odbędą się w kilku dużych miastach. W ubiegłym roku najwięcej telewidzów obejrzało transmisję z Wrocławia - 27 % oglądających TV, a krakowską 25 %. Warszawa wypadła najsłabiej, bo miała 10-procentową widownię, a na Placu Defilad bawiło się zaledwie 20 tys. ludzi. W Krakowie ok. 300 tys. Tym razem Warszawa chce naprawić błędy i imprezę przeniesiono na Plac Konstytucji. Zdecydowano, że zabawa odbędzie się pod znakiem słynnego przed laty zespołu Abba. Artyści z kraju i z zagranicy będą wykonywali przeboje tej grupy. Myślę że na sylwestrową noc się nadają, będzie zresztą też inna muzyka, ale "GW" nazwała mające nastąpić występy - "abbopodobnymi". Nawiązuje do czasów PRL-u, kiedy brakowało wszystkiego, czekolady też, pojawiły się podejrzane wyroby "czekoladopodobne".
Wszystkim ewentualnym czytelnikom życzę szczęśliwego Nowego Roku i żeby był lepszy dla nich niż odchodzący 2008. Bądźcie zdrowi i zachowajcie pogodę ducha, o co coraz trudniej.
wtorek, 30 grudnia 2008
Fani
Opisywałem już fenomen popularności Gracjana, dorosłego chłopczyka piekarza, który układa głupawe pioseneczki i nie chce być dorosłym. Trochę inaczej przedstawia się popularność Dody, przedstawicielki popkultury. Kolorowe pisemka nazywają ją gwiazdą, uwielbiają tysiące fanów. W przeglądarkach internetowych hasło "Doda" jest częściej wstukiwane, niż nazwiska innych artystów. Ale są też tysiące takich jak ja, którzy nie widzą w niej gwiazdy, lecz infantylną i wulgarną skandalistkę ubraną w różowe kuse sukieneczki. Piszą o niej internauci: "..jest wspaniała, to królowa...", "...marzę o niej dniem i nocą...". Pochwaliła się kiedyś, że powiększyła sobie biust silikonem, a oni dalej swoje. Panowie! Jeśli lubicie pieścić i całować plastikowe cycki, to w sex-shopach są nadymane lale, całkiem niedrogo. O wdziękach Dody możecie tylko pomarzyć, a lalę macie na każde zawołanie (nadmuchanie). Ona ponoć ma zaliczony test IQ na inteligencję, ale dla mnie inteligencja tego rodzaju jest nie do strawienia.
poniedziałek, 29 grudnia 2008
Sprostowanie
Muszę sprostować jedną wiadomość, którą opublikowałem we wczorajszym spocie. Dzisiaj w drodze na zajęcia (które się miały nie odbyć) chodziłem trochę po "Galerii Krakowskiej" i w sklepie "Kuchnie świata" zauważyłem oprócz różnych innych gatunków ryżu, także ryż kulisty. Co prawda dość drogi, bo 13 zł za opakowanie (chyba 1 kg), ale jest i nie trzeba jeździć do Warszawy.
Były także duże torby ryżu o zapachu jaśminowym, chyba z Tajlandii. Jest tam mnóstwo rozmaitych sosów, oczywiście sojowy też - w kilku gatunkach.
Były także duże torby ryżu o zapachu jaśminowym, chyba z Tajlandii. Jest tam mnóstwo rozmaitych sosów, oczywiście sojowy też - w kilku gatunkach.


Wczoraj po raz pierwszy w Polsce wystąpił Woody Allen. W warszawskiej Sali Kongresowej zagrał na klarnecie z grupą The New Orleans Jazz Band, która od lat towarzyszy mu w koncertach na tournee i w kawiarni klubu Cryle na Manhattanie. Nie przepadam za jego filmami, ale na koncert chętnie bym poszedł. Nie tylko ja, bo bilety rozeszły się bardzo szybko, a ostatnie publiczność kupowała u "koników" po 700 zł (nie wiem jaka była cena w kasie).
Drugie zdjęcie przedstawia kota Felicjana Stefana i poczęstunek w dniu jego drugich urodzin. Jego właścicielką jest pani Agnieszka Baranowska, fotografuje od dwóch lat. Zdjęcie to zostało wyróżnione na konkursie dla czytelników "Gazety Wyborczej". Mnie też się podoba.
niedziela, 28 grudnia 2008
Jakie sushi?
Czytając w internecie jeszcze przedświąteczne propozycje na odmienne potrawy wigilijne, natrafiłem na przepis i instrukcje na zrobienie sushi. Wszystko niby logiczne, bo wigilia tradycyjnie ma być bezmięsna i sushi jako nietypowa przystawka pasowałaby do postnego menu, ale autorzy nie wzięli pod uwagę rodzaju ryżu sprzedawanego w naszych sklepach. Prawdziwe sushi ma być zrobione na bazie ryżu kulistego, a u nas uparcie króluje w sklepach ryż długoziarnisty. Nie wiem skąd się go sprowadza i nie wiem dlaczego nigdy nie ma innego. Może gdzieś w Warszawie, gdzie są sklepy dla snobów, taki ryż można kupić. Chętnie kupiłbym ryż kulisty, nawet droższy, ale nie będę płacił 180 zł za bilet do Warszawy tam i z powrotem, żeby kupić tam kilo czy dwa kilo ryżu. Nasi handlowcy naprawdę czasem pozostają na poziomie PRL-u.
sobota, 27 grudnia 2008
Międzynarodowy skandal za 100 euro


Polacy, a przynajmniej krakowianie jeszcze nie odczuli zbytnio skutków światowego kryzysu i przedświąteczne zakupy miały wysoką temperaturę. W jednym tylko sklepie z markową odzieżą zauważono, że kupowano sporo, ale nie płaszcze i swetry, jak w ubiegłym roku, lecz raczej szaliki, czapki i rękawiczki. A w "Galerii Krakowskiej" do zakupów klientom przygrywała orkiestra kameralna.
Kupiłem niezbędny do moich papierzysk związanych z kursem japońskiego dziurkacz. Zanim jednak zapłaciłem za niego, dwie panie przy kasie męczyły się kilka minut nad rozszyfrowaniem prostego przecież urządzenia. Nie dało się nim nic przedziurkować bez usunięcia jakiejś blokady. To samo co z kranem i uszczelkami: zupełnie irracjonalne komplikowanie spraw prostych. (Patrz spot z dn. 21 grudnia)
piątek, 26 grudnia 2008
Kretyństwo nr........?
Co prawda jest drugi dzień świąt i można by poruszać świąteczne tematy, ale co dobre, tego mało.
Natomiast koszmary same pchają się na klawiaturę komputera. Wyszedł właśnie na jaw następny skandal, i to bezpośrednio godzący w bezpieczeństwo i życie ludzkie. Otóż okazało się, że w warszawskim Zakładzie Monitoringu, czyli firmie obsługującej kamery obserwujące newralgiczne punkty miasta, stosuje się idiotyczny system wynagradzania pracowników. Polega on na tym, że wypłaca się wysokie premie za zaobserwowanie najgroźniejszych wydarzeń. W efekcie taki pracownik nie zgłasza początków awantury, czy jakiejś przepychanki, ale czeka na groźniejszy ciąg dalszy, czyli mówiąc wprost - pobicie, morderstwo lub gwałt. Gdyby zgłosił tylko zagrożenie, a więc zapobiegł czemuś gorszemu, to dostałby mniejsze pieniądze, albo wcale. Gdy zarejestruje i zgłosi zbrodnię, wtedy jest bohaterem wysoko nagrodzonym. Kto wymyślił takie kretyństwo, zagrażające nam wszystkim rozbojem, śmiercią lub gwałtem na oczach kamer? MORDERCZY SKANDAL!!!
Natomiast koszmary same pchają się na klawiaturę komputera. Wyszedł właśnie na jaw następny skandal, i to bezpośrednio godzący w bezpieczeństwo i życie ludzkie. Otóż okazało się, że w warszawskim Zakładzie Monitoringu, czyli firmie obsługującej kamery obserwujące newralgiczne punkty miasta, stosuje się idiotyczny system wynagradzania pracowników. Polega on na tym, że wypłaca się wysokie premie za zaobserwowanie najgroźniejszych wydarzeń. W efekcie taki pracownik nie zgłasza początków awantury, czy jakiejś przepychanki, ale czeka na groźniejszy ciąg dalszy, czyli mówiąc wprost - pobicie, morderstwo lub gwałt. Gdyby zgłosił tylko zagrożenie, a więc zapobiegł czemuś gorszemu, to dostałby mniejsze pieniądze, albo wcale. Gdy zarejestruje i zgłosi zbrodnię, wtedy jest bohaterem wysoko nagrodzonym. Kto wymyślił takie kretyństwo, zagrażające nam wszystkim rozbojem, śmiercią lub gwałtem na oczach kamer? MORDERCZY SKANDAL!!!
czwartek, 25 grudnia 2008
Wigilia

Z licznej i wesołej rodziny zostało nas w Krakowie tylko dwoje i nasze dzieci. Jest jeszcze wujek, kuzyn ojca z żoną, z którymi utrzymujemy dobry kontakt, ale oni nigdy nie byli na Wigilii na Basztowej. A ja pamiętam czasy, gdy przy wigilijnym stole u nas zasiadało wiele osób i było gwarno i wesoło. Do niedawna bywała moja babcia, ale zmarła w 2003 roku w wieku stu lat i siedmiu miesięcy.
Wczoraj też były wesołe chwile, ale jest nas już mało. Jednak takie spotkania jak Wigilia czy wielkanocne śniadanie cementują naszą rodzinną więź. Są też okazją do wspominania rodzinnych wydarzeń i nieobecnych już bliskich.
Kiedyś to ja z siostrą ubieraliśmy z wielką radością choinkę, teraz robią to jej synowie. Ta na zdjęciu, jak w ostatnich latach jest niewielka, ale gdy byliśmy dziećmi, ojciec lubił nam sprawiać frajdę i choinka była duża. Raz przyniósł tak ogromną, że czubek jej zaginał się przy suficie, a to mieszkanie wysokie jest na ok. 4,40 m.
*Uszka - małe pierożki z grzybami, dodawane do barszczu.
środa, 24 grudnia 2008
Św. Mikołaj właściwy. Wspomnienie sprzed 30 lat



Tutaj Diabła nie ma, bo ten orszak wychodzi właśnie z Kurii Biskupiej na ul. Franciszkańskiej, więc byłoby to co najmniej nie na miejscu.
Następne zdjęcia ukazują skutki zimy sprzed 30 lat. W 1978 roku zaraz po świętach napadało mnóstwo śniegu i złapał mróz -26 st. C. Na ulice miast wygoniono pracowników różnych firm do odśnieżania. Autobusy PKS (międzymiastowe) nie kursowały prawie wcale, a miejskie bardzo rzadko, psując się i grzęznąc w zaspach. Nieraz pasażerowie musieli wysiadać i uruchamiać autobus "na pych".
wtorek, 23 grudnia 2008
Performance. Kara.

Nareszcie spadła kara na złodziejski bank. PKO BP reklamował Max Lokaty, twierdząc że są one oprocentowane na 6% w skali roku. "Zapomniał" dodać, że odsetki doliczane są klientom dopiero od marca. Tak więc klient, który wpłacił pieniądze w styczniu, nie wiedział że bank przez 3 miesiące obraca jego forsą za darmo. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył za to karę na PKO BP w wysokości 5 milionów 700 tysięcy złotych. I bardzo dobrze, ale moim zdaniem za takie złodziejskie praktyki ich pomysłodawca i realizator powinien wylądować w więzieniu. Dopiero wtedy takie cwaniaki oduczyłyby się oszukiwać w białych rękawiczkach zwykłych ludzi.
poniedziałek, 22 grudnia 2008
Sąsiedztwo


Cztery dni temu wracając ze sklepu ujrzałem nagle pięknego bażanta (samca), jak bez pospiechu przechodził na drugą stronę jezdni 15 metrów ode mnie. Na drugi dzień, po drugiej stronie tunelu zobaczyłem sporego czarno-białego ptaka. Gdy przelatywał z gałęzi na gałąź, przypominał młodą srokę z niewyrośniętym ogonem, ale przecież w grudniu nie ma tak młodych srok. Przystanąłem więc na chwilę, by ujrzeć jak rzekoma sroka wspina się pionowo po pniu drzewa. Wtedy wszystko było jasne: to dzięcioł. Ale który? Z opisu w atlasie ptaków europejskich wynika, że był to dzięcioł białoszyi (Dendrocopos syriacus), a dokładnie jego samica - bez czerwonej plamki na karku.
Mamy więc jeszcze jeden gatunek do kolekcji występujących tutaj (okolice Bagrów i domu) stworzeń.
Widywaliśmy z Ayano w tunelu i obok niego żaby zielone (mieszkały w wiecznym bajorku), jaszczurki zwinki, węża zaskrońca. Jeden z sąsiadów uparcie twierdził, że nieraz widział w czasie wędkowania żółwia błotnego, który wg naukowców w Polsce jest na wymarciu i jedyna jego populacja żyje w biebrzańskich bagnach na północnym wschodzie kraju. Może i jego kiedyś będziemy mieli szczęście zobaczyć.
Bobry też były na wymarciu, a przedwczoraj TV pokazywała, jak bobry niszczą drzewa w warszawskim (!) Parku Skaryszewskim. Z kolei w parkach szczecińskich spacerują sobie stadka dzików, a władze upominają, żeby ich niczym nie dokarmiać i zachować ostrożność. Lecz musimy pamiętać, że to nie zwierzęta wkraczają na nasz teren, ale to my zabieramy im ich środowisko.
niedziela, 21 grudnia 2008
Przedświąteczne frustracje
Odkąd upadła komuna, przyzwyczaiłem się do telewizyjnych reklam, ale to co dzieje się teraz, przekracza wszelkie granice przyzwoitości. Rekord chamstwa pobiła wczoraj wieczorem stacja mieniąca się katolicką - TV PULS. W czasie nadawania kanadyjskiego programu "Ale numer!", gdzie trzeba uważać na każdy szczegół, żeby zrozumieć robiony komuś kawał, operator PULS-u zasłaniał co chwilę pół ekranu reklamą "świątecznej tapety" na telefon komórkowy. W ten sposób nie można było dojrzeć co się tam dzieje w najważniejszym momencie. To samo później w trakcie emisji filmu fabularnego. Ja już nie wiem jak to nazwać. Chamstwem i arogancją, głupotą i bezmyślnością, czy skrajnym debilizmem. Żądza pieniądza przesłania im wszystko, nawet elementarne poczucie przyzwoitości. I oni nazywają się katolikami. No właśnie, dla mnie to miano teraz to synonim ciasnoty umysłowej.
Druga sprawa, która mnie bulwersuje w związku z nadejściem "nowych czasów", to sztuczne komplikowanie spraw prostych w celu wyciągania pieniędzy od ludzi. Przykład: kupiłem uszczelki do cieknącego kranu, ale od ponad roku nie jestem w stanie ich wymienić. Prosta sprawa, z którą radziłem sobie kiedyś sam wiele razy, teraz urosła do rangi problemu. Po pierwsze samo dostanie się do śrubki mocującej zawór jest utrudnione przez "nowoczesną" konstrukcję kurka, po drugie już po męczącej operacji zdjęcia dekielka nożem, okazuje się że tą śrubkę można odkręcić tylko jakimś dziwnym przyrządem niedostępnym w sklepach. Po co to wszystko? Ano po to, żebyśmy musieli do każdej takiej bzdury wzywać "fachowców", którzy za sam dojazd policzą nam co najmniej 50 zł, plus oczywiście opłata za samą (śmiechu wartą) usługę.
Druga sprawa, która mnie bulwersuje w związku z nadejściem "nowych czasów", to sztuczne komplikowanie spraw prostych w celu wyciągania pieniędzy od ludzi. Przykład: kupiłem uszczelki do cieknącego kranu, ale od ponad roku nie jestem w stanie ich wymienić. Prosta sprawa, z którą radziłem sobie kiedyś sam wiele razy, teraz urosła do rangi problemu. Po pierwsze samo dostanie się do śrubki mocującej zawór jest utrudnione przez "nowoczesną" konstrukcję kurka, po drugie już po męczącej operacji zdjęcia dekielka nożem, okazuje się że tą śrubkę można odkręcić tylko jakimś dziwnym przyrządem niedostępnym w sklepach. Po co to wszystko? Ano po to, żebyśmy musieli do każdej takiej bzdury wzywać "fachowców", którzy za sam dojazd policzą nam co najmniej 50 zł, plus oczywiście opłata za samą (śmiechu wartą) usługę.
sobota, 20 grudnia 2008
Nieuchwytna tęsknota

Tym typem tramwaju jeszcze wiele lat po przeprowadzce jeździłem na Dębniki. Obecnie ten model latem wypożyczany jest z Muzeum Inżynierii i wystawiany na Rynek Główny jako atrakcja dla turystów. Po dorożkach jadących w kierunku Dworca Głównego wnioskuję, że wtedy obowiązywał ruch lewostronny, jak teraz w Japonii.
Jest w tych starych pocztówkach jakiś spokój, budzący nostalgię za czymś, co już nigdy nie wróci.
piątek, 19 grudnia 2008
Krótkie cięcie. Fabryka


Na zdjęciu poniżej fragment wyremontowanej niedawno hali dawnej fabryki Schindlera przy ulicy Lipowej w Krakowie. W przyszłym roku w pomieszczeniach fabryki powstanie oddział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, gdzie wyeksponuje się historię zakładu i działalności jego właściciela. Przy okazji remontu nie brakło niespodzianek. Na przykład przy zdzieraniu starych tynków, robotnicy w jednym z pomieszczeń odkryli ogromną półplastyczną mapę na ścianie. Stało się jasne, że tu właśnie był gabinet Oskara Schindlera. O tej mapie wspominali świadkowie tamtych wydarzeń. Spielberg realizując film "Lista Schindlera" nie wiedział o istnieniu mapy, toteż sceny "gabinetowe" kręcono w zupełnie innych miejscach. Chciałbym tę mapę zobaczyć.
czwartek, 18 grudnia 2008
Wstyd
Ja się wstydzę, a banki i rząd nie. Wstydzę się, że żyję w takim kraju Unii Europejskiej, gdzie namawia się ludzi do brania kredytów "świątecznych". Wielu osób nie trzeba namawiać, bo same szukają ratunku. Banki bombardują w mediach reklamami "Kredytów Świątecznych", pytając ewentualnych klientów: "Czy chcesz godnie spędzić święta?, Czy chcesz dzieciom sprawić radość?".
No przepraszam bardzo, ale jestem zdania, że w normalnym kraju normalny pracujący człowiek powinien spędzać każde święta bez zaciągania kredytu. To jakaś paranoja, żeby chcąc kupić jakieś prezenty i zjeść karpia, ktoś zmuszony był do zadłużania się. A banki mamią i kłamią, dokładając kuszącą nazwę "Świąteczny" i opowiadają bajki o szybkim i tanim kredycie. Że szybki, to prawda, ale wczoraj w TV niezależny od banków ekonomista udowodnił, że te kredyty są drogie, sięgające kilkunastu procent w skali roku (oprocentowania). W ten sposób z ludzi biednych robi się jeszcze biedniejszych, bo za miłe świąteczne chwile będą ciężko płacić cały rok, aż do następnych świąt i następnego kredytu.
No przepraszam bardzo, ale jestem zdania, że w normalnym kraju normalny pracujący człowiek powinien spędzać każde święta bez zaciągania kredytu. To jakaś paranoja, żeby chcąc kupić jakieś prezenty i zjeść karpia, ktoś zmuszony był do zadłużania się. A banki mamią i kłamią, dokładając kuszącą nazwę "Świąteczny" i opowiadają bajki o szybkim i tanim kredycie. Że szybki, to prawda, ale wczoraj w TV niezależny od banków ekonomista udowodnił, że te kredyty są drogie, sięgające kilkunastu procent w skali roku (oprocentowania). W ten sposób z ludzi biednych robi się jeszcze biedniejszych, bo za miłe świąteczne chwile będą ciężko płacić cały rok, aż do następnych świąt i następnego kredytu.
środa, 17 grudnia 2008
Niespodzianka



wtorek, 16 grudnia 2008
Kretyństwo nr ...? Aktor (nie)dyplomowany
Kolejne kretyństwo wymyśliła partia rolników i ludowców - PSL. Przedłożyła ona w Sejmie projekt ustawy, która ma zakazać nazywaniu siebie aktorami ludziom bez dyplomu szkoły aktorskiej, lub bez odpowiedniego egzaminu. Oczywiście wiąże się to z ograniczeniami uprawiania zawodu, zarobków i utratą prestiżu. Znam wielu polskich wyśmienitych aktorów bez dyplomu, którzy wnieśli wielki wkład do naszej kultury i historii teatru i filmu. Zagranicznych też, choćby Harrisona Forda, który karierę zaczynał jako stolarz w hollywoodzkiej pracowni dekoracji.
Gdyby taka ustawa obowiązywała 30 lat temu, nigdy nie powstałby kultowy film "Rejs", w którym chyba wszystkie role obsadzone były przez "naturszczyków". Czy ktoś obdarzony talentem i kochający aktorstwo nie ma prawa być aktorem? Coś mi się wydaje, że ta ustawa potrzebna jest beztalenciom, dla których dyplom jest ratunkiem i będzie gwarancją zatrudnienia.
Już pojawiły się apele o wycofanie projektu. A dzisiaj w radiu od rana szalał "Poranny WF"*, czyli satyryczny duet Kuby Wojewódzkiego i Michała Figurskiego. Wydzwaniali oni w różne miejsca i podając się za członków sejmowej komisji kultury, wydawali dziwne "polecenia". Np. łącząc się z "Domem [zasłużonego] Aktora" w Skolimowie nakazali sprawdzenie dyplomów pensjonariuszy, a następnie eksmisję tych bez odpowiednich papierów. Zadzwonili też na cmentarz w Katowicach z poleceniem przygotowania miejsc na groby dla "wyrzuconych" zmarłych aktorów bez dyplomów z Alei Zasłużonych cmentarza powązkowskiego w Warszawie.
Straszyli też telefonicznie Piotra Fronczewskiego kontrolą dyplomu i ewentualnym odsunięciem od pracy przy aktualnym spektaklu w teatrze. Świetny aktor przyjął to wszystko z ironiczną rezerwą i kpinami w rodzaju "...ja wszystko załatwiam na lewo...".
Tak oto mamy kolejny popis "geniuszy" od uzdrawiania Polski.
* Skrót "WF" oznacza w szkole wychowanie fizyczne, czyli lekcje gimnastyki.
Gdyby taka ustawa obowiązywała 30 lat temu, nigdy nie powstałby kultowy film "Rejs", w którym chyba wszystkie role obsadzone były przez "naturszczyków". Czy ktoś obdarzony talentem i kochający aktorstwo nie ma prawa być aktorem? Coś mi się wydaje, że ta ustawa potrzebna jest beztalenciom, dla których dyplom jest ratunkiem i będzie gwarancją zatrudnienia.
Już pojawiły się apele o wycofanie projektu. A dzisiaj w radiu od rana szalał "Poranny WF"*, czyli satyryczny duet Kuby Wojewódzkiego i Michała Figurskiego. Wydzwaniali oni w różne miejsca i podając się za członków sejmowej komisji kultury, wydawali dziwne "polecenia". Np. łącząc się z "Domem [zasłużonego] Aktora" w Skolimowie nakazali sprawdzenie dyplomów pensjonariuszy, a następnie eksmisję tych bez odpowiednich papierów. Zadzwonili też na cmentarz w Katowicach z poleceniem przygotowania miejsc na groby dla "wyrzuconych" zmarłych aktorów bez dyplomów z Alei Zasłużonych cmentarza powązkowskiego w Warszawie.
Straszyli też telefonicznie Piotra Fronczewskiego kontrolą dyplomu i ewentualnym odsunięciem od pracy przy aktualnym spektaklu w teatrze. Świetny aktor przyjął to wszystko z ironiczną rezerwą i kpinami w rodzaju "...ja wszystko załatwiam na lewo...".
Tak oto mamy kolejny popis "geniuszy" od uzdrawiania Polski.
* Skrót "WF" oznacza w szkole wychowanie fizyczne, czyli lekcje gimnastyki.
Miasto Wielizcka

fabrycznym są rarytasem dla filatelistów. Może kiedyś taka żeliwna "błędna" płyta będzie tyle warta, ile jej waga w złocie? Na razie tkwi sobie (może tylko jedna?) spokojnie w asfalcie wielickiej ulicy. We Lwowie widzieliśmy wiele płyt kanałowych jeszcze przedwojennych, z polskimi napisami. Mają po 70 - 80 lat, a w europejskich miastach na pewno są i ponad stuletnie.
poniedziałek, 15 grudnia 2008
Manuel i rzut butem

Przed chwilą widziałem w południowych wiadomościach TVP, jak na konferencji prasowej chyba w Bagdadzie dziennikarz arabski rzucił butem w prezydenta Busha, krzycząc "jesteś winien smierci tysięcy Irakijczyków, ty psie!". Zarówno nazwanie psem, jak i rzucenie butem jest w tamtej kulturze największą obelgą. Dawno już o tym już wiedziałem, ale naocznie (w TV) przekonałem się, gdy po obaleniu Saddama i zburzeniu jego pomników, Irakijczycy (w tym nastolatki) okładali butami pomnikową głowę dyktatora. Za jego rządów było to coś niewyobrażalnie niemożliwego, za co groziły pewne męczarnie i śmierć, a także prześladowania rodziny sprawcy.
sobota, 13 grudnia 2008
Smacznego!
Przez większość roku jestem i jadam sam. Gdy do jedzenia jest towarzystwo, to nie ogląda się wtedy telewizora, ale gdy siedzę samotnie, to często przy obiedzie gapię się w telewizor. Przyczyna jest też taka, że ok. godz. 13 publiczna telewizja nadaje programy przyrodniczo-geograficzne. Ale robi oprócz tego rzeczy wstrętne. Mianowicie właśnie o tej porze (przy obiedzie) puszcza reklamę jakiegoś medykamentu przeciw kaszlowi i przy wtórze gruźliczego kaszlu ktoś recytuje:"kaszel mokry, kaszel suchy...." i poucza:"...powoduje odktuszanie gęstej wydzieliny..." FUUUUUUUJ!!!!!
Co za bęcwał wymyślił, a drugi puszcza o takiej porze tak ohydną reklamę! Mógłby ktoś odpowiedzieć - przecież możesz wyłączyć telewizor. Nie zdążysz, wcześniej wyrzygasz pół obiadu. Przecież mam prawo przy obiedzie patrzeć w telewizor i nie być obrzydzanym.
Mam zamiar zadzwonić do TV Info-Kraków i zapytać dlaczego to robią i jeszcze każą sobie za to płacić (abonament).
Jak już kiedyś napisałem - bezmyślność rodzi chamstwo.
Co za bęcwał wymyślił, a drugi puszcza o takiej porze tak ohydną reklamę! Mógłby ktoś odpowiedzieć - przecież możesz wyłączyć telewizor. Nie zdążysz, wcześniej wyrzygasz pół obiadu. Przecież mam prawo przy obiedzie patrzeć w telewizor i nie być obrzydzanym.
Mam zamiar zadzwonić do TV Info-Kraków i zapytać dlaczego to robią i jeszcze każą sobie za to płacić (abonament).
Jak już kiedyś napisałem - bezmyślność rodzi chamstwo.
piątek, 12 grudnia 2008
Znikające państwo





Sos domowy
Słoik fabryczny i słoik domowy
czwartek, 11 grudnia 2008
Znowu kretyństwo dyplomowane
W obliczu kryzysu światowego, chociaż spece od finansów i gospodarki twierdzą, że Polski nie dotknie on zbyt boleśnie, rząd postanowił odłożyć pieniądze "na czarną godzinę". I kolejni spece od szukania oszczędności i pieniędzy wymyślili (przypisując autorstwo premierowi, w co nie wierzę), jak zwykle w takich przypadkach podniesienie akcyzy na alkohol. Poniekąd słusznie, bo ludziom nie wypada protestować - nie jest to artykuł pierwszej potrzeby, jak chleb. Po drugie nie podniesiono akcyzy np. na paliwo, bo to podniosłoby wszystkie ceny. A jednak wyszło na to, że jest to następne kretyństwo naszych mądrusiów od majstrowania pieniędzmi. Zapomnieli już, jak kilka lat temu obniżono akcyzę na alkohol, natychmiast wzrosła jego sprzedaż, a zmalał przemyt. Teraz te osły spodziewają się zastrzyku 410 mln z poniesionej akcyzy, a mądrzejsi od nich ludzie z biznesu alkoholowego przewidują spadek sprzedaży, wzrost przemytu i fałszerstw alkoholu, także nielegalnej produkcji, a efekcie ponad 300 mln strat. I ja wierzę biznesmenom.
środa, 10 grudnia 2008
Refleksje

wtorek, 9 grudnia 2008
Polskie kombinacje

Mile widziany gość

poniedziałek, 8 grudnia 2008
Ocalony w Bombaju i "karły moralne"



Piszę o tym dopiero teraz, ale już kilka dni temu w TV pokazano nagranie z telefonu komórkowego, dokonane przez naszego europosła ukrywającego się w bombajskim hotelu, opanowanym przez terrorystów. Uratowany przez hinduskich antyterrorystów, po powrocie do Polski wystąpił w TV. Był już odprężony i szczęśliwy, że żyje. Na ekranie widziałem na przemian twarz ocalonego, spokojnego człowieka, z twarzą zrezygnowanego i przerażonego ojca rodziny, który nagrywa sam siebie, opowiadającego szeptem co się dzieje za drzwiami jego pokoju i żegnającego się z żoną i dziećmi. Na koniec prosi ewentualnego znalazcę telefonu o przekazanie go żonie. Słyszał strzały na korytarzu, wiedział że zabijają właśnie grupę cudzoziemców i szeptał: "zaraz przyjdą po mnie... , to koniec. Kocham Was, żegnajcie..." Słychać było nawet walenie w drzwi jego pokoju, ale ucichło. Znalazł jakiś nóż i postanowił, że zanim go zabiją, on przetnie tętnicę szyjną przynajmniej jednemu bandycie. Dziennikarz zapytał: "potrafił by pan zabić?!" - "A co pan myśli, jasne że tak!" - padła natychmiastowa odpowiedź. I miałem tu przykład, że przerażenie i determinacja potrafią u spokojnego człowieka wyzwolić nieznane przez niego samego odruchy.
Napisałem o tym, bo tragizm sytuacji i autentyzm tej relacji wywarły na mnie duże wrażenie i nie mogę o tym zapomnieć. A uratowany (jeśli dobrze pamiętam - pan Misiak) powiedział, że czuje się, jakby dostał drugie życie.
Prezydent Kaczyński skrócił swą pechową podróż po Azji o jeden dzień, mógł więc pojawić się na uroczystościach 25-lecia Nobla dla Wałęsy w Gdańsku, ale się nie pojawił. Zamiast być tam, gdzie przybyło mnóstwo gości z całego świata (Wałęsa zaprosił ok. 1000 osób, również innych laureatów Pokojowej Nagrody Nobla), Kaczor wraz ze swoją świtą pojechał na 17 "urodziny" Radia Maryja, gdzie w ksenofobicznej i antysemickiej atmosferze składał hołd ojcu Rydzykowi.
Te wizyty Kaczorów w tym przybytku nienawiści w Toruniu kojarzą mi się trochę z upartymi pielgrzymkami premiera Koizumi w Świątyni Yasukuni. Bliźniacy zapominając o swoich funkcjach bez przerwy jak dzieci pokazują, kogo lubią, a kogo nie.
W Gdańsku premier Tusk powiedział krótko: "Jesteśmy tu, by Lech Wałęsa nigdy nie był sam. Drogi Lechu, byłeś, jesteś i pozostaniesz wielkim bohaterem naszej narodowej legendy. Koniec. Kropka."
A minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski też dołożył swoje: "Panie prezydencie, niech pan się nie przejmuje tym, co niektóre karły moralne w tej chwili wygadują. Oni są dzisiaj odważni w gębie, a pan był odważny wtedy, gdy to było trudne - 30 lat temu. I za to jesteśmy panu wdzięczni"
Teraz dwaj "nikczemnego wzrostu" bracia pewnie zastanawiają się nad sądowym pozwem, ale już rano w radiu słyszałem "ekspertyzę" językoznawców, którzy twierdzą że trudno będzie przed sądem udowodnić, że słowo "karzeł" w połączeniu z "moralny" jest obraźliwe (hihihi).
niedziela, 7 grudnia 2008
"Gomorra"
Salman Rushdie żyje z wyrokiem śmierci wydanym przez fundamentalistów islamskich za napisanie "Szatańskich wersetów".Teraz jest drugi pisarz w podobnej sytuacji, z tym że wyrok śmierci wydała włoska, a ściślej neapolitańska mafia - camorra, z kolei za napisanie książki "Gomorra". To Roberto Saviano, który sparafrazował tytuł swej powieści "Gomorra". Połączył nazwę mafii camorra z nazwą biblijnego miasta grzechu - Gomory (Sodoma i Gomora - miasta wszeteczne). Opisał w niej metody i zakres działania camorry, o czym do tej pory panowało milczenie. Mafiosów nie rozwścieczyła tak bardzo treść książki, jak jej niebywały rozgłos i wielonakładowe wydania. Właśnie ukaże się lada chwila w Polsce i chcę ją przeczytać. Stała się bardzo poczytna w krajach Europy wschodniej i krajach bałtyckich (zwłaszcza w Estonii), gdzie już się ukazała. Mieszkańcy tych terenów ( z wyjątkiem Bułgarii, gdzie działa bardzo silna rodzima mafia), dowiadują się że ich kraje są obszarem działania włoskich organizacji przestępczych. Nawet kupując coś legalnie w sklepie możemy mieć do czynienia z zalegalizowanym mafijnym interesem.
Próbowałem czytać "Szatańskie Wersety" Rushdiego, które mam na CD-ROM-ie, ale ta forma (nie mylić z treścią) literatury nie bardzo mi się podoba. Natomiast literatura faktu, jak "Gomorra" - to jest TO!
Próbowałem czytać "Szatańskie Wersety" Rushdiego, które mam na CD-ROM-ie, ale ta forma (nie mylić z treścią) literatury nie bardzo mi się podoba. Natomiast literatura faktu, jak "Gomorra" - to jest TO!
piątek, 5 grudnia 2008
Irytacja mała i duża


To mnie jednak nie irytuje tak, jak przedwczorajszy haniebny atak Jarosława Kaczyńskiego na wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego. Kaczor zachował się jak mały nędzny człowieczek i jarmarczna przekupka, zarzucając Niesiołowskiemu "sypanie" kolegów w śledztwie za komuny. A przecież Stefan Niesiołowski za walkę o wolną Polskę dostał 7-letni wyrok, z czego ponad cztery spędził w więzieniu, podczas gdy żaden z Kaczorów nawet nie powąchał aresztu ani internowania.
Kaczor straszył Niesiołowskiego książką, w której ponoć są informacje o jego rzekomym "sypaniu". Nic podobnego, właśnie w tej książce zamieszczone są stenogramy z przesłuchań, gdzie
odpowiedzi Niesiołowskiego na pytania śledczych brzmią: "nie wiem", "nie znam takiego", "nie pamiętam". Za to o sobie opowiedział, jak ukradł w celach konspiracyjnych maszynę do pisania, i wziął całą odpowiedzialność wyłącznie na siebie. Gdy on działał, Kaczor siedział w domu z mamą i z kotem. Nie lubię Kaczorów i ich metod, ale naprawdę nie spodziewałem się, że może dojść do aż takiej podłości. Niesiołowski zastanawia się nad zaskarżeniem Kaczora do sądu. Dobrze by zrobił.
Dzisiaj do Gdańska zjedzie mnóstwo znamienitych gości ze świata na 25 rocznicę ("Gazeta Wyborcza" nie wiem skąd wzięła 30 rocznicę) przyznania Lechowi Wałęsie pokojowej nagrody Nobla. Dalajlama już jest w Gdańsku od wczoraj, ale miejsce jego pobytu utrzymywane jest w tajemnicy. Przyjedzie też prezydent Francji Nicolas Sarkozy, a Chiny szantażują go, że jeśli będzie rozmawiał z Dalajlamą, to ucierpią na tym interesy Francji w Chinach.
Dalajlama odwiedzi też Wrocław, Warszawę i Kraków. Chciałbym go zobaczyć, bo jest dla mnie wielkim autorytetem moralnym. Przy takich ludziach czuję, jakim nędznym i małostkowym człowiekiem jestem. Dalajlama oprócz bycia przywódcą Tybetańczyków, jest przede wszystkim mnichem, ale paradoksalnie przez swoją wielkość umysłu i serca jest ponad wszystkimi religiami,
a zarazem jest łącznikiem wszystkich religii, które szukają dobra w człowieku. Głosił ideę odpowiedzialności za wszystkie żywe istoty i za całą Ziemię na długo przedtem, zanim wraz z globalizacją i ociepleniem klimatu Zachód zdał sobie z tego sprawę.
czwartek, 4 grudnia 2008
My się zimy nie boimy

wtorek, 2 grudnia 2008
Krówka


P.S. Jest jej dużo - 550 g.
Rządowe cwaniaczki
To co wyprawiają wysocy rangą urzędnicy państwowi powinno się nazwać otwarcie gangsterstwem urzędowym. Dwóch panów, jeden jest wiceministrem ochrony środowiska, drugi jakimś prezesem od unijnych dopłat rolniczych, postanowiło w prosty sposób dorobić sobie do "skromnej" pensyjki. Sposób prosty, bo panowie mają bezpośredni dostęp do informacji umożliwiających kombinowanie.
Otóż z racji swoich stanowisk wiedzieli oni, które tereny rolnicze włączone są do unijnej akcji NATURA 2000, gdzie dopłaty z Unii są o 20% wyższe. Wiedzieli także, jakie uprawy są preferowane najwyższymi dopłatami i przy jakich uprawach można brać pieniądze za nicnierobienie. Wiedzieli też, gdzie Agencja Rolna będzie w przetargach wystawiała ziemię na sprzedaż. Gmina Recz (woj. Pomorskie) zorganizowała przetarg na ok. 600 ha ziemi. Warunkiem nabycia było stałe zameldowanie w gminie Recz, lub w gminach sąsiednich, bycie rolnikiem i posiadanie, lub dzierżawienie co najmniej 1 ha ziemi. Panowie urzędnicy rządowi nagle stali się rolnikami - pan wiceminister Trzeciak nagle okazał się mieszkańcem nie Warszawy, ale gminy Choszczno, dzierżawił tam hektar ziemi i przystąpił do przetargu jako rolnik. Podobnie prezes Dohne, z tym że on pochodził z tamtych stron (jednak mieszkał w Warszawie). Oczywiście "rolnicy z Marszałkowskiej", jak nazwali ich prawdziwi mieszkańcy gminy wygrali przetargi i kupili; Trzeciak ponad 200 ha, a Dohne ok. 150 ha. Trzeciak uzyskał nawet na zakup ziemi bankowy kredyt w wys. ponad 1,5 miliona zł. Już spłaca jeden kredyt, ale nie przejmuje się tym, jak będzie spłacał następny. Dlaczego? Bo posiadając odpowiednie informacje, obsadził swoje ugory orzechem włoskim. Unia do takich upraw dopłaca najwięcej, a jeszcze więcej na terenach włączonych do programu Natura 2000, a takim terenem są pola panów Trzeciaka i Dohna. Rocznie pan Trzeciak zgarnia ok. 200 000 zł, a pan Dohne ok. 180 000 zł. Orzech włoski owocuje dopiero po 8 latach od zasadzenia, więc przez 8 lat nic nie trzeba robić, tylko zgarniać szmal.
A miejscowi rolnicy, którzy chcieli powiększyć swoje gospodarstwa z pszenicą, burakami, krowami etc., odeszli z przetargu z kwitkiem. Nie mogli wygrać z "rolnikami z Marszałkowskiej", dysponującymi walizkami pieniędzy, informacjami i partyjnymi oraz urzędniczymi znajomościami. Wszystko to zostało ujawnione we wczorajszym "Superwizjerze", ale jak powiedziała prowadząca program, ci panowie zapewne zachowają stanowiska, bo w świetle prawa nie popełnili przestępstwa. Ale popełnili wiele czynów nieetycznych, pokazali swoją pazerną na kasę naturę, pokazali na czym tak naprawdę im zależy i już za to powinni być wywaleni na zbity pysk ze wszystkich funkcji i stanowisk.
Otóż z racji swoich stanowisk wiedzieli oni, które tereny rolnicze włączone są do unijnej akcji NATURA 2000, gdzie dopłaty z Unii są o 20% wyższe. Wiedzieli także, jakie uprawy są preferowane najwyższymi dopłatami i przy jakich uprawach można brać pieniądze za nicnierobienie. Wiedzieli też, gdzie Agencja Rolna będzie w przetargach wystawiała ziemię na sprzedaż. Gmina Recz (woj. Pomorskie) zorganizowała przetarg na ok. 600 ha ziemi. Warunkiem nabycia było stałe zameldowanie w gminie Recz, lub w gminach sąsiednich, bycie rolnikiem i posiadanie, lub dzierżawienie co najmniej 1 ha ziemi. Panowie urzędnicy rządowi nagle stali się rolnikami - pan wiceminister Trzeciak nagle okazał się mieszkańcem nie Warszawy, ale gminy Choszczno, dzierżawił tam hektar ziemi i przystąpił do przetargu jako rolnik. Podobnie prezes Dohne, z tym że on pochodził z tamtych stron (jednak mieszkał w Warszawie). Oczywiście "rolnicy z Marszałkowskiej", jak nazwali ich prawdziwi mieszkańcy gminy wygrali przetargi i kupili; Trzeciak ponad 200 ha, a Dohne ok. 150 ha. Trzeciak uzyskał nawet na zakup ziemi bankowy kredyt w wys. ponad 1,5 miliona zł. Już spłaca jeden kredyt, ale nie przejmuje się tym, jak będzie spłacał następny. Dlaczego? Bo posiadając odpowiednie informacje, obsadził swoje ugory orzechem włoskim. Unia do takich upraw dopłaca najwięcej, a jeszcze więcej na terenach włączonych do programu Natura 2000, a takim terenem są pola panów Trzeciaka i Dohna. Rocznie pan Trzeciak zgarnia ok. 200 000 zł, a pan Dohne ok. 180 000 zł. Orzech włoski owocuje dopiero po 8 latach od zasadzenia, więc przez 8 lat nic nie trzeba robić, tylko zgarniać szmal.
A miejscowi rolnicy, którzy chcieli powiększyć swoje gospodarstwa z pszenicą, burakami, krowami etc., odeszli z przetargu z kwitkiem. Nie mogli wygrać z "rolnikami z Marszałkowskiej", dysponującymi walizkami pieniędzy, informacjami i partyjnymi oraz urzędniczymi znajomościami. Wszystko to zostało ujawnione we wczorajszym "Superwizjerze", ale jak powiedziała prowadząca program, ci panowie zapewne zachowają stanowiska, bo w świetle prawa nie popełnili przestępstwa. Ale popełnili wiele czynów nieetycznych, pokazali swoją pazerną na kasę naturę, pokazali na czym tak naprawdę im zależy i już za to powinni być wywaleni na zbity pysk ze wszystkich funkcji i stanowisk.
poniedziałek, 1 grudnia 2008
Poznańskie porządki. Bandytyzm cenowy
Dzisiaj w Poznaniu zaczyna się klimatyczny szczyt, na który zjadą prezydenci, premierzy i ministrowie środowiska ze 150 krajów świata. Na ostatnie dni - 11 i 12 grudnia zapowiadają przybycie Terminator, czyli gubernator Kalifornii - Arnold Schwarzenegger i były wiceprezydent USA, laureat nagrody Nobla za walkę z globalnym ociepleniem - Al Gore. W związku z tym w Poznaniu do ostatniej chwili trwają porządki i kosmetyka miasta. We wczorajszych wiadomościach pokazywano, jak naprawiają i łatają poznańskie drogi. A mnie cholera bierze, bo z tego wynika, że rodacy mogą całe lata łamać resory swoich samochodów na dziurach, które łata się dopiero z okazji przyjazdu gości ze świata. Wtedy pieniądze i motywacja nagle się materializują. A na co dzień niech będą dziury. Trochę to przypomina mi czasy PRL-u, kiedy w jednostkach wojskowych przed przyjazdem jakiegoś generała lub ministra kazano żołnierzom koszarowe drogi asfaltowe pastować pastą do podłogi, a trawę malować na zielono, żeby była zieleńsza. To nie kawał, nieraz koledzy po wojsku opowiadali mi takie historie. Teraz jest czas zimowy, to może w Poznaniu nie malują trawy, chociaż nigdy nic nie wiadomo; śniegu przecież nie ma, a trawa jest trochę blada.
Po upadku komuny PKP podzieliła się na spółki-córki, m.in InterCity i PKP Przewozy Regionalne. Teraz nastąpiła kolejna zmiana; InterCity przejmuje wszystkie pociągi pospieszne od Przewozów Regionalnych. Nie byłoby to warte komentarza, gdyby nie fakt, że obie spółki, córki jednej firmy nie mogą się dogadać w sprawie tak prostej, jak wzajemne honorowanie biletów. Przez to pasażer będzie jak zwykle bity po kieszeni, bo bilety jednej linii nie będą ważne na drugiej. A to będzie się wiązało z kosztami przejazdu 10 - 15 % większymi od dotychczasowych. Każdy powód do wzrostu cen dla cholernych zdzierców jest dobry. Jak nie wzrost cen paliw i energii elektrycznej, to brak porozumienia w sprawie biletów. Oni się nie mogą dogadać? Nic to, przecież klient-pasażer zapłaci. A kolejarze dodatkowo zarobią. To właśnie nazywam polskim legalnym bandytyzmem finansowym.
Po upadku komuny PKP podzieliła się na spółki-córki, m.in InterCity i PKP Przewozy Regionalne. Teraz nastąpiła kolejna zmiana; InterCity przejmuje wszystkie pociągi pospieszne od Przewozów Regionalnych. Nie byłoby to warte komentarza, gdyby nie fakt, że obie spółki, córki jednej firmy nie mogą się dogadać w sprawie tak prostej, jak wzajemne honorowanie biletów. Przez to pasażer będzie jak zwykle bity po kieszeni, bo bilety jednej linii nie będą ważne na drugiej. A to będzie się wiązało z kosztami przejazdu 10 - 15 % większymi od dotychczasowych. Każdy powód do wzrostu cen dla cholernych zdzierców jest dobry. Jak nie wzrost cen paliw i energii elektrycznej, to brak porozumienia w sprawie biletów. Oni się nie mogą dogadać? Nic to, przecież klient-pasażer zapłaci. A kolejarze dodatkowo zarobią. To właśnie nazywam polskim legalnym bandytyzmem finansowym.
Subskrybuj:
Posty (Atom)