czwartek, 13 listopada 2008

Prognozy i sznycelki







Podczas weekendu radio straszyło śniegiem z deszczem za tydzień, a za dwa tygodnie już samym śniegiem. Dzisiaj już "śpiewają" w innym tonie. Wychodzi na to, że moje myszy wcześniej wiedziały o nadchodzącej ciepłej zimie, niż wszyscy naukowcy i meteorolodzy razem wzięci. I w internecie i w radiu tym razem podzielają zdanie moich mysich gnębicieli.

A teraz o sznyclach. Kupiłem 42 dkg (akurat taka paczka była) mielonego mięsa wieprzowo-cielęcego. Dawniej moja Mama sama w domu mieliła odpowiednie mięso. W sklepach za komuny, gdy akurat było przypadkiem mięso w sklepie, to można było wybrać sobie odpowiedni kawałek i ekspedientka mieliła go w wielkiej czerwonej maszynie na oczach klienta. Ale to było w latach 60-tych, potem ten dobry obyczaj zanikł, bo mięso też zanikło.
Do mięsa dodałem namoczoną w wodzie bułkę (1,5 sztuki), 2 jajka, drobno posiekane cebulę i czosnek. To mięsne "ciasto" dobrze ręcznie wymieszałem i zagniotłem, wszystko przyprawiając solą i pieprzem. Potem formowałem z niego kulki i obtaczałem je w tartej bułce, żeby na koniec nadać im własciwy kształt kotlecików. Pozostało je tylko usmażyć. Będą zjedzone z ziemniaczkami puree i zasmażaną kapustką kiszoną.

Brak komentarzy: