niedziela, 16 listopada 2008

Feralny sklep i resztki Tandety

Wczoraj dodatkowo poszedłem do bliższego, ale kiepskiego sklepu prowadzonego przez głupawe kobiety na zasadach PRL-owskich. Jest duży, niby wiele towarów, ale wiecznie nie ma tego, co akurat chcę kupić. A jak jest, to często okazuje się, że towar jest wybrakowany. Tak było kiedyś z pędzlem do golenia, który rozsypał się przy próbie namydlenia twarzy. Gdy braknie herbaty Earl Gray, to nie ma jej kilka miesięcy, o czym zresztą pisałem. Albo okazuje się, że "gazet nie dowieźli" i trzeba drałować na drugą stronę przez tunel, żeby nie zostać na weekend bez programu TV. Całe szczęście, że wczoraj gdy poszedłem po żarówkę do nocnej lampki, przyszło mi do głowy, żeby kupić dwie na zapas. Podświadomie chyba czułem kłopoty, bo w domu zaraz po wkręceniu żarówki okazało się, że wolframowy drucik w środku jest przerwany. Druga żarówka była dobra. Nawet taka bzdurka za 1,25 musi być u nich felerna.

Dzisiaj poszedłem na plac targowy - Tandetę po pasek do spodni. Plac przeżywa już ostatnie chyba lata. Dni jego świetności minęły, gdy zarząd wpadł na pomysł wybudowania dwóch nowoczesnych pawilonów handlowych. Olbrzymi obszar bazaru z fajnymi budkami z najrozmaitszym towarem skurczył się kilkakrotnie, zostali ci, którzy nie mieli siły przebicia na wynajęcie sklepu w pawilonie i garstka Wietnamczyków. A w pawilonie już nie ma mowy o kupnie wygodnych tenisówek na lato, czy jakiegoś tańszego, ale ładnego ciuszka. Bo w pawilonie mają "ambicję" na sprzedawanie drogich rzeczy. Cała idea Tandety - tani i niezły towar zagubiła się w nieszczęsnym pomyśle z budową pawilonów.
Po drodze szedłem wzdłuż brzegu naszego jeziorka. Mewy znowu wrzeszczały i atakowały łyski. Tym razem widziałem z bliska łabędzią rodzinę. Jest para rodziców, ale już tylko troje młodych. Są duże jak dorosłe, ale można je odróżnić po brązowawych smugach na upierzeniu.
Jeśli sprawdzą się ostatnie prognozy co do zimy i moje myszy mają dobre przeczucie, to jest możliwość, że w tym roku po raz pierwszy jeziorko nie zamarznie. Byłoby to ciekawe zjawisko ze względu na ptaki wodne. Monitorowałbym wtedy często jeziorko i sprawdzał, które gatunki zdecydowały się na zimowanie na miejscu, jeśli w ogóle jakieś by zostały. Na Wiśle od lat łabędzie nauczyły się zimować pod Wawelem i w Podgórzu, ale tam przychodzą tłumy dokarmiających je ludzi. Poza tym Wisła nie zamarza od lat 60-tych, od kiedy to elektrownia w Skawinie wpuszcza do niej ciepłą wodę z układu chłodzenia.

Brak komentarzy: