sobota, 4 października 2008

Podarunek od losu


Rano pożyczyłem od sąsiada piłkę, a właściwie 2 piłki oraz przyrząd do piłowania pod kątem 45 stopni. Uwinąłem się szybko z finezyjną naprawą szafki i szufladki, równie szybko przyrządziłem szpinak, ale wcześniej ucieszyło mnie zakończenie pracy przy obrazku. Pozostały właściwie sprawy kosmetyczne, czyli położenie werniksu i podklejenie z tyłu białym papierem z opisem.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie łyżka dziegciu, którą mój parszywy los musi mi zawsze dorzucić do miodu. Na sam weekend zupełnie siadł mój telewizor, a przy moim obecnym trybie życia to bardzo ważny sprzęt w tym domu. To że całkiem siadł i nie świeci nawet dioda kontrolna, pozwala mieć nadzieję, że to tylko kwestia bezpiecznika. Nie mam jednak czym odkręcić tylnej pokrywy.

Brak komentarzy: