
Za moich młodych lat ten wytwór myśli technicznej i przemysłu motoryzacyjnego NRD był przedmiotem marzeń i westchnień we wszystkich demoludach. Nie wszystkim się to "cacko" podobało, bo dla mnie na przykład silnik dwusuwowy w samochodzie to nieporozumienie. Jeździły po naszych ulicach i szosach takie pierdzące i śmierdzące pokraki jak
syreny, wartburgi i trabanty. Jedyną zaletą
trabanta było to, że nie rdzewiał, ponieważ karoserię miał wykonaną z jakiejś masy laminowanej. Z tego powodu nazywany był mydelniczką. Pamiętam jeszcze jego protoplastę -
P-70, obrzydliwą pokrakę z dykty. Nie lubię silników dwusuwowych do dzisiaj i nie mogę zrozumieć, dlaczego ten niby samochód stał się "kultowy". Szczególnie Niemcy z dawnej RFN darzą go sympatią i kupują czasem za spore pieniądze. U nas też jest to pojazd "kultowy", co widać na załączonym obrazku. To zjazd "trabanciarzy" pod krakowskim Dworcem Głównym.
1 komentarz:
Well well well......
Prześlij komentarz