piątek, 24 października 2008

Aspekty podróży

Wspomniałem wczoraj o młodzieńczych marzeniach w kwestii egzotycznych podróży. Po latach zdaję sobie sprawę z tego, że oprócz narażania się na żar tropików, to w niektórych krajach musiałbym patrzeć na niewyobrażalną nędzę i głód. Nie należę do ludzi zamożnych, ale dla tamtych obywateli każdy przybysz z tzw. lepszego świata jest krezusem. Nie mogę tego zmienić, przykro byłoby się tam oganiać od gromadki głodnych dzieciaków. Chciałoby się pomóc, ale co przeciętny turysta może, skoro sam musi liczyć się z wydatkami?
Są też społeczeństwa nie tak bardzo ubogie, ale wśród których panuje zwyczaj nieustannych "bakszyszów" dosłownie za wszystko. To mi też nie odpowiada, nie lubię być uważany za frajera do wydojenia.
Nawet taka pozytywna akcja fundacji Anny Dymnej, jak zorganizowanie wyprawy grupy niepełnosprawnej młodzieży na Kilimandżaro pozostawiła u mnie mały niesmaczek. Była tu bowiem informacja, że wszyscy uczestnicy bezpiecznie dotarli na szczyt, a ich bagaże niosło 50 miejscowych tragarzy. Coś mi tu nie gra. Przecież to nie czasy Livingstone'a i Stanleya! Pytanie, za jakie pieniądze 50 ludzi mordowało się z tobołami naszych młodych globtroterów?
Jak zwykle Murzyn był od czarnej roboty.
Przecież można było zabrać grupę bezrobotnych Polaków, chętnie by za taką wycieczkę ponieśli toboły na Kilimandżaro, ale po co kłopot z paszportami, kosztami podróży itp. Lepiej na miejscu za grosze nająć Czarnych. Tak było i tak będzie zawsze.
Przecież nawet gdy sir Hilary zdobywał Mont Everest, towarzyszący mu Szerpa Tensing dźwigał za jaśnie pana Zdobywcę prawie wszystkie bagaże. Zdobyli szczyt wspólnie, ale wszystkie zaszczyty spadły na pana Edmunda. Tytułu lordowskiego nikt Tensingowi nie przyznał.

Brak komentarzy: