sobota, 27 lutego 2010

Moje miasto

Mieszkańcy z dziada pradziada, jak i przybyli, uczestniczą w zbiorowej legendzie, jaką dla reszty Polski jest Kraków. Miasto jest polską marką narodową. Mogą sobie niektórzy gderać, ale takie są fakty. Od obywateli innych dużych skupisk mieszkalnych odróżnia nas uczuciowy stosunek do naszego miasta - rzadkość na skalę europejską, a nawet i globalną. Poza milionami turystów, nowi przybywają tutaj z wyboru, ze smaku, z przymusu albo z zachwytu. Podążają tu za dziewczynami, żonami, mężami, za pracą, na studia. Łażą po galeriach handlowych, spacerują po Rynku, na czas weekendu znikają, wyjeżdżają tam skąd się wywodzą. Tymczasem dla nas, prawdziwych krakusów, Kraków to nasza Mała Ojczyzna. To kraina dzieciństwa, podstawówek i szkół średnich, pierwszych jazd na rowerze i łyżwach, spacerów z rodzicami, wizyty u krewnych (bo tu ich mamy), ciastek w cukierni na rogu, pierwszych randek i widoków z Kopca Kościuszki i dźwięk Dzwonu Zygmunta. Wg oficjalnej dokumentacji w dniu 1 lipca 2009 r. zameldowanych było tu 703 tysiące osób. Wiadomo jednak, że nie wszyscy się meldują i ta liczba większa jest co najmniej o połowę, więc miasto zamieszkuje grubo ponad milion osób. Ile z tych ludzi jest rodowitymi od pokoleń krakowianami? Z pewnością więcej niż warszawiaków w Warszawie, ale coraz mniej.

Brak komentarzy: