czwartek, 4 lutego 2010

Tragedia "Gustloffa" i wstyd po 65 latach


Pod koniec stycznia 1945 roku tysiące Niemców z Prus Wschodnich (dzisiejsza północno-wschodnia Polska, kawałek Litwy i obwód Kaliningradzki) szukało drogi ucieczki przed nacierającą Armią Czerwoną. Jedyną realną drogą było odpłynięcie na podstawionych do portu w Pilawie statkach, a jednym z nich był luksusowy niegdyś i wycieczkowy "Wilhelm Gustloff", na czas wojny zamieniony na transportowiec. Zmieściło się na nim ok. 10 tysięcy stłoczonych uciekinierów. 30 stycznia na Bałtyku "Gustloff" został trafiony trzema torpedami przez sowiecki okręt podwodny. Światu powszechnie wiadomo o katastrofie "Titanica", ale o wiele większą tragedią (największą do tej pory) było zatopienie "Gustloffa", bo zginęło wówczas ponad 9 tysięcy osób, w większości kobiet i dzieci.
Niedawno dla uczczenia 65 rocznicy tej tragedii z inicjatywy mniejszości niemieckiej w gdyńskim kościele Redemptorystów wmurowano pamiątkową tablicę. Na uroczystości nie pojawił się żaden polski polityk, ani samorządowiec, natomiast dwóch szeregowych posłów PiS - Andrzej Jaworski i Zbigniew Kozak domagają się usunięcia tablicy. To prawda, że na "Gustloffie" uciekali żołnierze, załogi U-bootów, gestapowcy, urzędnicy NSDAP i ich rodziny, ale większość stanowiły cywilne bezbronne kobiety z dziećmi. Jeden z internautów słusznie napisał, że posłom myśl o dzieciach tonących w lodowatym Bałtyku przesłoniła ich narodowość. A ja widzę, że szaraczkowie z PiS-u grając na pomorskiej niechęci do Niemców chcą zostać zauważeni i wypłynąć na szerokie wody.
Natomiast wiele uznania należy się redemptoryście Edwardowi Praczowi, który wmurował tablicę i do kościoła na wspólną modlitwę zaprosił ewangelickiego pastora i rabina. To ważne, bo w tym samym zakonie jest znany z kretyńskich poglądów szef Radia Maryja - o. Rydzyk, duchowy guru posła Jaworskiego.

Brak komentarzy: