wtorek, 15 kwietnia 2008

gehenna

Moja lepsza połowa zapytała mnie, dlaczego w tak pesymistycznym tonie rozpocząłem swojego bloga i stwierdziła, że to niefajnie. Ale jakże być optymistą, gdy w dzień w dzień same nieprzyjemno
ści? Np. dzisiejsza wyprawa do Biura Pracy. Piszę "wyprawa", bo z Płaszowa na tamto zadupie to
skomplikowana podróż kolejowo-busowo-tramwajowa. Chcąc uniknąć kolejek w urzędzie, wstaję o
godz. 5:45, żeby zdążyć na pociąg z Wieliczki na Dw. Główny. Potem pod dworca jadę busem M-ką
pod sam urząd. Wszystko było dobrze, słonko wschodziło, chór rozmaitych ptaszków mi towarzyszy
ł, aż do czasu, gdy M-ka o 7:20 się nie pojawiła. Od 6:55 do 7:35 czekałem, aż wreszcie wsiadłem w tramwaj. Oczywiście gdy zajechałem, już była kolejeczka. Po wejściu usłyszałem pretensje od urzęd
niczki o jeden dzień spóźnienia. Ja na to, że skoro dano mi termin na poniedziałek, to wolałem przy-
jechać we wtorek, bo w poniedziałki biuro działa od 9-tej, a ja nie będę stał pod bramą 1,5 godziny.
Wtedy dowiedziałem się, że biuro zawsze działa od 8-mej i co ja wymyślam za bzdury. A poza tym
dlaczego mówię, że zawsze przyjeżdżam na 7:35, skoro właśnie jest 9-ta? Itd, itp. Ona wie lepiej,
a ja sobie wymyśliłem, że w sierpniu w poniedziałek kwitłem pod wejściem do 9-tej. I niech nie zmyślam bajeczki o nie kursowaniu M-ki. Zamruczałem o bałaganie ogólnym, na co usłyszałem,
że mam wiele krajów do wyboru. Nie w tym wieku! - odpowiedziałem i dodałem że we własnym
kraju w moim wieku należę do odpadków i dlatego się mną pomiata. I chyba za karę dostałem karteczkę do pokoju nr 100, gdzie stałem w następnej kolejce, żeby inna pani przybiła mi piecząt
kę o braku pracy dla mnie. Z karteczką musiałem wrócić do czarownicy w pok. 134, ale trzeba by
ło stać w trzeciej kolejce. Po załatwieniu następnego terminu dopiero dowiedziałem się, że po pow
rocie z karteczką nie musiałem stać już w kolejce. Czarownica mogła mi to powiedzieć wysyłając
mnie do pok. 100, ale po co? Po tych wszystkich idiotycznych kolejkach przekonałem się, że M-
ki nadal nie jeżdżą, więc poszedłem spory kawałek do tramwaju. W śródmieściu jeszcze kupiłem
to i owo i gdy wróciłem umęczony do domu, było już prawie południe. Tak więc żeby jako bezrob
otny załatwić parafkę o zgłoszeniu i ustalić następny termin, trzeba stracić dokładnie pół dnia,
i to wstając przed 6-tą rano. Urzędasy wiedzą co robią. Chcesz ubezpieczenie? (zasiłku nie biorę)
to nie ma lekko. Nic nie może być proste i bez bólu. Nawet sama lokalizacja tego urzędu mówi sa
ma za siebie. Naprawdę gorszego zadupia już nie mogli wymyślić. A młodszym mówię, że ten urząd był kiedyś na ul. Sebastiana, tam gdzie obecnie jest paszportówka.
Po powrocie dałem nogom odpocząć i za chwilę podlałem ogródek. I znowu wg zapowiedzi miało
dzisiaj padać. Gdzie ten deszcz?

Brak komentarzy: