poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Niezdrowa namiętność



Przez większość dni w roku wystrzegam się słodkości ze względu na rosnący brzuch. Jednak namiętnie lubię ciasta (wilgotne i ciężkie, byle nie tłuste torty) i gdy nadchodzą święta Wielkanocy lub Bożego Narodzenia, narasta we mnie bunt. Buntuję się więc rzetelnie i kupuję pyszne ciasta z Jastrzębia Zdroju sprzedawane w małym sklepie w Płaszowie (fot.1 - makowiec i sernik, fot.2 - seromakowiec), a potem siostra po śniadaniu wielkanocnym lub Wigilii pakuje mi do domu swoje wypieki. W tym roku śląska cukiernia nie piekła swojego specyficznego makowca, a szarlotki w sklepie dla mnie zabrakło, a siostra też nie zdążyła z szarlotką, więc moje słodkie zapasy są trochę monotematyczne. Nie całkiem; na ostatnim zdjęciu widnieją resztki tego, co znalazłem w pakunku od siostry. To nadgryziony kawałek domowego sernika, ciastko amorette i kawałek pysznego mazurka. Był makowiec, ale już go zjadłem.
Gdy przyjeżdża Ayano, razem ulegamy nałogowi i często robimy zakupy w naszej ulubionej cukierni na ulicy Stolarskiej.

Brak komentarzy: