środa, 4 marca 2009

Urząd, kwiaty i trzepaczka






W Urzędzie Pracy było zgodnie z normą, czyli "nic dla pana nie mamy". Wracając pojechałem na plac targowy Kleparz, żeby kupić nasiona kwiatów i ziemię na wstępne wysianie w domu. Przy okazji kupiłem śmieszną ubijaczkę do jajek, a ściślej do białek na pianę. Konstrukcja ta pamięta czasy króla Ćwieczka, moja Mama miała taką, Babcia też, zapewne prababcia również. Tu nie ma się co psuć, w przeciwieństwie do ustrojstwa na korbkę, które kupiliśmy kiedyś z Ayano - też na Kleparzu. Dziadowskie to plastikowe urządzenie zaczęło szwankować przy pierwszym użyciu, a mam w planie znowu upiec momoringowca. Okazją będzie odzyskanie przez Ayano internetu i powrotu naszej strony do cyberprzestrzeni. W moim przypadku nie ma wielkiego sensu kupować kuchennego robota, bo leżałby tylko w kredensie. Ciasto z pianką piekę raz na parę miesięcy i nic poza tym nie robię takiego, co wymaga roboty robota.

P.S. Dla mnie, jako zarejestrowanego od dawna było "zgodnie z normą", ale dla tłumów młodych ludzi, którzy wrócili i nadal wracają z Wysp Brytyjskich (pracowało tam ponad 1 mln. Polaków, nie licząc Irlandii) na pewno był to koszmar. Takiej gigantycznej kolejki do rejestracji jeszcze tam nie widziałem. Trudno było przejść korytarzem, a za załomem dalszy ciąg kolejki w drugim korytarzu.

Brak komentarzy: