środa, 11 czerwca 2008

spacer

Rano nie robiliśmy nic szczególnego, po południu też nie, ale poszliśmy nad nasze Płaszowskie Bagry. Z północnego brzegu rzuciliśmy łyskom trochę chleba, a potem na południowym brzegu, gdy podpłynęła para łabędzi z 6-ma młodymi, nie było co im dać. Ayano stała nad samą wodą, łabędzie
mniemając, że dostaną jeść podpłynęły na metr od niej i dzięki temu zrobiła fajne zdjęcia. Niestety nie było czym tego nagrodzić i było mi głupio wobec ptaków.
W tym czasie zagadał do mnie człowiek. Interesowała go moja relacja z Ayano i jej narodowość. Przeważnie w takiej sytuacji zbywam człowieka byle czym, ale wcześniej widziałem, że on zbiera te cholerne śmieci na brzegu i spodobało mi się to; miał ubite 3 duże reklamówki tych śmieci. Zacząłem więc z nim rozmawiać, wyjaśniłem kim jest dla mnie Ayano i kim jest w ogóle. A on opowiedział, że był z żoną przez rok w Anglii, gdzie oboje pracowali. Po roku zaczęło mu brakować Polski (ma 55 lat) i zaproponował żonie powrót, na co usłyszał: "wracaj se sam". No to wrócił bez żony. Ma z czego żyć, bo prowadzi zakład szewski. W obecnych czasach pauperyzacji społeczeństwa znowu potrzebne są takie punkty, o których myślałem, że zniknęły bezpowrotnie.
Myślałem także do tej pory, że do zbierania cudzych śmieci zdolni są tylko świadomi wszystkiego inteligenci, ale jak widać niektórzy np. szewcy też potrafią myśleć i działać. Wracając z Ayano do domu, po drodze też pozbieraliśmy co się dało.

Brak komentarzy: