poniedziałek, 16 czerwca 2008

Golenie ogórka i koty sieroty


Swego czasu dostałem w prezencie od siostry i szwagra obieraczkę do warzyw. Próbowałem nią obierać ziemniaki, ale okazało się to wielce niewygodne, ponieważ urządzenie to przypomina wielgachną maszynkę do golenia. Jednak okazało się, że ta maszynka świetnie sprawuje się w przypadku długich warzyw, takich jak np. ogórki "wodne", czy marchew i pietrucha.

Kiedyś jesienią przyszła do mnie sąsiadka (bardzo miła i urocza zresztą artystka malarka) i poprosiła mnie o chwilowe przechowanie dwójki znalezionych na ulicy małych kociaków - brata i siostry. Problem był tego rodzaju, że ona ma w domu dużego kota rosyjskiego, który w obronie swojego terytorium atakował te dwa maluchy. Do tego całego galimatiasu doszła kwestia szybkiego znalezienia domu dla pary kotów, albo przynajmniej jednego z nich. Kociambry były u mnie kilka dni (wspomagane pożywieniem od wspomnianej sąsiadki), aż do chwili, kiedy przypomniałem sobie o moich serdecznych przyjaciołach z dawnych lat, o których wiedziałem że kochają zwierzaki wszelkiego autoramentu bez zastrzeżeń. Zadzwoniłem do nich, informując uczciwie., że są dwa koty do wzięcia, na co otrzymałem odpowiedź, że owszem, ale mogą zaopiekować się ewentualnie jednym kocięciem. Przyjechali po godzinie i zastanawiali się, którego
basałyka wezmą do domu, a ja przy kawie podpuszczałem żonę kolegi na zabranie obu kotów. W odpowiedzi ja i jej mąż usłyszeliśmy: "Spokój, bo nie wezmę żadnego!" No dobra, weź chociaż jednego! Popijając kawkę obserwowaliśmy szaleństwa kociaków w trakcie zabaw, a gdy przyszła pora pożegnania, moja sąsiadka ofiarowała koszyk do transportu kota, kuwetę i zapas kociego jedzonka. Żegnając się z przyjaciółmi podałem im wybranego przez nich kota, a wtedy usłyszałem niespodziewane absolutnie słowa od dobrodziejki: " dobra, dobra, dawaj tego drugiego!". No i wzięli oba koty pod opiekę. Raz tam zadzwoniłem z pytaniem, czy aby kociule nie sprawiają zbytniego kłopotu, ale zostałem uspokojony pozytywną odpowiedzią.
Po przyjeździe Ayano, która wiedziała o całej kociej historii, zadzwoniłem znowu do tych przyjaciół, żeby umówić się na wizytę i obejrzenie podrośnietych kociaków. Wtedy usłyszałem: "Tych małych?" A ja: "Przecież chyba już nie są takie małe!" Na to mój kolega: "Ale te kiedyś małe mają już swoje małe!" Pojechaliśmy tam do nich i zobaczyliśmy i obfotografowaliśmy tą nową kocią rodzinę, nie omieszkając wypić za ich zdrowie i powodzenie.

Brak komentarzy: