poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Znowu ta polaczkowatość

Pisałem też o nieuzasadnionych szykanach spotykających Lecha Wałęsę we własnym kraju. Jak Polacy przekonują się o własnej dziwnie krótkiej pamięci i lekceważeniu swojej historii, bardzo wymownie świadczą wspomnienia pewnej pani. Od początku roku w "Gazecie Wyborczej" trwa cykliczny konkurs pod tytułem "Moje 20 lat wolności". Czytelnicy nadsyłają swoje prace - wspomnienia, które "Gazeta" drukuje, a potem będą nagrody. Inteligentna i wykształcona pani Aleksandra wspomina, jak w roku 1989 wraz z mężem wyjechali na rok do USA. Tam pracowali i oboje uczęszczali na kurs języka angielskiego dla cudzoziemców. Są tam jedynymi Polakami i białymi zresztą. Pewnego dnia wykładowca poleca kursantom napisanie wypracowania o największym bohaterze naszych czasów. Nasi rodacy byli bardzo zdziwieni i zawstydzeni (na szczęście), gdy okazało się że dla wszystkich 30 osób bohaterem był Lech Wałęsa, tylko nie dla nich, Polaków. Jakież to symptomatyczne! Pani Aleksandra nie wspomniała, kogo wtedy z mężem uznali za bohatera, ale mam podstawy przypuszczać, że papieża Polaka (ze wspomnień wynika, że są praktykującymi katolikami). I to jest ta cholerna sztampowość poglądów Polaków. Ja jestem innego zdania: owszem, Papież był opiekunem duchowym narodu i samego Wałęsy w ciężkich czasach i autorytetem, ale bohaterem (bezpośrednim) wydarzeń był Wałęsa.

Brak komentarzy: