poniedziałek, 16 lutego 2009

Przedmuchany balon

Specjaliści rozmaitej maści biadolą i debatują nad wielkim i postępującym spadkiem wartości złotego, a ja - prosty facet, ekonomicznie niewykształcony od dawna swoim bliskim mówiłem, że nasza złotówka jest nienaturalnie i idiotycznie droga. Głupole ekonomiczni cieszyli się, jakby im kto w kieszeń napluł, a ja wiedziałem że to się musi skończyć i obudzimy się z ręką w nocniku. Jak to możliwe - mówiłem - że w kraju szaleje bezrobocie, bieda piszczy, a złotówka mocna jak dolar i coraz droższa? To nadmuchiwanie (sztuczne i nie wiem przez kogo) jej wartości musiało się skończyć nagle i boleśnie. Teraz "specjaliści" jęczą, płaczą i deliberują.

Polacy, to Polacy. Jak zwykle i co roku, gdy nie ma śniegu, zewsząd słychać jęki i narzekania - jaka ta zima brzydka, jakie te święta bez śniegu niefajne itd. A teraz, gdy śniegu nawaliło według ich marzeń, słyszę jęki i biadolenia - jak jest strasznie, jak źle jeździć autem, jaki to kłopot w ogóle i że już mają dość zimy. I tak co roku. Nie mogę tego słuchać. To samo będzie latem. Gdy będzie chłodno, wszyscy będą jęczeć że zimno. Jeśli tylko nadejdą upały, zaczną się jęki i tęsknoty za chłodem. Zawsze im źle.

Przez to zamiłowanie rodaków do świętowania przedłużonego wypadły co najmniej 3 dni zajęciowe z rozkładu zajęć w CJUJ i semestr na kursie japońskiego był niekompletny i skurczony. Bo: Wszystkich Świętych (1 listopada) wypadał w sobotę, ale zajęcia w poniedziałek nie odbyły się. Bo: wigilia Bożego Narodzenia i sylwester wypadał w środę, ale w 2 poniedziałki nie było zajęć z powodu świąt i Nowego Roku. Przecież to były zwykłe, robocze dni i w normalnym kraju wszystko wtedy funkcjonuje jak należy. Ale nie u nas, w tym przebogatym kraju.

Brak komentarzy: