środa, 9 grudnia 2009

Pocztowa paranoja

Paranoja związana z wysyłaniem czegokolwiek przez Pocztę Polską osiąga apogeum. Dopóki na Prokocimskiej była agencja pocztowa, było wygodnie. Można tam było opłacić rachunki i wysłać list lub paczkę. Z chwilą likwidacji tego punktu zaczęły się schody. I to dosłownie, bo trzeba było dojść kilkaset metrów dalej do Pocztexu (firma-córka Poczty Polskiej) i wyjść na II piętro, gdzie można było wysłać cokolwiek, ale nie było mowy o jakichś rachunkowych wpłatach. Od roku wycofano tam sprzedaż znaczków, to znaczy że nie można nic wysłać. Za komuny znaczki były w każdym kiosku, teraz kioski nie prowadzą sprzedaży znaczków, bo nie mogą dogadać się z Pocztą od 20 lat. Mam do wysłania przedmiot, który trzeba zważyć, więc sprawa wygląda tak, że najpierw wspinam się na to II piętro i ważę prezent i dowiaduję się za jaką sumę mam kupić znaczki. Potem trzeba jechać tramwajem gdzieś na pocztę i odstać pół godziny lub godzinę w kolejce, bo w mieście nie ma poczty bez kolejek i nie ma osobnych okienek ze znaczkami. Następnie albo wysłać prezent na miejscu, albo wrócić na II piętro Pocztexu. Cud jest taki, że komuś się chciało i jeden jedyny kiosk jaki znam, właśnie w Płaszowie ma znaczki. Mankament jest taki, że są to jedynie znaczki o nominale 1,50 zł.
Jeździłem trochę po świecie, ale w żadnym tzw. cywilizowanym kraju takiego kretyństwa pocztowego nie widziałem. To jest ewidentne działanie przeciw ludziom, klientom. Zupełnie jakby na złość wszystkim. Kto wymyśla takie idiotyzmy? Oświadczam wszystkim rasistom i antysemitom, od których się roi w Najjaśniejszej, że to nie Żyd i nie Murzyn, ale Polak Polakowi robi takie świństwo. Najpewniej zadeklarowany katolik.

Brak komentarzy: