niedziela, 2 maja 2010

Odbrązawiam króla

Oglądam właśnie kolejny przyrodniczy dokument, w którym kolejni realizatorzy niezmiennie zachwycają się lwami. Dla mnie nie jest to wcale jakieś szczególne zwierzę o wspaniałych cechach, król zwierząt. Królem może jest w tym sensie, że królowie bywają leniwi, tyranizując przy tym otoczenie. Pan lew czeka zawsze, aż samice upolują jakąś antylopę lub zebrę (młodziutką, lub chorą), a potem zabiera się do żarcia, odganiając żonę i dzieci. Gdy napcha królewski brzuch, wtedy łaskawie pozwala pożywić się resztkami rodzinie. Nawet gdy czasem z nudów bierze udział w polowaniu, wcale nie jest wtedy liderem. Poza tym lwy ogólnie są dość tchórzliwe, co widać w walce z bawołami afrykańskimi. Gdy są bardzo głodne i nie ma w pobliżu słabszej zwierzyny, wtedy odważają się zaatakować stado bawołów i wtedy właśnie samce włączają się w akcję. Biegną z samicami za stadem trawożerców wyszukując cielęta lub chore sztuki, ale wystarczy, żeby tylko jeden byk odwrócił się w ich kierunku, zmykają z podwiniętymi ogonami. Niejeden lew zginął od rogów i kopyt bawołów, ale rogacze niestety są głupie. Gdyby były mądrzejsze i potrafiły bardziej z sobą współpracować, rozwalałaby za każdym razem lwią grupę myśliwską. Moim zdaniem na miano Króla Zwierząt bardziej zasługuje słoń. Jest naprawdę wielki, a przy tym dysponuje większą inteligencją niż lew. No i nie jest krwiożerczy.

Brak komentarzy: