poniedziałek, 16 stycznia 2012

Zupa fasolowa




W minioną sobotę odwiedziłem bliskiego kumpla i jego żonę, znamy się i przyjaźnimy od 36 lat. Na początku grudnia kardiolodzy uratowali mu życie, i on chyba z tej radości życia gotował wielki gar drobnej fasolki. Zbyt wielki na ich dwoje, więc na pożegnanie obdarowali mnie wyłowioną z gara i wsadzoną do podwójnego woreczka fasolą. Po dobrej półgodzinie drogi do domu w plecaku mimo mroziku fasolka była jeszcze gorąca. Poczekałem, aż wystygnie w garnku zalana wodą i ulokowałem ją w lodówce. Co prawda kolega sugerował mi ugotowanie fasolki po bretońsku, ale ja taką przyrządzam wyłącznie z dużego "jaśka". Dzisiaj więc postanowiłem zrobić zupę fasolową. Ponieważ uważałem fasolę za niemal dogotowaną, osobno zagotowałem w małym rondelku pokrojony w kostkę boczek. Do głównego garnka z fasolą wrzuciłem liście laurowe, ziele angielskie i sporo czosnku, nie zapominając o posoleniu. Doszły do tego na końcu lane kluski i zasmażka na przyrumienionej cebuli. Oczywiście wcześniej wlałem z wodą ugotowany boczek. Wszystko gotowało się ze 40 minut, a jednak piekielna fasolka jeszcze jest twardawa. Smak ma bardzo dobry, więc warto ją jeszcze podgotować (godzinę?).

Brak komentarzy: