sobota, 14 stycznia 2012

Początek zimy w jej połowie




Dopiero w połowie stycznia, czyli właściwie w połowie zimy w Krakowie spadł "poważny" śnieg. Po wyjściu z domu o poranku przecierałem szlak, gdzie po śniegu nikt przede mną nie przechodził. Ze sklepu miejscami wracałem po własnych śladach.
Nie chciałbym, żeby jak to często u nas bywa nagle zrobiło się "plus pięć" i cała ta biel zamieni się w bure błoto i wodę. A zaraz potem przychodzi "minus pięć" i zamienia się to w wielkie lodowisko, którego nikt w Płaszowie niczym nie posypuje. Takiej zimy organicznie nie znoszę. Niektórzy się cieszą, ale to są ci sami, którzy potem płaczą, że za dużo tego wszystkiego i kiedy ta zima wreszcie się skończy.
Niedawno w TV wypowiadał się jakiś szemrany naukowiec, z którego wywodu wynikało, iż w wyniku braku mrozu i śniegu spadnie na nas kupa nieszczęść. Np. złe plony, bo mało wody w ziemi, i choroby, bo nie wymrozi zarazków. To ja się pytam, dlaczego wszystkie te nieszczęścia nie dotykają Francji, Włoch, Hiszpanii i innych krajów, gdzie zima zawsze tak wygląda, jak u nas do dzisiaj?

Brak komentarzy: