czwartek, 27 października 2011

Kobieta z pomysłem

30 kilometrów od Szczecina mieszka w starym domu pani Jolanta z mężem. To był dom ich marzeń i wprowadzili się do niego w 40 urodziny pani Jolanty. Uprawiają tam ekologicznie warzywa, które potem sprzedawane są w sklepie pani Jolanty w Szczecinie. Zaczęli od chryzantem w 2006 roku, by dwa lata później spróbować z warzywami na własne potrzeby. Warzywa tak dobrze rosły, że zrobiło się ich za dużo na potrzeby domu, a dom miał potrzeby finansowe. Pani Jolanta więc zaczęła sprzedawać swoje ogórki i koperek pod centrum handlowym. Któregoś dnia kierownik centrum poinformował ją o zakazie handlu pod jego placówką, ale równocześnie wskazał na opuszczony pawilonik warzywny w pobliżu. Małżeństwo kupiło obiekt i od tej pory pani Jolanta sprzedaje tam warzywa, których uprawą zajmuje się mąż. Oczywiście sprowadzają też inne warzywa i owoce. Pani Jolanta należy do osób, które lubią łamać stereotypy. Bo dlaczego ona, z wyższym wykształceniem, nie miałaby sprzedawać ogórków? Dlaczego ona, po studiach ekonomicznych, nie może prowadzić warzywniaka? I dlaczego nie miałaby w tym warzywniaku wypożyczać książek?
Szczecin jest miastem poniemieckim, mieszka tam mnóstwo rodzin byłych przesiedleńców, z różnych stron kraju, z barwnym, często traumatycznym życiorysem. Do sklepu przychodzili ludzie kupić jarzynę i pogadać. Kiedyś jedna starsza pani zwierzyła się, że bardzo lubi czytać książki, ale ma ich tyle, że nie ma dla nich miejsca w domu. A pani Jolanta przeczytała gdzieś, że ludzie zostawiają w jakimś miejscu książki, a inni je stamtąd biorą ( ja też przy przeprowadzce pozostawiłem stertę książek na parapecie okna klatki schodowej na Basztowej - na drugi dzień już ich nie było). Zaproponowała więc tej pani, żeby przyniosła do sklepu parę książek. Przyniosła - cały worek. Stanęły więc książki na jednej z półek, obok cytrusów, szparagów i słoneczników. Pani Jolanta napisała krótki regulamin: bierzemy jedną książkę, w zamian zostawiamy przyniesioną przez siebie. I tak się zaczęło. Stale jest około 200 książek, tytuły oczywiście się zmieniają. Są harlequiny, literatura faktu, poezja, bajki dla dzieci, lektury szkolne, filozofia...
Ludzie przychodząc na zakupy, wymieniają książkę. Myślę, że bywa też odwrotnie: przyjdzie ktoś po książkę, a przy okazji kupi pomidory i jabłka.

[Na podstawie artykułu w "Dużym Formacie GW"]

5 komentarzy:

przewodnikpokrakowie pisze...

Że też mnie tam na tej Basztowej nie było :)

bogayan pisze...

Teraz z kolei w garażu mam wór książek, bo w domu się nie mieszczą...

przewodnikpokrakowie pisze...

No, jak w DOMU (nie w blokowym mieszkanku) się nie mieszczą, to ja już nie wiem :)

bogayan pisze...

To jest co prawda dom wolnostojący, ale ma charakter wspólnoty mieszkaniowej i mieści 8 mieszkań. Najfajniejsza zaleta, to zero czynszu. No i ogródek pod oknem (mój) i ogród z tyłu (wspólny), no i ten Staw Płaszowski, no i własny garaż, no i świeże powietrze, oraz względna cisza.

bogayan pisze...

A od roku tramwaj niemal pod nosem.