środa, 2 lutego 2011

"Wojna fasolowa"

We wtorkowy wieczór oglądałem fajny komediodramat Roberta Redforda z 1988 r. "Wojna fasolowa". W zasadzie nie lubię amerykańskich komedii, irytują mnie głupimi zagraniami nie wiadomo dla kogo, chyba dla amerykańskich nastolatków z kubłami popcornu. Ale to był komediodramat mający coś z ducha polskich filmów przyjaźnie drwiących z prowincji, znać było rękę mistrza. Zresztą to, że jest on twórcą i mecenasem festiwalu filmów niezależnych Sundance, mówi samo za siebie. Film opowiadający historię zatargu drobnego farmera (przy granicy z Meksykiem) z milionerem i władzami chcącymi zagarnąć ziemię pod budowę luksusowego osiedla zainteresował mnie i ubawił w początkowych scenach. Potem było już poważniej.

Brak komentarzy: