


Oto jak powstawała kartka urodzinowa dla najbliższej mi osoby. Chodziło znowu o przedstawienie znaku Zodiaku.

Ayano przysłała mi piękny kalendarz ścienny z reprodukcjami wspaniałych drzeworytów. Ich autorem jest Hokusai Katsushika (w Japonii Katsushika Hokusai) znany pod imieniem Hokusai, urodzony w Edo, czyli w dawnym Tokio, żyjący w latach 1760 - 1849. Był niezwykle płodnym artystą, co ciekawe podpisującym swoje prace co najmniej 30 pseudonimami, m.in. Shunrou, Souri, Taito, Manji. Najbardziej jego znanym dziełem jest cykl "36 widoków na Górę Fuji". W moim kalendarzu przy styczniu i lutym jest jeden z nich, zatytułowany "Fale u wybrzeża Kanagawa". Ogromna fala wali się na kruchą łódź, w dali widnieje niewzruszona Fuji-san.






W środę zobaczyłem w sklepie ładne mięsko - karczek i kazałem uciąć dwie porcje na kotlety. Jednak w domu przypomniałem sobie, jak to czasem kotlety z karczku wychodziły mi dość twardawe. Równocześnie w pamięci odżyły mi wspólne z Ayano wizyty u mojej rodziny, kiedy to na obiad podawano niezwykle miękkie i pyszne mięsko w równie pysznym sosie. Pomyślałem, że to mogły być bitki i zajrzałem do internetu, gdzie znalazłem dziesiątki przepisów na bitki wieprzowe. Dzisiaj dokupiłem drugie dwa kawałki karczku i całą resztę potrzebną do potrawy.
6 lat temu dwóch kretynów zamordowało znanego artystę malarza Zdzisława Beksińskiego, ponieważ odmówił im pożyczki. Po zabójstwie ukradli z mieszkania aparat fotograficzny (!).
Całe życie uwielbiałem spaghetti z sosem pomidorowym, w młodości nawet nauczyłem się robić ten sos po swojemu. Jednak od kilku lat mam dziwne objawy; w połowie jedzenia porcji makaronu w brzuchu robi mi się twardo i tracę apetyt. Tęsknota za spaghetti spowodowała, że teraz przy narzuconych sobie ograniczeniach ilościowych zdecydowałem się na odnowienie znajomości z tą potrawą. O połowę mniejszą porcję na mniejszym talerzu zjadłem bez problemu i ze smakiem. Na sos położyłem 2 połówki jajka na twardo i posmarowałem je majonezem. Oishikatta!

Dzisiaj wskazówka wagi zatrzymała się na liczbie 86. To już 4 kilo zwycięstwa. Na zdjęciu mój wczorajszy obiad: ziemniaki z sosem pomidorowym i jajecznica z 2 jajek. Ziemniaków jest o ponad połowę niż kiedyś, a to co wygląda jak mięsko, to po prostu trochę ćwikły z chrzanem. Potem była już tylko jedna bułka z serem i sałatką jarzynową. Dzisiaj zjem podobny obiad, tyle że jajka będą ugotowane na twardo i polane sosem.


Tygodnik "Science" i amerykańska Narodowa Fundacja Nauki ogłosiły zwycięzców dorocznego konkursu na najlepsze fotografie, grafiki, ilustracje i nagrania wideo poświęcone nauce. Na pierwszym zdjęciu wyróżniona ilustracja przedstawiająca atak wirusa, tzw. bakteriofaga na bakterię Escherichia coli. Pierwsze miejsce w kategorii ilustracje zajął zespół Iwana Konstantinowa z moskiewskiej firmy Visual Science Company. Rosjanie po przeanalizowaniu ponad 100 prac naukowych poświęconych chorobie AIDS stworzyli trójwymiarowy model wirusa HIV, który uznano za najlepszy w historii (fot.2). Wyróżnienie w kategorii fotografia zdobyło zdjęcie włosków pokrywających nasiono pomidora. W odróżnieniu od ludzkiej, pomidorowa fryzura jest żywa i pełni ważną funkcję. Produkuje śluz odstraszający owady mające ochotę pożywić się pomidorowym maluchem (fot.3).
Dawno minęły już czasy, gdy byłem szczupłym młodzieńcem, a nawet chudym czterdziestolatkiem. Wiedziałem, że od kilku lat z powodu przesiadywania w domu rośnie mi brzuch i cała reszta, ale gdy 26 stycznia wszedłem na wagę, przestraszyłem się. Przy wzroście ok. 175 cm (lata temu 181 cm) wskazówka zatrzymała się na cyfrze 90! Aaaa! To stąd ta zadyszka na każdych schodach i po przejściu kilkudziesięciu metrów szybkim krokiem, nie mówiąc już o krótkim biegu. Postanowiłem walczyć z nadwagą po swojemu. W mediach masowo reklamowane są najrozmaitsze suplementy diety dostępne bez recepty w aptekach, kobiety pocztą pantoflową dzielą się przepisami na różne diety-cuda itp. Lekarze i dietetycy zalecają specjalne zestawy żywieniowe, fizjoterapeuci - specjalne ćwiczenia. Wiem jednak, że po tych dietach wystepuje często tzw. efekt "jo-jo", czyli po spadku wagi następuje jej wzmożony wzrost. To samo z suplementami, w dodatku nie mam zamiaru szpikować się kolejnymi aptecznymi specyfikami, a na jakiś specjalnie urozmaicony jadłospis na razie nie mogę liczyć. Może w porze wiosenno-letniej, gdy będzie więcej świeżych warzyw, będę je częściej kupował. A na razie po owym odkrywczym ważeniu rozpocząłem odchudzanie moją prostą metodą. Po prostu teraz jem wszystko co poprzednio, tyle że o połowę mniej, a nawet jeszcze mniej. Śniadanie takie jak dawniej, czyli 1 bułka, najlepiej razowa cienko posmarowana margarynką "Śniadaniową" (planuję prawdziwe masło) i pół serka wiejskiego, połowę lub 1/3 dawnego obiadu, na koniec 2 bułki z serem lub wędliną (chodzę spać o godz. 2:30 w nocy i zjadałem ok. 5 bułek) w kilkugodzinnym odstępie. Drugą bułkę zjadam nie później, niż o 22:30, lub nawet wcale jej nie jem. Na początku całodzienne uczucie głodu i ssanie w żołądku było nieznośne, ale z upływem dni łagodniało. Żołądek się przyzwyczaja i chyba nawet kurczy. Poza tym, gdy czuję w nocy lekkie ssanie, czuję zadowolenie, ponieważ wiem że właśnie teraz mój organizm spala swój własny tłuszcz. Jestem na razie zadowolony, bo efekt nie jest może piorunujący, ale odczuwalny. Od 26 stycznia do dzisiaj, czyli 17 lutego schudłem o 3 kilogramy (w ubraniu ważę 87 kg). Trzeba być tylko konsekwentnym, a waga będzie systematycznie spadać. Z moich zapisków wynika, że tracę 1 kg wagi na tydzień. Myślę że przy tej spokojnej metodzie nie grozi mi efekt "jo-jo". 



Telewizja "TVP Kultura" przez trzy dni tego tygodnia wyemituje trzy japońskie filmy animowane. Warto wspomnieć o ich twórcach, Hayao Miyazaki (Miyazaki Hayao - w Japonii) i Isao Takahata (Takahata Isao). Gdy w 1985 roku zakładali studio filmowe, nadali mu nazwę pustynnego wiatru - Ghibli. Miała sugerować świeży powiew w japońskiej i światowej animacji. Chcieli odejść od typowej komercji i tworzyć filmy ambitne. Taka była "Nausicaa z Doliny Wiatru" (fot.1) z 1984 r. Film opowiada o życiu po katastrofie ekologicznej i księżniczce jednej z ocalałych wysp, która stara się ratować zmutowany świat. "Laputa podniebny zamek" (fot.2) z 1986 r. to fantazja z alternatywnego świata, w którym ludzkość opanowała sztukę budowania statków powietrznych. Przełomem był "Mój sąsiad Totoro" (fot.3) z 1988 r., najbardziej osobisty film Miyazakiego. Jego akcja toczy się tuż po wojnie. Dwie dziewczynki zmuszone do przeprowadzki z miasta na wieś, zaprzyjaźniają się magicznymi stworzeniami z okolicy, a zwłaszcza z olbrzymem Totoro - dobrym duchem lasu. Jest on odwołaniem zarówno do politeistycznej religii shinto, jak i do ekologicznej filozofii głoszonej przez Miyazakiego.


Maurizzio Cattelan nie ukończył żadnej uczelni artystycznej, z wykształcenia jest elektrykiem, a w młodości m.in. kucharzem, listonoszem, sprzątał podłogi, pracował w kostnicy. Jest jednak znanym w świecie artystą, w Polsce zasłynął rzeźbą przedstawiającą papieża Jana Pawła II przygiętego pod ciężarem wielkiego kamienia, wystawioną w warszawskiej Zachęcie. Wywołało to wielkie zamieszanie i protesty katolickich środowisk ciemnogrodzkich i spowodowało odejście ze stanowiska dyrektorki galerii - Andy Rottenberg. W ideologicznych drgawkach uwolniły się wtedy polskie demony: antysemityzm, ksenofobia, kompleks wobec Zachodu, poczucie wyższości i misji, a w końcu zazdrość, kiedy rzeźba Cattelana w maju 2008 r. została sprzedana na aukcji w Christie's za 900 tys. dolarów.
Jakiś rok temu wkurzyła mnie reklama restauracji hotelu "Radisson" w Krakowie, ponieważ zachwalali swoje potrawy kuchni chińskiej na tle symboliki typowo japońskiej. Było tam wschodzące słońce, żurawie i japońskie sosny. Napisałem do nich e-mail, w którym powątpiewałem w autentyczny chiński smak ich potraw, skoro kojarzą je z Japonią.
Od kilku dni "chodził za mną" smak barszczu. Ale albo nie było go akurat w sklepie, albo nie miałem czasu na gotowanie. I wreszcie dzisiaj mam. Oto barszcz ukraiński co prawda z mrożonki, ale zabielony śmietaną i z dodatkiem osobno ugotowanych ziemniaków oraz odpowiednio przyprawiony. Baaaardzo smaczny.


Kraków poszedł w ślady Berlina czy Kopenhagi i wydarzenia artystyczne na terenach i w pomieszczeniach postindustrialnych wpisały się na stałe w rozrywkowy pejzaż miasta. Podziemne imprezy w nieczynnym hotelu "Forum", alternatywne koncerty w niewykorzystywanych przez lata fortach przy Nowym Kleparzu, pracownie artystyczne w dawnych zakładach Telpodu czy festiwale w hali ocynkowni nowohuckiego kombinatu to już dzisiaj nie marzenie znudzonego piwnicznym klimatem krakowskiego imprezowicza. Zabłocie stało się bardziej znane po filmie "Lista Schindlera" i urządzeniu w dawnej fabryce Schindlera muzeum, gdzie podążają liczne wycieczki oraz indywidualni zwiedzający. Teraz nieopodal przybył nowy adres warty odwiedzenia - Klub Fabryka, mieszczący się w zabudowaniach dawnych zakładów produkujących kosmetyki "Miraculum". Będzie działał przez kilka lat, do czasu powstania tutaj osiedla apartamentowców. W klubie odbywają się koncerty, prowadzone są warsztaty artystyczne, mieści się pracownia grafiki i kreacji komputerowej itp. Fabryka na Zabłociu to kolejna wizytówka industrialnego Krakowa. Cieszy nas to z Ayano, ponieważ na Zabłocie z tego niby odległego Płaszowa możemy dotrzeć całkiem przyjemnym spacerem.