piątek, 27 sierpnia 2010

0,4 ha

Przeczytałem ostatnio reportaż o lekarzu z zawodu i byłym dyrektorze departamentu służby zdrowia, który zrezygnował z medycyny i obecnie zajmuje się hodowlą krów wysokiej rasy. Ma ich około 300 i 2200 hektarów ziemi na Mazurach. Jest szczęśliwy, realizuje się w tym co robi, tylko od czasu do czasu męczy go w nocy senny koszmar, że znowu jest dyrektorem. Budzi się zlany zimnym potem. Trochę narzeka na nasze prawne idiotyzmy (jak i ja), np. że gdy stara się o dopłatę na budowę gazowni biochemicznej, to urzędasy odmawiają, ponieważ nie jest przemysłowcem, lecz rolnikiem. Natomiast gdy chce unijnych dopłat rolniczych, wtedy wmawia mu się, że nie jest rolnikiem, tylko biznesmenem. Hodowca zwraca uwagę na fakt, że w Polsce nie jest prawidłowo zdefiniowane pojęcie rolnika. U nas każdy kto mieszka na wsi i posiada 0,4 ha ziemi, jest już rolnikiem i może ubiegać się o dopłaty unijne. Są tacy, którzy posiadając dużo więcej ziemi, utrzymują ją tylko w tzw. kulturze, czyli raz do roku orzą lub koszą trawę i z tego tytułu pobierają dopłaty.
Co prawda mój ogródek nie ma 0,4 ha i mieszkam w Krakowie, ale mogę dogadać się z sąsiadem, który ma większą działkę, następnie Płaszów bez kanalizacji i gazu należy uznać za wieś jak cholera i mogę zgłosić się po unijne dopłaty rolnicze jako hodowca bobu. Przecież miałem w czerwcu 8 krzaczków!

Brak komentarzy: