sobota, 7 listopada 2009

Fatalna pomoc

Przeczytałem wczoraj w "GW" historię byłej narkomanki, która jednak od 5 lat jest czysta. I niestety bezdomna, w dodatku ma 5-letnią córeczkę. Irytuje mnie sposób, w jaki działają nasze instytucje władzy i ośrodki pomocy społecznej. W wielu wypadkach nie pomagają, ale dołują ludzi takich jak ta kobieta. Bardzo trudno jej znaleźć miejsce z dzieckiem w jakimkolwiek domu opieki (w dodatku jest nosicielką HIV). Gdy już znajdzie, to zawsze jest to ograniczone czasowo - po upływie np. roku znowu musi sobie szukać lokum. Gdy znajdzie pracę, wtedy stać ją na wynajęcie mieszkania i normalne życie. Gdy pracę straci, to te "dobroczynne" instytucje zamiast pomóc jej w znalezieniu nowego zajęcia, natychmiast odbierają dziecko. Kobieta bez córki ląduje na bruku, co jest pierwszym krokiem do powrotu do narkomanii. Miała bardzo bliskiego przyjaciela, z którym nie chciała się rozdzielać. Ani z córką. Tymczasem wszystkie schroniska i noclegownie są u nas wyłącznie męskie, albo żeńskie. Dla bezdomnych nie ma pojęcia rodziny, bo nie wolno być im razem. Rozumiem trudności organizacyjne, ale przecież to nie klasztor, ani więzienie. Bezdomność nie powinna wykluczać bycia razem, to ostatnie co tym ludziom może zostało. A różne organizacje dziwią się np. podczas zimy, że bezdomni odmawiają pomocy w postaci odwiezienia ich nocą do noclegowni. Powodem jest przeważnie zakaz picia alkoholu w takich przybytkach, ale czasem chodzi po prostu o to, że ludzie nie chcą być rozdzieleni.

Brak komentarzy: