czwartek, 3 lipca 2008

Wieliczka






Na dzisiaj w planie była Wieliczka i pojechaliśmy tam. Oczywiście planowaliśmy krótką podróż pociągiem, ale na stacji okazało się, że uciekł nam pociąg, a następny będzie za prawie 2 godziny.
Poszliśmy więc spróbować szczęścia na Wielicką, gdzie zaraz nadjechał busik i za 2,50 od osoby zajechaliśmy na miejsce. Co prawda w duchocie i skwarze, ale było szybko. Jak na razie w naszym ukochanym i coraz cieplejszym kraju nikt nie myśli o klimie w środkach komunikacji wieloosobowej. Wyjątkiem są najnowsze szynobusy kursujące m. in. do Wieliczki i z powrotem.
Został przełamany stereotyp Wieliczki jako miasteczka-kopalni soli, bo zwiedziliśmy tamtejszy zamek, jego basztę i dziedziniec. O zamku nic do tej pory nie wiedziałem, natomiast w kopalni i ja i Ayano już kiedyś byliśmy. Ja bodaj 2 albo 3 razy, o ironio przy okazji wycieczek kolonijnych dla dzieciaków z innych stron kraju. To samo było z Zakopanem, bo jeździłem co roku na obóz do Nowego Targu. Na Wawelu też byłem z wycieczką z Nowego Targu. A Ayano była w kopalni jako samodzielna japońska turystka 16 lat temu, zanim spotkała mnie na swojej drodze.
W zamkowych pomieszczeniach mieści się stała ekspozycja archeologiczna, historyczna i piękna kolekcja solniczek. Ayano beze mnie wyszła z przewodniczką i św. Kingą (przebrana w błękitną suknię dziewczyna) na basztę, gdzie z powodu zbyt stromych schodów się nie pofatygowałem.
Sama też oglądała XVI-wieczny drewniany kościół, bo utknąłem paręset kroków od celu z powodu upału i drogi pod górkę.
Na obiad poszliśmy do orientalnej knajpki, gdzie zjedliśmy wieprzowinę z bambusowymi pędami, grzybami mun i ryżem. Jeśli chodzi o powrót, to nie było już tak różowo, bo musieliśmy szukać dość daleko miejsca, skąd odjeżdżają busiki do Krakowa. Ale nie było tak źle, tylko ten cholerny upał. Gdyby nie Ayano, przesiedziałbym go w domu - jednak to łażenie po skwarze spowodowało (mam nadzieję) wypocenie ze mnie kilku(dziesięciu)nastu deko tłuszczu.

Brak komentarzy: