


W związku z tego rodzajem wędlin przypominam sobie sobie zabawną historyjkę sprzed lat. Otóż w czasach PRL, gdy zajmowałem się (niezbyt wtedy legalnymi) interesami z cudzoziemcami, czasem od Węgrów i Rumunów oprócz ich waluty kupowaliśmy też wspaniałe oryginalne salami. Jeden z kolegów po kilku dniach zapytał: co wy u diabła widzicie w tej węgierskiej kiełbasie? Przecież to się nie da jeść! - Jak to się nie da? - pytam. A on mówi: no kroję plaster, wsadzam w bułę i próbuję jeść, ale nie smakuje. - Jaki plaster? - No taki na centymetr gruby. - Ty ciemniaku, plasterek salami ma być taki cienki, żeby przez niego stąd Warszawę było widać! Wtedy jest smaczne!
Ten mój kolega przypominał różnych nowobogackich, którzy jedząc kawior wielkimi łyżkami, też narzekali na brak szczególnego smaku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz