Gdy byłem niedużym chłopcem, nieraz zastanawiałem się nad naszym językiem i miałem własne teorie na językowe tematy. Np. przy pisaniu słowa gumka (do mazania), ołówek "sam" pisał "gumpka", bo uważałem, że skoro "pompka" (do roweru), to i "gumpka". A dorośli stale mnie poprawiali, bo zamiast "naokoło", uporczywie mówiłem "naobkoło".
Teraz na starsze lata znowu mam własne teorie językowe i jako że z powodu wieku czas stał się dla mnie cenny, uważam że mamy sporo niepotrzebnie długich słów. Można wiele z nich skrócić, zwłaszcza że nie ma innych podobnych, a i tak wiadomo o co chodzi.
Na początek coś z zoologii.
Dlaczego musi być nietoperz, jeśli może być toperz?*
Hipopotam - hipotam
krokodyl - krodyl*
jaszczurka - szczurka
antylopa - tylopa
nosorożec - nosoróg.
Techniczne terminy rónież:
telewizor - lewizor
magnetowid - magnewid
magnetofon - matofon
telefon - lefon, itd.
Ileż kłapania dziobem się zaoszczędzi, papieru i długopisów, tudzież drukarek!
*Przy "toperzu" może być niezła zabawa, gdy ktoś cię będzie poprawiał: "nietoperz!" A ty wtedy pytasz: jak NIE toperz, to co w końcu?
*Parę lat temu przy wódeczce z uporem mówiłem "krodyl", a moi kolesie z wyższością i politowaniem poprawiali mnie: "Bodzio, mówi się kroKOdyl!", i "ile razy mam ci powtarzać kroKOdyl!KroKOdyl!". Z trudem zachowywałem pozory powagi i przyjmowałem pouczenia.
niedziela, 30 listopada 2008
piątek, 28 listopada 2008
Szęście w nieszczęściu
W tej bombajskiej tragedii (ostatnie doniesienia mówią o 130 zabitych i setkach rannych) mieliśmy dwa razy trochę szczęścia. Dzień przed terrorystycznym atakiem w jednym z tych luksusowych hoteli polski konsulat wydał przyjęcie z okazji 75-lecia istnienia konsulatu w Bombaju, oraz 9o rocznicy odzyskania niepodległości. Obecnych było kilkaset gości z różnych krajów, więc nietrudno sobie wyobrazić, co by się stało tam w dniu ataku.
Drugi szczęśliwy zbieg okoliczności polegał na tym, że jadące na wystawę w Bombaju dzieła najwybitniejszych polskich malarzy XX wieku nie dojechały do celu. Na wieść o zamachach dyrekcja Muzeum Narodowego w Krakowie zawróciła transport obrazów w ostatniej chwili tuż przed granicą polsko-niemiecką. Pracownica muzeum zobaczyła w TV zdjęcia płonących w Bombaju hoteli i złapała za telefon...
To być może uratowało obrazy (rzeźby też) przed ewentualnym bezpowrotnym zniszczeniem. Strata byłaby niepowetowana.
Dwóch Polaków (jeden z nich jest europosłem) ukrywało się w hotelu opanowanym przez terrorystów. Wiedzieli, że polują na cudzoziemców, więc ukryli się na tyle skutecznie, że bandyci nie mieli o nich pojęcia. Natomiast Polacy sporo zaobserwowali i SMS-ami przesyłali informacje do kraju o sytuacji. Błagali tylko, żeby do nich nie dzwonić. Oczywiście, przecież wtedy islamiści mogliby ich namierzyć.
Szkoda tylko, że tyle niewinnych ludzi nie żyje, a jeszcze więcej cierpi z powodu ran. Ich rodziny też.
Indie, największa - miliardowa przecież demokracja na świecie, mają swoje kłopoty z etnicznymi i religijnymi tarciami, problem sporu o Kaszmir z Pakistanem i wiele innych, muszą jeszcze stawić czoła światowemu terroryzmowi. Ostrożnie nie oskarżają Pakistanu o ten atak, chociaż są przesłanki, że ekipy terrorystów przeniknęły stamtąd. Przecież Pakistan jako państwo może nie mieć nic wspólnego z napadem.
Drugi szczęśliwy zbieg okoliczności polegał na tym, że jadące na wystawę w Bombaju dzieła najwybitniejszych polskich malarzy XX wieku nie dojechały do celu. Na wieść o zamachach dyrekcja Muzeum Narodowego w Krakowie zawróciła transport obrazów w ostatniej chwili tuż przed granicą polsko-niemiecką. Pracownica muzeum zobaczyła w TV zdjęcia płonących w Bombaju hoteli i złapała za telefon...
To być może uratowało obrazy (rzeźby też) przed ewentualnym bezpowrotnym zniszczeniem. Strata byłaby niepowetowana.
Dwóch Polaków (jeden z nich jest europosłem) ukrywało się w hotelu opanowanym przez terrorystów. Wiedzieli, że polują na cudzoziemców, więc ukryli się na tyle skutecznie, że bandyci nie mieli o nich pojęcia. Natomiast Polacy sporo zaobserwowali i SMS-ami przesyłali informacje do kraju o sytuacji. Błagali tylko, żeby do nich nie dzwonić. Oczywiście, przecież wtedy islamiści mogliby ich namierzyć.
Szkoda tylko, że tyle niewinnych ludzi nie żyje, a jeszcze więcej cierpi z powodu ran. Ich rodziny też.
Indie, największa - miliardowa przecież demokracja na świecie, mają swoje kłopoty z etnicznymi i religijnymi tarciami, problem sporu o Kaszmir z Pakistanem i wiele innych, muszą jeszcze stawić czoła światowemu terroryzmowi. Ostrożnie nie oskarżają Pakistanu o ten atak, chociaż są przesłanki, że ekipy terrorystów przeniknęły stamtąd. Przecież Pakistan jako państwo może nie mieć nic wspólnego z napadem.
czwartek, 27 listopada 2008
Finał
Łazanki i terror




Dzisiaj kupiłem odmienny makaronik na łazanki. Poprzednio robiłem je z kwadratowych makaroników, kiedyś Ayano kupiła "świderki", a teraz mam jakby kokardki, albo muszki, jakie krasnoludki zakładają od święta zamiast krawatu. Wyglądają apetycznie, w połączeniu z farszem będą miały może równie wyrafinowany smak.
W Bombaju nastąpił atak terrorystów na dwa luksusowe hotele i inne obiekty. W hotelach wzięli zakładników, wśród których pilnie poszukiwali Amerykanów i Brytyjczyków. Jeden hotel został już odbity z rąk terrorystów, a zakładnicy uwolnieni. W drugim ukrywa się Polak i telefonicznie nadaje informacje o sytuacji. Podczas ataku terrorystów zginęło około 100 (!) niewinnych osób, w tym 6 obcokrajowców. W TV podają co jakiś czas zaktualizowane informacje. Z radia wiem o tym od rana.
środa, 26 listopada 2008
Klimaty i spirytus
Nie pierwszy raz obserwuję na telewizyjnej mapie pogody zjawisko wpływu morza na stabilizację temperatury. Nie ma to wiele wspólnego np. z klimatem Wielkiej Brytanii, gdzie wyspy ogrzewa ciepły prąd Golfstrom, ale jednak nawet taki mały Bałtyk powoduje zmniejszenie skoków temperatury. Np. wczorajszej nocy w Szczecinie w nocy było -2 st. C, a w Krakowie -4. Potem za dnia u nas było +3 st. C, a w Szczecinie -1. Łatwo zauważyć, że na południu różnica teperatur nocnej i dziennej wyniosła 7 stopni, a na wybrzeżu zaledwie 1 stopień.
Swego czasu w Japonii zrozumiałem na czym polega podstawowa różnica między naszymi klimatami. Bo przecież u nas latem też bywa 35 , a nawet 40 st. C, a jednak nie rosną mandarynki, kasztany jadalne itp. rośliny. Przede wszystkim zimy są ostrzejsze, po drugie wilgotność powietrza o wiele mniejsza, a po trzecie jeśli w np. w Tokio za dnia jest 35 st. C, to nocą 25 st. U nas przy analogicznej temperaturze w dzień, w nocy jest 10 - 15 st. i to raczej w lipcu. W sierpniu noce już są chłodniejsze.
W naszym kraju czasem czuję się, jak w drugim PRL-u. Następne kretyństwo władz polega na gnębieniu małych gorzelni wiejskich przepisami wymagającymi szczegółowego rejestrowania produkcji w internecie. Te małe zakłady, wytwarzające doskonały spirytus - surowiec do produkcji wódek, niejednokrotnie nie mają dostępu do internetu, a jeśli mają, to i tak ten portal jest totalnie zapchany i trudno się tam zalogować. Wiele tych firm zapowiada rezygnację z produkcji surowca, a duże wytwórnie wódek będą zmuszone importować spirytus za ciężkie pieniądze. Gdzie sens i logika, żeby w krainie ziemniaka o tradycjach produkcji spirytusu świetnej jakości(ponoć najlepszej na świecie), zachodziła potrzeba importu tego typowo polskiego specyfiku? Jakieś komisje mają się tym zająć. Jak zwykle potrwa to kilka lat, a tymczasem małe zakłady upadną, gorzelnie z innych krajów będą się cieszyć i zgarniać nasze pieniądze, a my będziemy pić gorszą ( i droższą) wódkę.
Swego czasu w Japonii zrozumiałem na czym polega podstawowa różnica między naszymi klimatami. Bo przecież u nas latem też bywa 35 , a nawet 40 st. C, a jednak nie rosną mandarynki, kasztany jadalne itp. rośliny. Przede wszystkim zimy są ostrzejsze, po drugie wilgotność powietrza o wiele mniejsza, a po trzecie jeśli w np. w Tokio za dnia jest 35 st. C, to nocą 25 st. U nas przy analogicznej temperaturze w dzień, w nocy jest 10 - 15 st. i to raczej w lipcu. W sierpniu noce już są chłodniejsze.
W naszym kraju czasem czuję się, jak w drugim PRL-u. Następne kretyństwo władz polega na gnębieniu małych gorzelni wiejskich przepisami wymagającymi szczegółowego rejestrowania produkcji w internecie. Te małe zakłady, wytwarzające doskonały spirytus - surowiec do produkcji wódek, niejednokrotnie nie mają dostępu do internetu, a jeśli mają, to i tak ten portal jest totalnie zapchany i trudno się tam zalogować. Wiele tych firm zapowiada rezygnację z produkcji surowca, a duże wytwórnie wódek będą zmuszone importować spirytus za ciężkie pieniądze. Gdzie sens i logika, żeby w krainie ziemniaka o tradycjach produkcji spirytusu świetnej jakości(ponoć najlepszej na świecie), zachodziła potrzeba importu tego typowo polskiego specyfiku? Jakieś komisje mają się tym zająć. Jak zwykle potrwa to kilka lat, a tymczasem małe zakłady upadną, gorzelnie z innych krajów będą się cieszyć i zgarniać nasze pieniądze, a my będziemy pić gorszą ( i droższą) wódkę.
wtorek, 25 listopada 2008
Eeeee! Judasz

Polskie "eeee" ma zupełnie inne znaczenie i wydźwięk niż japońskie "eeee". Nie wiedziałem, że pójdę do feralnego sklepu, dopiero po wyjściu z domu i ujrzeniu śniegowego błota zdecydowałem się na bliższą drogę, dlatego nie wziąłem z sobą żarówek: spalonej i niechcianej 60-watowej. W sklepie do standardowych zakupów kulinarnych dołączyłem żarówkę, a przy kasie poprosiłem o sprawdzenie jej, czy działa. Pani kasjerka odmówiła z powodu braku odpowiedniego urządzenia, a ja poinformowałem ją o poprzednim zakupie nieświecącej żarówki. "No przecież może pan z paragonem przyjść i wymienić" - usłyszałem. "A dlaczego mam łazić tam i z powrotem po błocie i chłodzie?". Usłyszawszy dyskusję kierowniczka wypełzła ze swojego biura i znowu jak kiedyś mrucząc na moje "fochy" wykręciła żarówkę ze swojej lampki na biurku i sprawdziła. "No i proszę, świeci! A pan jak zwykle wymyśla jakieś bzdury!". - "czy ja za 1 złoty i 25 groszy miałbym wymyślać aferę?". A pani kierowniczka: "Eeee! Różni tu przychodzą i kombinują!"
I taki jest w tym sklepie szacunek dla klientów. Zamiast przeprosić i troszkę się powstydzić, szefowa traktuje cię jak potencjalnego kombinatora i złodzieja. Za 1,25 zł. Przecież ja nawet nie żądałem wymiany, tylko sprawdzenia. I zapłaciłem, choć nie powinienem za nastepną żarówkę. Po sprawdzeniu.
Po 9,5 latach i wielu złośliwościach ze strony sąsiadów, a właściwie sąsiadek zamontowałem dzisiaj przy pomocy Zbyszka wizjer w drzwiach wejściowych. Ten zabieg ma raczej psychologiczne znaczenie, bo nie będę przecież czuwał non-stop przy "judaszu", żeby kogoś przyłapać na nieetycznym zachowaniu. Jednak potencjalny sprawca nigdy nie będzie wiedział, czy właśnie akurat na niego nie patrzę. Myślę, że wiele "kawałów", jak kradzieże haczyków, tupanie itp. właśnie ma swój koniec.W przeciwieństwie do większości sąsiadów przez tyle lat nie uważałem "judasza" za konieczność, ale realia życia w tej społeczności zweryfikowały moje poglądy.
poniedziałek, 24 listopada 2008
Hołodomor

O tym Głodzie więcej dowiaduję się dopiero teraz, przecież za moich lat w szkole na ten temat nie było ani słowa*. Prezydent Juszczenko powiedział, że Holodomor to był ukraiński Holocaust.
*Tak samo, jak prawdy o Powstaniu Warszawskim - że Armia Czerwona wtedy nie wsparła powstańców, choć mogła; stali za Wisłą i czekali, aż Warszawa się wykrwawi - dowiedziałem się dopiero w 1982 roku w czasie internowania. Na wykładach wygłaszanych przez internowanych profesorów historii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)