piątek, 3 października 2008

Blady strach

Od 2 dni blady strach ogarnął dwie podkrakowskie gminy - Liszki i Czernichów. Mieszkaniec jednej z nich zauważył z okna domu i sfilmował z oddali duże kotowate płowe zwierzę. Znana specjalistka od zwierząt Hanna Gucwińska ("Z kamerą wśród zwierząt" - wrocławskie ZOO) stwierdziła, że w pierwszych ujęciach filmiku zwierzę ma lwie ruchy, w następnych - innego dużego kota. Zganiła antyterrorystów za metody obławy na zwierza w celu trafienia go pociskiem usypiającym. Osaczyli go bowiem zbyt dokładnie, a wtedy nie czując możliwości ucieczki atakuje ludzi. Jednak pomimo zlokalizowania lwa-pantery przez kamerę termowizyjną w polu kukurydzy, w nocy wymknęła się z obławy. Zalecono nie wypuszczać dzieci z domu, oraz pochować kury, kaczki i gęsi. Psy się same pochowały. Koty nie, bo to krewniak.

czwartek, 2 października 2008

Katastrofa









Ta 6-ta kuchenka też okazała się niesprawna i nadaje się do kolejnej wymiany. Termostat wyłącza grzanie przy maksymalnym ustawieniu, wobec czego placki przyklejały się do patelni. Przerwałem całą operację, żeby zeskrobać resztki z patelni i spróbować z inną margaryną, a także z olejem. Na oleju niechętnie smażę placki, ponieważ zajeżdżają mi smażoną rybą. Nie przeszkadza mi rybi smak przy jedzeniu ryby, ale przy innej potrawie jest nieznośny. Na dużym palniku nadal wszystko się kleiło. Szkoda mi było wyrzucać tyle plackowej masy, więc spróbowałem na małym palniku i na małej patelni - z marnym skutkiem. Jutro wykombinuję coś z tą masą i prodiżem. Zrobię może pikantne ciasto ziemniaczane.

Mydelniczki

Za moich młodych lat ten wytwór myśli technicznej i przemysłu motoryzacyjnego NRD był przedmiotem marzeń i westchnień we wszystkich demoludach. Nie wszystkim się to "cacko" podobało, bo dla mnie na przykład silnik dwusuwowy w samochodzie to nieporozumienie. Jeździły po naszych ulicach i szosach takie pierdzące i śmierdzące pokraki jak syreny, wartburgi i trabanty. Jedyną zaletą trabanta było to, że nie rdzewiał, ponieważ karoserię miał wykonaną z jakiejś masy laminowanej. Z tego powodu nazywany był mydelniczką. Pamiętam jeszcze jego protoplastę - P-70, obrzydliwą pokrakę z dykty. Nie lubię silników dwusuwowych do dzisiaj i nie mogę zrozumieć, dlaczego ten niby samochód stał się "kultowy". Szczególnie Niemcy z dawnej RFN darzą go sympatią i kupują czasem za spore pieniądze. U nas też jest to pojazd "kultowy", co widać na załączonym obrazku. To zjazd "trabanciarzy" pod krakowskim Dworcem Głównym.

Skład

Obrane ziemniaki utarłem na wiórkowatych otworkach tarki, choć zaleca się ucieranie na miazgę. Tak robię od pewnego czasu z dobrym skutkiem. Po pierwsze idzie to szybciej, po drugie placki są bardziej treściwe przy gryzieniu. Następnie dodałem posiekaną cebulę, trochę czosnku, 2 łyżki mąki i jajko. Na koniec przyprawiłem solą i pieprzem. Za 40 minut będę smażył i otworzę przy tym okno.

Masa













środa, 1 października 2008

Przesyłka

Po wyłączeniu telewizora ok. godz. 2:30 w nocy szykowałem się do spania, gdy zadzwonił telefon. Pomyślałem, że to mój pomylony były szwagier z USA, który gdy popije, zapomina o różnicy czasu i chce sobie pogadać. Nie był to jednak on. Jakiś obcy chropawy głos kazał mi wyjrzeć za drzwi i połączenie zostało przerwane. Ostrożnie uchyliłem drzwi i przed progiem ujrzałem pudło. Było podobne do tych w jakich kupuje się buty. Wyjrzałem przed dom, ale nigdzie nie było śladu czyjejś obecności. Nie dotykałem pudła od razu, nie wiadomo co jakiś oszołom tam wsadził. Wychylając tylko głowę i rękę strąciłem kijem od mopa przykrycie i zobaczyłem w środku tą łapę. Nie wiem z czego jest zrobiona, ale do czego jest podobna, widać doskonale. Wziąłem pudło z zawartością do mieszkania i przez gumowe rękawice kuchenne wyjąłem łapę. Dokładniejsze oględziny postanowiłem odłożyć do rana, gdy ponownie zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałem śmiech przypominający żabi rechot. Długo nie mogłem zasnąć.

Potwierdzenie

Stanisław Mancewicz w "Gazecie Wyborczej" podziela moje poglądy na temat naszej polaczkowatości, z tym że zajął się on inną jej odmianą. Ja podjąłem temat głupoty narodowej, redaktor Mancewicz pisze o naszym agresywnym stylu bycia. Podaje przykłady agresywnych polityków, a także sportowców. Edward Smolarek, gdy przybył z Zachodu na rodzime łono, był spokojnym i uśmiechniętym piłkarzem. Po niedługim czasie zaczął bluzgać i kopać nie tylko piłkę. A Leo Beenhakker opisywany kiedyś jako zjawisko z innej planety - uosobienie spokoju, coraz częściej pokazuje wściekłą twarz. Jego żona twierdzi że zmienił się nie do poznania.
Mancewicz pisze o agresywnych Polakach: "Są to objawy wynikłe z długiego przebywania w kraju komunistycznym i zarażenia się komuchowatością. To schorzenie, co widać i słychać codziennie, jest nieuleczalne...". A od nas zarażają się Smolarkowie, Beenhakkerowie i wielu innych spokojnych ludzi. My agresji nauczyliśmy się w kolejkowych walkach o kiełbasę, wódkę i papier toaletowy, a oni zarażają się niezasłużenie.