środa, 28 lipca 2010

Imieniny, upały, deszcze i powodzie

W poniedziałek pojechałem do mojej siostry na imieninowy obiadek. Podano leczo, bardzo pyszne i chociaż to tylko jedno danie, to jednak jak na 5 osób było wiele możliwości jego zjedzenia. Jako dodatek do wyboru były podsmażane talarki ziemniaczane, ryż lub makaron, oczywiście mógł ktoś zjeść leczo po prostu z pieczywem. Na deser był tort czekoladowy, którego wielki kawał zapakowano mi do domu.
Dzisiaj rano miałem niemal szok temperaturowy, ponieważ termometr wskazywał i wskazuje nadal w południe zaledwie 12 stopni C. W dodatku leje już drugi dzień bez przerwy i zawiewa zimny wiatr. Tak się porobiło, że nie ma już zwykłej letniej pogody; gorąco gdy słońce, a potem trochę deszczu, ale ciepło. Nie, teraz albo potworny upał w granicach 35 - 37 stopni, albo zimno jak w październiku, albo deszcze takie, że zalewa pół Polski. To chyba skutki globalnego ocieplenia klimatu. Co do upałów, to niedawne temperatury były zbliżone do tych w Japonii, jednak przekonałem się na własnej skórze, że japońskie 35 stopni jest inne niż polskie. Upał w Tokio jest jeszcze bardziej odczuwalny niż w Krakowie, bardziej obezwładniający z powodu większej wilgotności powietrza. Gdy znajomy kiedyś opowiadał mi, jak w czasie pracy w Iraku znosił 50-stopniowe upały, ciężko było uwierzyć. Teraz jednak wiem, że z kolei tamtejsze upały są znośniejsze od naszych z powodu suchości powietrza i wiatru od pustyni.

Brak komentarzy: