czwartek, 29 lipca 2010

Do Japonii dwa razy bliżej niż do Korei






Dwa tygodnie temu "Gazetę Wyborczą" sprzedano mi z dodatkiem w postaci książeczki zatytułowanej "Swego nie znacie... czyli Polska oczami obcokrajowców", autorstwa Judyty Fibiger i wydanej przez ELEMENT ONE. Wcześniej już po otwarciu książki na chybił trafił od razu trafiłem na znajomą twarz na fotografii. To była przecież Miho Iwata, nasza znajoma artystka tancerka z Japonii! Od wielu lat mieszka i działa w Krakowie, to już krakowianka. Z ciekawością przeczytałem jej wypowiedź o drugiej ojczyźnie i tutejszej pracy arytstycznej, ale dopiero kilka dni temu zwróciłem uwagę na podaną ilość kilometrów dzielącą ją od japońskiego domu. Według autorki i wydawnictwa jest to 5870 km! Co za bzdura, zwłaszcza że przy wypowiedzi innej egzotycznej krakowianki z Korei Południowej podano odległość 10 133 km. A przecież Japonia leży kawałek drogi za morzem za Koreą. Jednak z danych w książce wynika, że w Tokio można znaleźć się już w połowie drogi do Korei. Ayano zwróciła mi jeszcze uwagę na przekręcone japońskie przysłowie. Bezsensownie podano je jako "Zdrowy orzeł nie pokazuje pazurów". Prawidłowo brzmi ono - "Zdolny orzeł nie pokazuje pazurów".
Jak na złość te dwie pomyłki przypadły właśnie na japońską opowieść. Może przez to książka trafiła do "Gazety" jako darmowy dodatek?

Brak komentarzy: