poniedziałek, 26 lipca 2010

Dokończenie informacji biograficznej

"Polska trawa była za słaba i robiłem z niej olej destylowany. (...) Gdzieś w Kielcach wypiłem pięćdziesiątkę. Siła jak sto joitów!. Pazerny byłem na haj. W trakcie koncertu mnie wzięło... Jak szarpnęło! Musiałem przerwać granie".
Stańko rzucił używki dopiero w 1992 roku. Ale wszystko - narkotyki, alkohol i papierosy. "Bo nie lubię, jak coś muszę". Ocalił siebie, ale nie uratował rodziny, która rozpadła się właśnie z powodu jego nałogów. Z żoną próbował jeszcze zejść się parę razy, ale bezskutecznie. Za to z córką po latach nawiązał świetny kontakt i obecnie jest ona jego menedżerem.
Jednak "Autobiografia" to nie tylko opowieść o desperackim życiu Tomasza Stańki. To także barwny kalendarz muzycznych przygód i doświadczeń. Festiwal Berliner Jazztage w 1970 roku był przełomem w jego karierze. Tamtejsza publiczność przez 20 minut domagała się bisu kwintetu Stańki, a muzycy o niczym nie wiedząc dawno już rozpoczęli imprezkę w garderobie. Potem była współpraca z kultową wytwórnią płytową ECM Records, spotkania z Krzysztofem Pendereckim, czy genialnym fińskim kompozytorem i perkusistą Edwardem Vesalą. Była też magiczna sesja nagraniowa w indyjskiej świątyni Taj Mahal, sukcesy na festiwalu jazzowym w Montreux itd., itd.
Artysta wspomina nazwiska polskich muzyków i nazwy zespołów, z którymi grywał. Czasem niektóre mogą zaskoczyć, bo wydawałoby się że to zupełnie inna bajka. Na przykład Kora i zespół Maanam, Marek Piekarczyk z TSA oraz grupy Mech, Krzak, SBB, Dupa ["u" z dwoma kropkami!].
W latach 90. na jazzowym rynku ukazała się autobiografia Milesa Davisa "Ja, Miles". Śmieszna, ostra, czasem przerażająca, ale dziś traktowana jak jazzowa biblia. Nie ma wątpliwości, że z biografią Stańki będzie tak samo.

Brak komentarzy: