Poprzednim razem jadąc tramwajem spotkało mnie dość traumatyczne zdarzenie. Po raz pierwszy w życiu ktoś ustąpił mi miejsca. Po prostu na mój widok młoda i bardzo ładna dziewczyna podniosła się z siedzenia i zaproponowała, bym usiadł. We mnie jakby piorun strzelił. Z jednej strony bardzo ładnie z jej strony, ale z drugiej... Czyżbym już tak zdziadział? Stało się dla mnie jasne, że dla niej nie jestem mężczyzną, tylko siwym dziadziusiem. Niech to szlag trafi!
Dzisiaj w absurdalnym Płaszowie zrobiłem najdłuższą trasę zakupową w ponad 10-letniej historii mojego tutaj zamieszkania. Spaliła się 25-watowa żarówka w mojej ukochanej nocnej lampce, więc postanowiłem ją kupić przy okazji codziennego zaopatrzenia. Poszedłem na zakupy "na tamtą stronę", co oznacza drogę przez "nielegalny" tunel i niezgodne z przepisami przejście przez torowisko (18 torów kolejowych). Zapewniam, że łażenie po oblodzonych i zaśnieżonych torach nie jest czymś przyjemnym. W zaprzyjaźnionym kiosku są żarówki, ale tylko 40 wat - to za mocne. W sklepie zabrakło - dopiero będą może po niedzieli. Wybrałem się więc aż na drugą stronę ulicy Wielickiej do sklepu elektrycznego. Tam okazuje się, że w soboty sobie ten sklep nie pracuje. Robię więc zakupy spożywcze na Dworcowej i wracam przez tory do domu. Jednak do tego domu nie wchodzę. Przechodzę obok, bo byłem na tyle uparty, żeby pójść dalej, do sklepu "Arged", gdzie wreszcie znalazłem upragnione i najzwyklejsze żarówki 25 W. Kupiłem trzy. Łażąc za głupią żarówką zrobiłem jakieś 4 kilometry.
W Płaszowie ze zwykłymi sprawami mogą zaistnieć niezwykłe problemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz